Człowiek, który rozszyfrował rynki finansowe. Gregory Zuckerman

Читать онлайн.
Название Człowiek, który rozszyfrował rynki finansowe
Автор произведения Gregory Zuckerman
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 978-83-8087-921-8



Скачать книгу

kroków do wykonania przez komputer – a następnie przetestować i wdrożyć swoją strategię. Ponieważ nie był dobry w projektowaniu programów komputerowych, musiał polegać na innych programistach z wydziału, którzy faktycznie pisali kody, ale pielęgnował inne swoje umiejętności, które okazały się wartościowe w jego dalszej karierze.

      – Przekonałem się, że lubię opracowywać algorytmy i testować różne rzeczy na komputerze – powiedział później8.

      Na początku Simons pomógł w tworzeniu ultraszybkiego algorytmu do łamania kodu, rozwiązując odwieczny problem grupy. Wkrótce potem eksperci wywiadu z Waszyngtonu odkryli odosobniony przypadek, kiedy to Sowieci wysłali zakodowaną wiadomość z niepoprawnymi ustawieniami. Simons wraz z dwoma kolegami wychwycili błąd. Nadarzyła się możliwość wglądu w wewnętrzną konstrukcję systemu wroga, a to pomogło znaleźć sposoby wykorzystania tej okoliczności. Simons stał się detektywistyczną gwiazdą, a cały zespół został zaproszony do Waszyngtonu, by osobiście przyjąć podziękowania od przedstawicieli Departamentu Obrony.

      Jedynym problemem nowej pracy było to, że Simons nie mógł pochwalić się swoimi osiągnięciami nikomu spoza organizacji. Członkowie grupy byli zobowiązani do zachowania tajemnicy. Słowo, jakiego używał rząd do opisania, jak bardzo tajna jest praca IDA, było samo w sobie tajne.

      – Co robiłeś dzisiaj? – pytała Barbara, gdy Simons wracał z pracy do domu.

      – Och, to, co zwykle – odpowiadał.

      Wkrótce Barbara przestała pytać.

      Simons był pod wrażeniem wyjątkowych sposobów rekrutacji utalentowanych naukowców i zarządzania jednostką. Pracownicy, z których większość miała tytuł doktora, byli zatrudniani ze względu na potencjał intelektualny, kreatywność i ambicję, a nie jakieś konkretne doświadczenie czy wykształcenie. Założenie było takie, że znajdą problemy, nad którymi będą pracować i będą na tyle pomysłowi, by je rozwiązać. Lenny Baum, jeden z tych łamaczy kodów, którzy osiągnęli najwięcej, jest autorem powiedzenia, które stało się credem grupy: „Złe pomysły są dobre. Dobre pomysły są wspaniałe. Brak pomysłów jest beznadziejny”9.

      – To była fabryka pomysłów – mówi Lee Neuwirth, zastępca dyrektora wydziału, którego córka Bebe została później gwiazdą Broadwayu i telewizji.

      Badacze nie mogli rozmawiać o swojej pracy z nikim spoza organizacji. Wewnętrznie jednak struktura działu był stworzona tak, by rozwijać niespotykaną zazwyczaj otwartość i kolegialność. Większość z około dwudziestopięcioletnich zatrudnionych – wszyscy byli matematykami lub inżynierami – miała ten sam tytuł: pracownika technicznego. Zespół zwyczajowo gratulował sobie sukcesów i spotykał się, by wznieść szampanem toast dla uczczenia rozwiązań szczególnie opornych problemów. Zazwyczaj analitycy zaglądali do pokoi swoich kolegów, oferując pomoc lub po prostu po to, by ich wysłuchać. Gdy każdego popołudnia spotykali się przy herbacie, rozmawiali o tym, co się wydarzyło, grali w szachy, układali puzzle lub urządzali zawody w go, skomplikowaną chińską grę planszową.

      Simons wraz z małżonką regularnie wydawali kolacje, podczas których pracownicy IDA upijali się robionym przez Barbarę koktajlem, mocnym jak rum Fish House Punch. Do rana grano o wysokie stawki w pokera. Simons często kończył te rozgrywki z garścią pieniędzy, które przegrali koledzy.

      Pewnego wieczoru cała banda przyszła w odwiedziny, bo nigdzie nie mogli znaleźć Simonsa.

      – Jim został aresztowany – powiedziała Barbara.

      Simons miał w swoim poobijanym cadillacu tyle niezapłaconych mandatów za parkowanie i tyle razy zignorował wezwania, że policja wsadziła go do więzienia. Matematycy wskoczyli do kilku samochodów, pojechali na posterunek policji i zrzucili się na kaucję za jego zwolnienie.

      W IDA pełno było niekonwencjonalnych myślicieli i wielkich osobowości. W jednym dużym pokoju stało kilkanaście komputerów osobistych dla pracowników.

