Diuna. Frank Herbert

Читать онлайн.
Название Diuna
Автор произведения Frank Herbert
Жанр Историческая фантастика
Серия s-f
Издательство Историческая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788381887533



Скачать книгу

mają klamki – tam, gdzie powinna się ona znajdować, widniało lekkie wklęśnięcie.

      „Przecież to nie zamek papilarny – powiedziała sobie. – Zamek papilarny musi być dostosowany do kształtu dłoni i linii jednego osobnika”. Jednak wyglądało to na zamek papilarny. Istniały zaś sposoby na otworzenie każdego zamka papilarnego – nauczono ją tego w szkole.

      Jessika obejrzała się, by mieć pewność, że nikt jej nie obserwuje, i przycisnęła dłoń do wgłębienia. Delikatny dotyk zniekształcił linie papilarne, a wtedy poruszyła nadgarstkiem raz i drugi i poczuła kliknięcie. Wówczas jednak w korytarzu pod nią rozległy się pospieszne kroki. Jessika cofnęła dłoń, odwróciła się i ujrzała Mapes u stóp schodów.

      – Ludzie w Wielkiej Sali mówią, że książę przysyła ich po panicza Paula – powiedziała Fremenka. – Mają książęcy sygnet i gwardzista ich zidentyfikował. – Spojrzała na drzwi i z powrotem na Jessikę.

      „Ostrożna ta Mapes – pomyślała Jessika. – Dobry to znak”.

      – Jest w piątym pokoju, licząc od tego końca korytarza. To taka mała sypialnia – oznajmiła. – Gdybyś miała kłopot z obudzeniem go, wezwij z sąsiedniego pokoju doktora Yuego. Paul może potrzebować czegoś na przebudzenie.

      Mapes ponownie rzuciła przenikliwe spojrzenie na owalne drzwi i Jessice wydało się, że zobaczyła w jej oczach odrazę. Nim zdążyła zapytać o drzwi i o to, co kryją, ochmistrzyni zawróciła i w pośpiechu odeszła.

      „Hawat poręczył za ten dom – pomyślała Jessika. – Nie może tu być nic szczególnie okropnego”.

      Pchnęła drzwi. Otworzyły się do środka, ukazując małe pomieszczenie z drugimi owalnymi drzwiami naprzeciwko. Te miały jako klamkę obręcz.

      „Śluza powietrzna!” – przemknęło Jessice przez myśl. Spojrzała w dół i zobaczyła podpórkę do drzwi, która upadła na podłogę maleńkiego pokoiku. Podpórka nosiła znak Hawata. „Drzwi podparto i zostawiono otwarte – pomyślała. – Ktoś pewnie przypadkowo zwalił podpórkę, nie zdając sobie sprawy, że drzwi zewnętrzne zamkną się na zamek papilarny”.

      Przestąpiła krawędź, wchodząc do małego pomieszczenia. „Po co w domu śluza powietrzna?” – nie mogła zrozumieć. I nagle przyszły jej na myśl egzotyczne stworzenia pozamykane w sztucznych klimatach.

      Sztuczny klimat!

      To miałoby sens na Arrakis, gdzie najbardziej nawet sucholubne porosty spoza planety wymagały nawadniania.

      Drzwi za jej plecami zaczęły się zamykać. Złapała je i zablokowała drążkiem zostawionym przez Hawata. Ponownie stanęła przed wewnętrznymi drzwiami z obręczą ryglującą. Tym razem zauważyła zatartą inskrypcję wyrytą w metalu ponad kołem. Rozpoznając słowa w galachu, odczytała: „Człowieku! Oto cudowna cząstka bożego świata. Zatem stań przed nią i naucz się miłować doskonałość Najwyższego Przyjaciela Twego”.

      Naparła na koło. Obróciło się w lewo i wewnętrzne drzwi się uchyliły. Łagodny powiew musnął jej policzek, poruszył włosami. Poczuła zmianę w powietrzu, jego bogatszy aromat. Otworzyła drzwi na oścież, spoglądając przez nie w gąszcz zieleni zalanej żółtym blaskiem.

      „Żółte słońce? – zdziwiła się. I po chwili uświadomiła sobie: – Szkło filtracyjne!”

      Przestąpiła próg i drzwi zatrzasnęły się za nią.

      – Oranżeria mokrej planety – wyszeptała.

      Zewsząd otaczały ją rośliny doniczkowe i nisko przycięte drzewka. Poznała mimozę, kwitnącą pigwę, sondagi, zielono ukwieconą pleniscentę, akarso w zielone i białe pasy, róże…

      „Nawet róże!”

