Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек

Читать онлайн.
Название Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej
Автор произведения Ярослав Гашек
Жанр Зарубежная классика
Серия
Издательство Зарубежная классика
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

gdy masy wojsk, rozłożonych w lasach nad Dunajcem i Rabą, znajdowały się stale pod deszczem granatów, a działa grubego kalibru rozszarpywały całe kompanie i grzebały je w Karpatach, zaś na horyzoncie wszystkich pobojowisk paliły się wsie i miasta, porucznik Lukasz i Szwejk przeżywali niemiłą sielankę z damą, która uciekła od swego męża i stała się panią ich domu.

      Gdy wyszła na spacer, porucznik Lukasz odbył ze Szwejkiem naradę wojenną, w jaki sposób można by się jej pozbyć.

      – Najlepiej byłoby, panie oberlejtnant – rzekł Szwejk – gdyby ten jej mąż, od którego uciekła, a który jej szuka, jak pan oberlejtnant powiada, że było w tym liście, który przyniosłem do koszar, dowiedział się, gdzie ona jest, i gdyby po nią przyjechał. Trzeba mu posłać telegram, że jest u pana oberlejtnanta i że może ją sobie odebrać. We Vszenorach zdarzyła się zeszłego roku taka sprawa w jednej willi. Ale telegram wysłała sama ta niewiasta do swego męża, który przyjechał i sprał po gębie ją i jego. Obaj byli cywile, ale w naszym wypadku będzie miał respekt przed oficerem. Zresztą pan oberlejtnant nic nie zawinił, ponieważ nikogo pan nie zapraszał, a ta pani uciekła na własną rękę. Zobaczy pan oberlejtnant, że taka depesza zrobi swoje. Choćby tam sobie dali nawet po pysku…

      – On jest bardzo inteligentny – przerwał mu porucznik Lukasz. – Ja go znam, on handluje chmielem en gros. Stanowczo muszę się z nim rozmówić. Depeszę poślę.

      Telegram, który został wysłany, był bardzo lapidarny, kupiecki:

      „Obecny adres małżonki pańskiej” – dopisany był adres mieszkania porucznika Lukasza.

      Zdarzyło się tedy, że pani Katy była bardzo niemile zaskoczona, gdy drzwi się rozwarły, a w nich ukazał się handlarz chmielem. Miał minę bardzo wyczekującą i zatroskaną, gdy pani Katy, nie tracąc ani na chwilę głowy, zapoznawała z sobą obu panów:

      – Mój mąż. Pan porucznik Lukasz. – Nic lepszego nie przyszło jej do głowy.

      – Niech pan siada, panie Wendler – odezwał się uprzejmie porucznik Lukasz wyjmując z kieszeni papierośnicę. – Czy mogę panu służyć?

      Inteligentny kupiec, handlujący chmielem, grzecznie przyjął papierosa, a wypuszczając ustami dym, rzekł z namysłem:

      – Pewno niedługo pojedzie pan na front, panie poruczniku?

      – Złożyłem podanie, aby mnie translokowano do 91 pułku do Budziejowic. Pojadę tam niezawodnie, jak tylko skończę robotę w szkole jednorocznych ochotników. Potrzebujemy masę oficerów, a dzisiaj spotykamy się często ze smutnym objawem, że młodzież mająca prawo do odbywania służby jednorocznej rezygnuje z tego prawa. Woli taki zostać zwyczajnym piechurem niż stać się kadetem.

      – Wojna wyrządziła wielkie szkody w handlu chmielem, ale sądzę, że nie będzie trwała zbyt długo – zauważył kupiec spoglądając na przemian to na żonę, to na porucznika.

      – Sytuacja nasza jest bardzo dobra – rzekł porucznik Lukasz. – Dzisiaj już nikt nie wątpi, że wojna skończy się zwycięstwem państw centralnych. Francja, Anglia i Rosja są zbyt słabe w porównaniu z potęgą austriacko-turecko-niemiecką. Prawda, że mieliśmy drobne niepowodzenia na niektórych frontach, ale jak tylko przerwiemy front rosyjski między Karpatami a środkowym Dunajcem, to bez najmniejszej wątpliwości będzie to koniec wojny. Tak samo Francuzom zagraża w najbliższym czasie utrata całej wschodniej Francji i wtargnięcie wojsk niemieckich do Paryża. To jest absolutnie pewne. Prócz tego przegrupowanie naszych wojsk w Serbii przebiega bardzo sprawnie, a odwrót naszych oddziałów, który faktycznie jest wyłącznie tylko przegrupowaniem, niesłusznie tłumaczą sobie niektórzy zgoła inaczej, niż tego wymaga w czasie wojny zdrowy rozsądek. Niebawem zobaczymy, że nasze z góry zamierzone przegrupowanie na południowym froncie zacznie wydawać owoce. Niech pan spojrzy…

      Porucznik Lukasz ujął kupca delikatnie za ramię, pociągnął go ku mapie terenów wojennych, wiszącej na ścianie, i wskazując na poszczególne punkty, mówił:

      – Wschodnie Beskidy są dla nas znakomitym punktem oparcia. Na odcinkach karpackich, jak pan widzi, mamy także mocne pozycje. Solidne uderzenie na tej linii – nie zatrzymamy się, dopóki nie staniemy w Moskwie. Wojna skończy się prędzej, niż przypuszczamy.

