Zagubieni. Natasza Socha

Читать онлайн.
Название Zagubieni
Автор произведения Natasza Socha
Жанр Современные любовные романы
Серия
Издательство Современные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 9788381774611



Скачать книгу

n5944q59bfv8f45g7a9041ee58f9.jpeg"/>

      Spis treści

      1 Wstęp

      2  CZĘŚĆ PIERWSZA

      3  CZĘŚĆ DRUGA

      Copyright for Polish Edition © 2020 Wydawnictwo Edipresse sp. z o .o .

      Copyright for the Text © 2020 by Natasza Socha

      Wydawnictwo Edipresse sp. z o.o.

      ul. Wiejska 19

      00-480 Warszawa

      Dyrektor Zarządzająca Segmentem Książek: Iga Rembiszewska

      Redaktor kreatywna projektu: Magda Mazur

      Produkcja: Klaudia Lis

      Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk

      Digital i projekty specjalne: Tatiana Drózdż

      Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51)

      Biuro Obsługi Klienta

      mail: [email protected]

      tel.: 22 278 15 55

      (pon.–pt. w godz. 8–17)

      facebook.com/edipresseksiazki

      facebook.com/pg/edipresseksiazki/shop

      instagram.com/edipresseksiazki

      Redakcja: Joanna Machajska

      Korekta: Katarzyna Szajowska

      Projekt okładki: Magdalena Zając

      Zdjęcie z okładki: Trevillion

      ISBN: 978-83-8177-461-1

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

      Życie jest straszne, ale ja postanowiłem, że jest piękne.

      Bohumil Hrabal

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Mosty są czasem bezradne. Niby zwykła konstrukcja inżynierska wymyślona po to, by dostać się z jednego brzegu na drugi. Podpory i przęsła, elementy usztywniające, dźwigary. Pod mostem zazwyczaj znajduje się pusta przestrzeń. Ale i ona gdzieś się kończy. Albo w jeziorze, albo w rzece, albo na ulicy. Im wyższy most, tym większy powód do dumy. Tyle że niemal każdy most ma swojego samobójcę, chociaż wcale tego nie chce.

      Jest godzina pierwsza osiemnaście w nocy. Marzec, dość zimny i deszczowy, więc ludzie po prostu są w domach. Przynajmniej ci, którym nie jest wszystko jedno, którzy zamierzają wstać rano, pójść do pracy, szkoły albo po prostu przed siebie. Którzy kupią świeże bułki na śniadanie, kawę w papierowym kubku, może gazetę, choć dzisiaj to mało popularne, albo wyjdą z psem na spacer i będą udawać, że nie widzą, jak robi kupę na trawniku.

      Tymczasem na moście rozciągniętym między brzegami Warty stoi dziewczyna, trudno powiedzieć, czy ładna, bo twarz ma wykrzywioną jakimś dziwnym grymasem. Chwilę później już wiadomo dlaczego. Kilka metrów dalej stoi chłopak, chyba młodszy od niej, ale nie to jest teraz najważniejsze. Tak naprawdę chodzi tu o absurdalny zbieg okoliczności. Oboje bowiem postanowili zakończyć swoje życie, skacząc z mostu do wody, topiąc się w niej lub łamiąc kark, uderzając o dno. Oboje nie wiedzieli, jak to się dokładnie skończy, ale mieli identyczny plan.

      Tyle że głupio jest popełniać samobójstwo w towarzystwie innej osoby.

      – Możesz stąd odejść? – Dziewczyna podeszła do chłopaka i rzuciła mu spojrzenie z serii odpychających.

      Ale jego mało to obeszło, bo głowę miał zaprzątniętą odebraniem sobie życia, a nie fochami jakiejś lali.

      – Byłem tu pierwszy – powiedział tylko.

      – Jestem kobietą – dodała ona, więc odruchowo spojrzał na nią zdumiony.

      – No i?

      – Mam pierwszeństwo.