      Nachyliła się nad gigantycznym różowym kwiatem, wdychając jego woń, a po chwili wyprostowała się i przyjrzała pomieszczeniu.

      Pochwyciła miarowy szmer. Rozsunęła gąszcz zachodzących na siebie liści i spojrzała na środek pokoju. Zobaczyła małą, niziutką fontannę z kanelurą na cokole. Regularny szmer wydawał opadający łukiem i rozszczepiający się strumień wody, która trafiała do metalowej misy z głuchym odgłosem galopady.

      Jessika wykonała krótkie ćwiczenie na wyostrzenie zmysłów i rozpoczęła metodyczny obchód pokoju. Na oko miał on około dziesięciu metrów kwadratowych. Z jego położenia nad szczytem korytarza oraz po subtelnych różnicach w konstrukcji zorientowała się, że został dobudowany na dachu tego skrzydła długo po tym, jak wzniesiono pierwotną budowlę.

      Przystanęła na południowych obrzeżach pokoju przed szeroką taflą szkła filtracyjnego, rozglądając się wokoło. Cała powierzchnia była tu wypełniona egzotycznymi roślinami typowymi dla wilgotnego klimatu.

      Coś zaszeleściło w zieleni. Jessika zastygła w napięciu, lecz zaraz spostrzegła prosty zegarowy serwok o ramionach z rur i węża. Jedno ramię uniosło się i rozpyliło wodną mgiełkę, która okryła jej policzki. Ramię złożyło się, a ona spojrzała, co zostało zroszone: była to paproć drzewiasta.

      Wszędzie w tym pomieszczeniu była woda – na planecie, na której woda jest najcenniejsza, jest esencją życia. Jej marnotrawstwo było tak rażące, że w Jessice zamarło serce.

      Wyjrzała na pożółcone filtrem słońce. Wisiało nisko nad szczerbatym horyzontem, ponad ścianami urwisk tworzącymi fragment olbrzymiego skalnego wypiętrzenia znanego jako Mur Zaporowy.

      „Szkło filtracyjne – pomyślała. – Aby przemienić białe słońce w coś łagodniejszego i bliższego. Któż mógł wybudować takie pomieszczenie? Leto? To do niego podobne, taka niespodzianka jako podarunek dla mnie, tylko że nie było na to czasu. I miał na głowie poważniejsze sprawy”.

      Przypomniały jej się doniesienia, że wiele domów w Arrakin izolowano śluzami powietrznymi w drzwiach i oknach dla zachowania i odzyskiwania wilgoci wnętrz. Leto powiedział, że zignorowanie takich środków w ich domu jest świadomą deklaracją potęgi i bogactwa, ich drzwi i okna bowiem zabezpieczono jedynie przed wszechobecnym pyłem. Jednak ten pokój deklarował coś o wiele bardziej znaczącego niż brak uszczelnień drzwi wejściowych. Oceniała, że to pomieszczenie rekreacyjne zużywało ilość wody wystarczającą na Arrakis do utrzymania tysiąca osób – być może nawet więcej.

      Przeszła wzdłuż okna, nie odrywając oczu od oranżerii. Dzięki zmianie pozycji dostrzegła przy fontannie metaliczny blat, a na nim mignęły jej biały notatnik i stylograf, częściowo przesłonięte zwisającym wachlarzowatym liściem. Podeszła do stolika, zauważając inskrypcje Hawata, i zapoznała się z wiadomością zapisaną na kartce.

      Do lady Jessiki

      Oby to miejsce dało ci tyle szczęścia, ile mnie dawało. Proszę, pozwól, aby ten pokój przekazał lekcję, jaką otrzymałyśmy od tych samych nauczycieli: bliskość pożądanej rzeczy kusi człowieka, by uległ słabościom. Na drodze tej czyha zguba.

      Z najlepszymi życzeniami

      Margot lady Fenring

      Jessika pokiwała głową, przypomniawszy sobie, że Leto wymieniał hrabiego Fenringa jako poprzedniego namiestnika Imperatora na Arrakis, lecz natychmiastowej uwagi wymagała przemycona w liście informacja, której sposób ułożenia mówił, że jej autorka też jest Bene Gesserit.

      Przelotna myśl napełniła Jessikę goryczą: hrabia poślubił swoją panią. Owa myśl kołatała się jej jeszcze w głowie, gdy pochylała się, szukając ukrytej wiadomości. Musiała tu być. Pozostawiony na widoku list zawierał kodowy zwrot, jaki każda Bene Gesserit niezwiązana zakazem szkoły miała obowiązek przekazać drugiej Bene Gesserit, kiedy wymagały tego okoliczności: „Na drodze tej czyha