      – A jak tam z Turcją? – zapytał kupiec handlujący chmielem, zastanawiając się przy tym, w jaki sposób przejść do sedna sprawy, która go tu sprowadziła.

      – Turcy trzymają się dobrze – odpowiedział porucznik prowadząc gościa z powrotem do stołu. – Przewodniczący parlamentu tureckiego, Hali bej i Ali bej przyjechali do Wiednia. Naczelnym wodzem dardanelskiej armii tureckiej mianowany został marszałek Liman von Sanders. Goltz-pasza przyjechał z Konstantynopola do Berlina, a nasz cesarz odznaczył Enver-paszę, wiceadmirała Usedomą-paszę i generała Dżewata-paszę. Jest to stosunkowo dużo odznaczeń w tak krótkim czasie.

      Przez chwilę wszyscy siedzieli obok siebie w milczeniu, aż wreszcie porucznik uznał za stosowne przerwać niemiłą sytuację pytaniem:

      – Kiedy pan przyjechał, panie Wendler?

      – Dzisiaj rano.

      – Bardzo mi przyjemnie, że mnie pan odszukał i zastał w domu, ponieważ po południu udaję się zawsze do koszar i mam nocną służbę. Mieszkanie moje jest właściwie całymi dniami puste i dlatego mogłem ofiarować szanownej małżonce pańskiej gościnę. Ma tu zupełną swobodę przez czas swego pobytu w Pradze. Ponieważ jesteśmy starzy znajomi…

      Kupiec handlujący chmielem zakaszlał.

      – Katy jest doprawdy dziwną kobietą. Panie poruczniku, niech pan przyjmie moje serdeczne podziękowania za wszystko, co pan dla niej uczynił. Wpadnie jej do głowy ni z tego, ni z owego pojechać do Pragi, żeby jak powiada, leczyć się na nerwy. Ja byłem w podróży, wracam do domu, a dom pusty, Katy nie ma.

      Przybierając jak najmilszy wyraz twarzy, pogroził jej palcem i z wymuszonym uśmiechem zapytał:

      – Tyś zapewne myślała, że jeśli ja podróżuję, to i ty możesz sobie na to pozwolić. Nie pomyślałaś oczywiście…

      Porucznik Lukasz, widząc, że rozmowa zaczyna nabierać niemiłych akcentów, podprowadził inteligentnego kupca handlującego chmielem ku mapie i wskazując na podkreślone punkty mówił:

      – Zapomniałem zwrócić uwagę pańską na pewną bardzo ważną okoliczność. Na ten wielki łuk, zwrócony ku południowemu zachodowi, gdzie ta grupa gór tworzy jakby wielki przyczółek. W tę stronę skierowana jest ofensywa sprzymierzeńców. Przez zamknięcie tej drogi, która łączy przyczółek z główną linią obronną nieprzyjaciela, musiałoby zostać przerwane połączenie między skrzydłem prawym a armią północną nad Wisłą. Teraz pan zapewne rozumie?

      Kupiec odpowiedział, że rozumie wszystko bardzo dobrze, a obawiając się przy swoim wrodzonym takcie, aby to, co powiedział, nie było uważane za dwuznacznik, zawrócił do stołu i zaczął znowu o chmielu:

      – Nasz chmiel stracił przez wojnę zagraniczny rynek zbytu. Przepadła dla chmielu Francja, Anglia, Rosja, Bałkany. Wysyłamy go jeszcze trochę do Włoch, ale obawiam się, że i Włochy wmieszają się do wojny. No, za to po zwycięskiej wojnie ceny za towar wyznaczać będziemy sami.

      – Włochy zachowają ścisłą neutralność – pocieszał go porucznik. – To jest…

      – To czemu nie oświadczą wyraźnie, że są związane umową trójprzymierza, zawartą między Austro-Węgrami a Niemcami? – rozzłościł się nagle kupiec, któremu raptem uderzyło do głowy wszystko razem: chmiel, żona, wojna. – Spodziewałem się, że Włochy