      – Tak jak w przepuszczaniu w drzwiach?

      Skinęła głową.

      – Nie sądzę, żeby zasady kurtuazji wobec kobiet obowiązywały również w takiej sytuacji. A powiesz, po co tu przyszłaś? Jest środek nocy, pada, a ty nawet nie masz parasola.

      – Chciałam skoczyć z mostu. Parasol tylko by mi przeszkadzał. Poza tym wyglądałabym jak jakaś pieprznięta Mary Poppins, a nie o takie zakończenie mi chodziło.

      Chłopak zapatrzył się na nią przez moment.

      Westchnęła.

      – Tylko błagam, nie rób scen, nie baw się w psychologa, nie próbuj mnie na siłę ratować, nie zacznij cytować Coelho i nie dzwoń ukradkiem na policję.

      – Jak masz na imię? – spytał tylko.

      – Naprawdę chcesz to wiedzieć w tej chwili? – zdziwiła się.

      Zastanowił się.

      – Chyba tak – przyznał w końcu. – Chcę ci po prostu powiedzieć: Anno, Katarzyno, Moniko albo Krystyno, zrób to, ale po mnie. Bo mimo że jesteś kobietą, byłem tu pierwszy i to ja pierwszy skoczę z mostu.

      – To ty też chcesz się zabić?

      – Nie. Chcę szukać syren pod wodą. – Popukał się w czoło. – Pewnie, że tak.

      – A powiesz dlaczego?

      – Bo nie widzę żadnego dalszego sensu, dla którego miałbym żyć.

      – Rzuciła cię?

      – Kto? – Nie zrozumiał w pierwszej chwili. – Jezu, nie. To byłoby zbyt banalne. Ogólnie nie mam powodów, żeby to ciągnąć.

      – To tak jak ja. – Dziewczyna podeszła do niego jeszcze bliżej i spojrzała mu prosto w oczy. – Tyle że ja też wolałabym zrobić to pierwsza. Naprawdę. Boję się, że jeśli walniesz o coś głową z takim głuchym dźwiękiem albo wręcz przeciwnie, zaczniesz wrzeszczeć jak opętany, możesz mnie zniechęcić. A ja już nie mogę dłużej żyć. Jestem wypalona. Wypłukana. Jestem pusta w środku i nie ma w moim życiu absolutnie niczego, co mogłoby mnie zachęcić do dalszego brania w nim udziału. Robię to świadomie. Nawet nie wiem, czy jest mi smutno.

      Chłopak wyciągnął rękę.

      – Mati.

      – Sonia.

      W tym właśnie momencie każdy myśli, że zna zakończenie tej książki. Że Mati zakocha się w Soni, a ona w nim. Że spłodzą potomka, kupią biały domek i może nawet psa. Że będą jedli świeże bułki na śniadanie, ona z dżemem truskawkowym, on wybierze pleśniowy ser. A na most wrócą tylko po to, by przyczepić do niego kłódkę zakochanych.

      A jednak wszystko może się jeszcze wydarzyć, bo to dopiero początek tej historii.

      SONIA

      Kobieta samotna

      Sonia od pewnego momentu, który trudno dokładnie sprecyzować, postanowiła odnotowywać w kalendarzu dni nieudane. Takie, w których nic się nie wydarzyło, które były nieprzyjemne albo po prostu nudne. Takie, które powinny się znacznie wcześniej skończyć. Problem polegał jednak na tym, że kiedy wracała do domu i natychmiast kładła się do łóżka, żeby zasnąć i obudzić się załóżmy w środę, sen drwił z niej w jawny sposób i kompletnie nie przychodził. Tym sposobem dzień jeszcze bardziej się wydłużał i czasem zahaczał nawet o kolejny, bo Sonia była po prostu niewyspana.

      Miała trzydzieści dwa lata, niebieskie oczy, ciemne włosy, związane w kucyk, szczupłą sylwetkę, numer buta czterdzieści i duże, ale ładnie