Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz. Nina Majewska-Brown

Читать онлайн.
Название Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz
Автор произведения Nina Majewska-Brown
Жанр Документальная литература
Серия
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788311159747



Скачать книгу

chciałem uprzedzać faktów, ale skoro o tym mówimy, to mam obiecany, jak to się mówi, wikt, opierunek i zakwaterowanie w miejscu, gdzie zostanę oddelegowany. Nawet oczekuje się ode mnie, że przyjadę na nowe miejsce z całą rodziną, czyli w moim przypadku z żoną. – Mruga do mnie i przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele.

      – Zuch chłopak. – Ojciec głośno uderza dłońmi o kolana i po raz pierwszy zabiera głos, co brzmi niczym wystrzał armatni, by po chwili na powrót pogrążyć się w rozmyślaniach na temat wojny i własnych interesów.

      W końcu staje na tym, że do czasu, aż Hans dostanie nowy przydział, zamieszkamy w dwóch pokojach gościnnych na parterze w domu rodziców. Nie jestem z tego szczególnie zadowolona, ale myśl o czułych chwilach z Hansem i jego obecności osładza wszystkie troski.

      Wreszcie po nieznośnie długich tygodniach oczekiwania, poprzedzonych tygodniami gromadzenia dokumentów, za które słono zapłaciliśmy, otrzymujemy wymarzoną zgodę na ślub i ku radości wszystkich – decyzję o wpisaniu do księgi rodów SS. Jesteśmy z siebie niezwykle dumni i szczęśliwi. Jednocześnie stajemy się chlubą rodziny, co muszę przyznać, jest dość przyjemnym uczuciem.

      Trudno mówić o wielkich przygotowaniach do ślubu. Zwyczajnie zapraszamy najbliższą rodzinę i moje dwie przyjaciółki z mężami. Niestety okazuje się, że brat Hansa, Rudolf, nie pojawi się na uroczystości, bo akurat dostał rozkaz wyjazdu do Prus Wschodnich. Może to i lepiej, bo jakoś za nim nie przepadam. Jako starszy brat jest zarozumiały i nadęty, no i za nic ma kobiety, twierdząc, że ich miejsce jest w kuchni, a rolą nie jest myślenie, tylko wykonywanie poleceń męża. Nie wiem, skąd u niego tak radykalne poglądy i taka pogarda, i w głowie mi się nie mieści, że jakimś cudem znalazł żonę. Ann Marie jest milcząca i pokorna jak owieczka, zupełnie jakby nie miała mózgu i własnego zdania. Może tak jest w życiu łatwiej? Ale z drugiej strony, jakże takie życie musi być nudne i monotonne. Mam wrażenie, że Rudolf nie tylko wyrugował z żony zdolność samodzielnego myślenia, ale też pozbawił ją marzeń. Dobrze, że mój Hans jest inny.

      Teściowie przyjeżdżają dzień przed ślubem i od razu zaczynają się wtrącać i narzekać. Okazuje się, że nie akceptują ślubu poza kościołem, i na nic zdają się tłumaczenia, że teraz jest inaczej i sam Hitler popiera organizowanie ceremonii w innych miejscach. Jestem zdziwiona, że są tak gorliwymi katolikami. W tych czasach? Zdumiewające. Nie rozumiem, jak mogą nie pojmować, że wracamy do pierwotnego germańskiego kultu piękna i przyrody8. Teściowej nie podoba się moja prosta bladobłękitna sukienka i nie może zrozumieć, że teraz nie ozdabia się głowy welonem9. Teść dla odmiany nie może przeboleć, że nie pojawią się Rudolf z rodziną i że planujemy, tak jak to jest w modzie, bardzo skromną uroczystość.

      – Nie możecie poczekać?

      – Oczywiście, że nie. Kochamy się, mamy zgodę…

      – Ale twój brat… – Helga, moja przyszła teściowa, głośno manifestuje swoje niezadowolenie, złowrogo przypatrując się synowi.

      – Mamo, daj spokój. Trwa wojna, dziś jego wysłano na front, jutro mogą wysłać mnie. Nie sądzisz, że obecnie zebranie całej rodziny nie wchodzi w grę?

      – Ja na waszym miejscu…

      Na szczęście nie jest na naszym miejscu i, tak jak planowaliśmy, pobieramy się w ogrodzie rodziców kolejnego dnia w samo południe. Jest cudna pogoda, słońce leniwie pieści nasze zarumienione szczęściem twarze, a pobzykiwanie krążących między kwiatami pszczół i bąków tworzy sielską melodię, która już zawsze będzie mi się kojarzyć z tą chwilą.