      Pewnego ranka pracownik ochrony zauważył tam kryptologa, który miał na sobie kąpielowy szlafrok i nic więcej; został wyrzucony z domu i mieszkał w pokoju komputerowym. Innym razem późnym wieczorem ktoś zauważył pracownika piszącego coś na klawiaturze. Szokujące było to, że pisał bosymi, śmierdzącymi palcami u nóg, a nie palcami u rąk.

      – Nawet jego palce u rąk były okropne – mówi Neuwirth. – To było naprawdę obrzydliwe. Ludzie się wściekli.

      Simons, nawet wtedy, kiedy wraz z kolegami odkrywał radzieckie sekrety, równocześnie zajmował się jednym własnym. Moc obliczeniowa komputerów była coraz większa, ale firmy zajmujące się ochroną bardzo wolno przyswajały sobie nową technologię, wciąż korzystając w rachunkowości i innych dziedzinach z metod opartych na sortowaniu kart perforowanych. Postanowił założyć firmę zajmującą się elektronicznym obrotem akcjami i ich analizą. Ta koncepcja miała potencjał, by zrewolucjonizować branżę. Dwudziestoośmioletni wówczas Simons podzielił się tym pomysłem ze swoim szefem, Dickiem Leiblerem i z najlepszym programistą IDA. Obaj zgodzili się przystąpić do spółki, którą nazwano iStar.

      Przyzwyczajeni do schematów związanych z najwyższym stopniem tajności ukrywali pracę w swojej firmie. Pewnego dnia jednak Neuwirth poznał ten sekret. Wściekły, że rychłe odejścia zdziesiątkują grupę, wpadł do gabinetu Leiblera.

      – Chłopaki, dlaczego odchodzicie?

      – Skąd wiesz? – odpowiedział pytaniem Leibler. – Kto jeszcze wie?

      – Wszyscy. Zostawiliście ostatnią stronę swojego biznesplanu w kserokopiarce.

      Jak się okazało, ich strategia bardziej przypominała Maxwella Smarta niż Jamesa Bonda.

      Simonsowi nie udało się jednak zebrać pieniędzy, które wystarczyłyby na rozkręcenie biznesu i w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Nie pokrzyżowało mu to jednak jakoś strasznie planów, ponieważ w końcu zaczął czynić postępy w badaniach nad rozmaitościami minimalnymi, dziedziną geometrii różniczkowej, którą od dawna był zafascynowany.

      Równania różniczkowe wykorzystywane w fizyce, biologii, finansach, socjologii i wielu innych dziedzinach opisują pochodne wielkości matematycznych lub ich odpowiednią zmienność. Znane z fizyki równanie Newtona, mówiące, że siła wypadkowa działająca na ciało jest równa jego masie pomnożonej przez przyśpieszenie, jest równaniem różniczkowym – przyśpieszenie jest drugą pochodną względem czasu. Równania zawierające pochodne względem czasu i położenia to przykłady równań różniczkowych cząstkowych. Mogą one być wykorzystywane między innymi w opisach zjawisk elastyczności, ciepła i dźwięku.

      Ważnym zastosowaniem PDE w geometrii jest teoria rozmaitości minimalnych, na której Simons się skupiał od pierwszego semestru pracy dydaktycznej w MIT. Klasyczny przykład z tej dziedziny odnosi się do powierzchni utworzonej przez bańkę mydlaną rozpiętą na drucianej ramce po wyjęciu jej z roztworu mydła. W porównaniu z innymi powierzchniami rozpiętymi na tej ramce powierzchnia bańki jest minimalna. Eksperymentujący w XIX wieku z bańkami mydlanymi belgijski fizyk Joseph Plateau zastanawiał się, czy takie powierzchnie o „minimalnej” powierzchni zawsze istnieją i czy są tak gładkie, że każdy ich punkt wydaje się podobny bez względu na to, jak skomplikowana lub wykrzywiona jest ramka. Odpowiedź na te pytania – znana jako zagadnienie Plateau – jest twierdząca, przynajmniej jeśli chodzi o zwykłe, dwuwymiarowe powierzchnie, co udowodnił w 1930 roku pewien matematyk z Nowego Jorku. Simons chciał wiedzieć, czy będzie to również prawdą w odniesieniu do minimalnych powierzchni w większej liczbie wymiarów, nazywanych przez geometrów rozmaitościami minimalnymi.

      Matematycy



<p>8</p>

James Simons, Mathematics, Common Sense, and Good Luck, wykład, American Mathematical Society Einstein Public Lecture in Mathematics, San Francisco, CA, 30 października 2014, https://www.youtube.com/watch?v=Tj1NyJHLvWA.

<p>9</p>

W oryginalnym brzmieniu była to pewna gra słów, gdyż w dwóch ostatnich przypadkach były to bardzo podobne w brzmieniu słowa: terrific (wspaniały) i terrible (beznadziejny) – przyp. tłum.