Название | Koszyk kwiatów |
---|---|
Автор произведения | Schmid Christof |
Жанр | Повести |
Серия | |
Издательство | Повести |
Год выпуска | 0 |
isbn |
Rozdział III. Skradziony pierścionek
Zaledwo Marianna przymierzyła sukienkę i zdążyła onę29 złożyć i schować do skrzyni, wchodzi do izby hrabianka blada, drżąca i rzecze: „Przebóg, Marianno, cóżeś ty zrobiła! – Zginął pierścień matki z diamentem z izby, w której prócz ciebie nikt obcy nie był. – Zwróć go, to się ta rzecz da jeszcze zatrzeć, jenaczej30 gdy się zguba rozgłosi, narobisz sobie i nam wielkich nieprzyjemności.”
Przelękła Marianna odrzekła: „mój Boże! ja o żadnym pierścionku nie wiem! – Anim widziała pierścionka; – ani nawet nie ruszyłam się z miejsca, na którym stanęłam, gdyście wyszły do przyległego pokoju.”
„Marianno! mówiła dalej hrabianka, na twoję własnę31 pomyślność zaklinam cię, oddaj pierścionek! – Ty nie wiesz jak drogi jest taki pierścień, oto jest wart około tysiąca talarów. – Wiem, iżbyś go nie była wzięła, gdybyś jego cenę wiedziała; sądziłaś pewnie że to taka nikczemna bagatelka. – Zwróć go, a darujemy ci dziecinną lekkomyślność!” —
Marianna zalała się łzami i odrzekła: „Za prawdę mówię, iż nie wiem o żadnym pierścionku. Nigdym w życiu nie pozwoliła sobie cudzej rzeczy poruszyć, a miałażbym tak wielką rzecz skraść? – O zanadto głęboko wpoił mi mój ojciec szacunek dla cudzej własności, żeby dać się złudzić chciwości!”
W tym wszedł ojciec do izby, bo pracując w sadzie, widział hrabiankę spiesznie do chaty biegnącą; a wyrozumiawszy, o co rzecz idzie, zawołał żalem trapiony: „Mój Boże! – Dziecko! taki pierścień skraść, jest to zasłużyć na śmierć! A to jeszcze najmniejsza; wspomnij no na przykazanie Boże, mówiące: „nie kradnij!” Za taki występek stajemy się odpowiedzialnymi nie tylko ludziom, ale i Bogu, daleko wyższemu Panu, Sędzi, przed którego wiadomością nic się utaić nie może, bo jest świadkiem czynów i nawet myśli naszych; – przed którym nie popłaca żadna czcza wymówka, ani kłamstwo! – Jeżeliś o tym bożym przykazaniu zapomniała, jeżeliś nie wspomniała na moje napomnienia, a zaślepiona blaskiem złota i drogiego kamienia, pozwoliłaś chciwości wziąć górę nad sobą i zgrzeszyłaś; to przynajmniej nie trwaj w grzechu, nie przecz, przyznaj się i oddaj pierścień!”
„Ach ojcze! wierz mi, że pierścienia nawet nie widziałam! – Gdybym taki pierścień na ulicy znalazła, doprawdy nie miałabym żadnej spokojności, dopokąd bym go nie złożyła w ręce właściciela; a miałażbym takowy ukraść?”
„Córko! oto hrabianka Emilia, która jak Anioł stróż przyszła tu, aby cię oswobodzić z nieszczęścia i odwrócić od ciebie hańbę i karę, – która cię dopiero co tak hojnie obdarzyła, nie zasługuje na to, żebyś ją okłamywała i na twoje własne nieszczęście oszukiwała! – Masz pierścień; to się przyznaj: a hrabianka przez swoje pośrednictwo u rodziców ocali cię od haniebnych skutków kradzieży! – Marianna! bądź rzetelną; nie kłam!”
„Ojcze! wszakże ci to wiadoma32, iż w życiu moim nic takiego, co by najmniej warte było, nie skradłam! – Wszakże nawet jednego jabłuszka z cudzego drzewa, garstki trawy z cudzej roli, a cóż dopiero miałabym tak wielki skraść klejnot? – Wierzże mi ojcze! Wszakże w życiu moim okłamać cię nie odważyłam się!”
„Marianno! spojrzyj na moją zsiwiałą głowę! – Nie przyczyniaj się do tego, iżbym zgryzotą znękany życie moje nędznie kończył! – Oszczędź mi żalu i zgryzoty! – Wyznaj wobec Boga, który złodzieja karać będzie, czy masz pierścień? – Na miłość duszy twej i jej zbawienia zaklinam cię, powiedz prawdę!” —
Marianna wzniosła oczy ku niebu, złożyła ręce i rzekła: „Bóg wie że nie mam pierścienia! – Jak chcę być zbawioną, tak pewno nie wzięłam pierścienia!”