      Grają skrzypce, moja kuzynka recytuje podniosłym głosem wiersz, a następnie urzędnik odczytuje fragmenty Mein Kampf. Jesteśmy poruszeni i przekonani, że biorąc ślub, uczestniczymy w pewnej misji. Nawet teściowa wydaje się wzruszona.

      Potem, jak większość nowożeńców, wsłuchujemy się w słowa:

      O dziecku i o małżeństwie

      Mam jedno pytanie dla ciebie jedynie, bracie mój. Rzucam je jako ołowiankę w twą duszę, abym jej głębię zmierzył.

      Jesteś młody i życzysz sobie dziecka, i o małżeństwie zamyślasz. Ja zaś pytam ciebie: zaliś jest człowiekiem, któremu wolno życzyć sobie dziecka?

      Zaliś jest zwycięzcą, samopogromcą, rozkazodawcą zmysłów, panem cnót swoich? Tako cię pytam.

      Czy też przemawia z twego życzenia zwierzę i jego potrzeba? Lub też osamotnienie? Albo też niezgoda z samym sobą?

      Pragnę, by twe zwycięstwo i twa wolność tęskniły za dzieckiem. Żywe pomniki stawiać winieneś swemu zwycięstwu i swemu wyzwoleniu.

      Ponad siebie budować winieneś. Lecz przede wszystkim musisz mi być sam zbudowany, umierny na ciele i duchu.

      Nie tylko w liczbę mnożyć się winieneś, lecz wzwyż. I niech ci ku temu służy ogrójec małżeństwa!

      Wyższe ciało stworzyć winieneś, pierwszy ruch, z siebie toczące się koło – tworzącego stworzyć powinieneś.

      Małżeństwo: tak oto zowię wolę dwojga, aby stworzyć jedno, co stanie się czymś więcej, niźli ci, co je stworzyli. Pokorą wzajemną zowię małżeństwo, pokorą przed piastującymi wolę taką.

      To niechaj będzie treścią i prawdą twego małżeństwa. Lecz co ci nader liczni, ci zbyteczni małżeństwem zowią – och, jakże bym ja to nazwać miał?

      O, to ubóstwo dusz we dwoje! Ten brud dusz we dwoje! Ta żałosna błogość we dwoje!

      Małżeństwem zwą oni to wszystko i twierdzą przy tym, że ich małżeństwa w niebie zostały zawarte.

      Obmierzły mi niebiosa tych zbytecznych! Obmierzły mi te w niebiańskie sieci zaplątane pary zwierząt!

      Obcym niechaj mi będzie i ten Bóg, co oto przykulał, aby pobłogosławić, czego nie połączył!

      Nie śmiejcie mi się z tych małżeństw! Któreż by dziecko nie miało powodu płakać nad swymi rodzicami?

      Godnym wydał mi się ten człowiek i dojrzałym ku ziemskiej treści życia; gdym jednak żonę jego ujrzał, wydała mi się ziemia domem obłąkanych.

      O, bodajżeby ziemia w posadach swych drżała, ilekroć się święty z gęsią parzy.

      Ten oto wyruszał jak bohater po zdobycze prawd, wreszcie powrócił z łupem małego strojnego kłamstwa: zwie to małżeństwem swoim.

      Ów był nieprzystępny i czynił wybredny wybór. Lecz oto za jednym zamachem zepsuł raz na zawsze swe towarzystwo: zwie to małżeństwem swoim.

      Tamten poszukiwał dziewki z cnotami anioła. Lecz oto za jednym zamachem stał się dziewką kobiety; brak tylko, aby się sam w tej służbie nie rozanielił.

      Pełnymi troski widzę dziś kupczących, a wszyscy oni mają przebiegłe oczy. Lecz żonę kupuje najprzebieglejszy w worku.

      Wiele krótkich szaleństw – oto, co się zwie u was miłością. Zaś wasze małżeństwa czynią tym wielu krótkim szaleństwom ostateczny koniec, jako jedno długie głupstwo.

      Wasza



<p>8</p>

Henrich Himmler był głównym orędownikiem idei powrotu do mitycznych germańskich korzeni.

<p>9</p>

Welon i wianek z mirtu kojarzyły się z Orientem i dlatego rezygnowano z tych symboli.