„Po takim zarzeczeniu wierzę ci! – Wierzę żebyś wobec Bogi, u przytomności hrabianki, starego ojca twego nie okłamała. Że jesteś niewinną, jak się przekonywam, więc ta okoliczność zaspokoja mię; zaspokój się i ty, a nie obawiaj się niczego. Jedno tylko i to istotne złe jest na świecie, a tym jest grzech. Więzienie, haniebna śmierć, są niczym względem tamtego. Niech więc przyjdzie na nas, co chce, niech nas wszyscy opuszczą, niech przeciw nam wszyscy powstaną, przecież przy czystości sumienia Bóg nas nie opuści, i będzie niewinnych przyjacielem. Jego potężna opieka wykryje z czasem naszą niewinność, prędzej czy później, tu albo na sądzie bożym!” —
Hrabianka, tuląc swe rozczulenie, odezwała się: „moi mili ludzie, gdy was tak mówiących słyszę, muszę w prawdzie wierzyć, że pierścionka nie macie; wszakże wziąwszy z drugiej strony na uwagę okoliczności towarzyszące zgubie, nie inaczej się zdaje, jak że go mieć musicie! – Matka moja przypomina sobie z pewnością, że przed przyjściem moim z Marianną do jej pokoju pierścień leżał na stoliku, wie nawet dokładnie oznaczyć miejsce, na którym go w ten moment widziała. Żywa dusza prócz nas nie była w tym pokoju; Marianna sobie przypomni, że przy tym stoliczku nie byłam nawet. Gdyśmy z matką poszły do drugiego pokoju, sama Marianna została tam, gdzie leżał pierścień, przed naszym przyjściem i potem aż do spostrzeżenia zguby, nikt tam nie był. Skorośmy się oddaliły, zamknęła matka na zamek drzwi pierwszego, a udała się do drugiego pokoju, aby się tam ubrać. Gdy ubrawszy się wróciła, i chciała wsadzić sygnet na palec; już go nie znalazła. Przerzuciła wszystko w pokoju, – nie pozwoliła nikomu, nawet mnie, wejść do niego, aż przetrząsnęła wszystko szukając; to przecież było bezskutecznie. – Powiedzcież teraz sami, któż ten pierścień mógł wziąć?” —
„Ja tego nie pojmuję! – pojmuję to tylko, że nas Bóg wielce doświadcza! – Wszakże bądź co bądź, – rzekł ojciec z wzniesionymi w niebo oczyma i rękoma, – Boże! oto tu jestem, rób ze mną, co święta wola Twoja rozporządzi! Nie usuwaj mi tylko Twej łaski, a na tym dosyć mi będzie!” —
„Wierzcie mi, rzekła hrabianka, ja wracam z ciężkim sercem do domu! Smutna to mnie rocznica urodzin! – Już widzę jak okropna stąd powstanie historia! – Jeszcze matka, chroniąc Mariannę, nikomu o zgubie nie powiedziała; ale na długo nie da się to zataić. Matka ten pierścień musi dziś mieć u stołu; bo ojciec, którego się dziś na obiad ze stolicy spodziewamy, spostrzegłby łatwo, że go nie ma, ile że jej go w dzień moich urodzin ofiarował i ona go odtąd w każdą nosi rocznicę, oczekuje więc, że jej go niezawodnie przyniosę. – Bądźcie zdrowi! rada bym powiedziała, że jesteście niewinni, ale któż mi uwierzy?”
Wyszła Emilia, ucierając zapłakane oczy; ojciec wraz z córką zanadto odurzeni byli smutkiem, żeby ją odprowadzić. – Ojciec siadł na ławce, wsparłszy głowę na ręku, patrzał zamyślony w ziemię, łzy toczyły się po licach jego. Marianna uklękła przed nim, spojrzała mu w oczy i rzekła: „Ojcze kochany! wierz mi, że w tym zdarzeniu na włos nie zawiniłam.”
Jakub podniósł ją, popatrzył się w jej niebieskie oczy i odrzekł: „tak Marianno, ty jesteś niewinna! – bo tak śmiało i poufnie winowajca nie spojrzy!” —
„O ojcze! Jakiż to koniec weźmie nasze utrapienie! Jaki nas los czeka! O gdyby ta smutna przyszłość mię samą dotknęła, zniosłabym ją cierpliwie; ale że ty dla mnie masz cierpieć, to mi jest najokropniejsza!”
„Ufaj Bogu
29
30
31
32