Zamek z piasku. Magdalena Witkiewicz

Читать онлайн.
Название Zamek z piasku
Автор произведения Magdalena Witkiewicz
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8195-183-8



Скачать книгу

My oboje zdrowi, wysportowani, nafaszerowani witaminami z pewnością od razu moglibyśmy być rodzicami.

      Niestety.

      Ewa zdążyła już urodzić, a my nadal „się staraliśmy”. O ile można to było nazwać staraniami. Seks chyba przestał sprawiać nam przyjemność. Był jedynie zwykłą czynnością prowadzącą do prokreacji.

      A raczej do niej NIEprowadzącą.

      ROZDZIAŁ 2

      Kiedyś tam będziesz spodnie miał na szelkach,

      Kiedyś tam, kiedyś tam…

      Ale dziś jesteś mały jak muszelka,

      Którą los zesłał nam.

      Seweryn Krajewski „Kołysanka dla okruszka”

      Na początku było fajnie. Seks bez zabezpieczeń, bez stresu, bez myślenia, co będzie, kiedy… Spontanicznie, elektryzująco i namiętnie.

      Po prostu zew natury.

      Kochaliśmy się w każdym miejscu i o każdej porze. Świece, kwiaty, bielizna z koronkami, przebrania pokojówek i wojskowe mundury. Bawiliśmy się sobą i prowokowaliśmy wzajemnie. Nie mogliśmy bez siebie żyć. Czasem nawet weekendy spędzaliśmy po prostu w łóżku. Nie, seks nie jest najważniejszy na świecie, ale dla normalnego, prawidłowo funkcjonującego związku jest bardzo ważny. Podczas tej jakże beztroskiej miłości jakby na nowo poznawaliśmy siebie. Jednak co miesiąc byłam rozczarowana…

      – Znowu nie wyszło, kochanie – dzwoniłam do Marka.

      – Będziemy próbować. Aż do skutku – pocieszał. – Kocham to próbowanie z tobą – mówił.

      Wyglądało, jakby się nie martwił, ale ja po kilku miesiącach zaczęłam się denerwować.

      Pamiętam, siedziałam wtedy w pracy, nie było mojego szefa, bo wyruszył w kolejną zagraniczną delegację. To był już ósmy miesiąc, kiedy nam nie wyszło. Córeczka Ewki kończyła właśnie osiem tygodni. Czułam, że to zupełnie nie tak miało być. Nie miałam siedzieć w pracy, nie miałam płakać w aptece, kupując kolejną paczkę tamponów.

      Miałam być właśnie w ciąży. Z dumą wypinać wielki brzuch, siadać z trudem na krześle i mieć problemy ze wstaniem. Miałam sapać, wchodząc po schodach, i czule głaskać się po brzuchu takim niby mimowolnym, zupełnie niezobowiązującym ruchem, którego kobiety w ciąży nawet nie dostrzegają.

      – Cholera – westchnęłam.

      – Coś się stało? – zapytała księgowa, która właśnie weszła do sekretariatu.

      – Zły dzień. – Uśmiechnęłam się.

      Mariola była sześćdziesięcioletnią kobietą, która ciągnęła księgowość w naszej firmie już chyba trzydzieści lat. Z tego, co wiedziałam, była szczęśliwą żoną, matką, a od niedawna nawet babcią.

      Oczywiście nowe trendy biznesowe nakazywały mówić jej po imieniu, co na początku było dla mnie niemal niewykonalne. Przez pół roku się przyzwyczajałam.

      – Chcesz pogadać? – Usiadła przy biurku stojącym obok. – Czasem warto się pouzewnętrzniać.

      – Ale… Ale ja nie mam… – westchnęłam. – Tylko… Chciałabym już mieć dziecko – powiedziałam i wybuchnęłam płaczem.

      Mariolka milczała, wpatrzona we mnie.

      – Mariolka… Nie udało nam się ósmy raz. Ósmy. Za każdym razem łudzę się, że to już teraz, że tym razem się uda. I… nim jeszcze dostanę okres, kupuję testy, zamykam się w łazience i sprawdzam. A potem i tak się okazuje, że nic z tego.

      – Może powinniście się zbadać?

      – Zbadać?

      Byłam przerażona. Po raz pierwszy ktoś głośno powiedział coś, co od pewnego czasu kołatało mi z tyłu głowy.

      Jak to zbadać? Mam dwie ręce, dwie nogi, dwa razy w tygodniu chodzę na pilates, jeżdżę na rowerze, zimą na nartach. Ostatni raz byłam chora chyba dwa lata temu. Biorę witaminy, kwas foliowy już od roku. Odstawiłam colę, alkohol, nie jem po dwudziestej. Jak to zbadać?

      Przecież jestem zupełnie zdrowa.

      Na co zbadać? Badania krwi mam całkiem niezłe, nic mi nie dolega… Okres jak w zegarku. Dwadzieścia dziewięć dni. Nawet o tej samej porze. Czasem zdarzały się nieznaczne odchylenia od normy. Ale rzadko.

      Od tamtej rozmowy z Mariolką myślałam tylko o jednym. Może ja NIE MOGĘ mieć dzieci?

      * * *

      Nie od razu podzieliłam się swoimi wątpliwościami z Markiem. Nie chciałam go martwić. Miał swoje problemy w pracy, po co mu było ich dokładać? Pamiętałam o wykresikach rysowanych na papierze w kratkę kolorowymi długopisami, jeszcze z kursów przedmałżeńskich, które doskonale określały płodność. Wiadomo, czasy się zmieniły. Odpaliłam komputer. Po chwili w Internecie znalazłam kilka gotowych rozwiązań. Wystarczyło tylko regularnie wypełniać tabelkę, a algorytmy automatycznie wyliczą mi TEN DZIEŃ, rysując wykres z zaznaczonym pikiem owulacyjnym.

      Można i tak.

      Z duchem czasu.

      Postanowiłam zacząć od razu. Mierzenie temperatury co rano, o tej samej porze. Budzik na siódmą, termometr do ust. Pod językiem. Zawsze po lewej stronie.

      * * *

      – Weronka, dziś sobota. – Marek ziewnął, zasłaniając twarz poduszką. – Wyłącz ten budzik.

      – Mhm – mruknęłam, zrywając się z łóżka. Boże, przecież nie można się zrywać. To podnosi temperaturę. Wsadziłam termometr do ust. Po chwili zapikał. Marek z trudem otworzył oko.

      – Co ty robisz? – zapytał już nieco bardziej trzeźwo.

      – Mierzę temperaturę. Pamiętasz, jak nas uczyła ta babka na kursie przedmałżeńskim?

      Marek był coraz bardziej zdezorientowany. Skrzywił się, ziewając.

      – Widzisz – mówiłam niewzruszona jego krzywieniem się – to wszystko da się przewidzieć. Owulację da się przewidzieć. Po prostu będziemy się kochać tego konkretnego dnia i wtedy wszystko się uda. – Usiadłam na łóżku i zaczęłam tłumaczyć mężowi zawiłości kobiecego cyklu. Wyglądał, jakby mnie nie słuchał. Najpierw walczył z zamykaniem oczu, a potem ziewnął jeszcze raz, obrócił się na drugi bok i zasnął.

      Spokojnie.

      Skrupulatnie wpisałam wynik w moim tablecie i też próbowałam zasnąć. Nie mogłam.

      Wstałam z łóżka, zrobiłam sobie herbatę, kanapkę i usiadłam do komputera. To właśnie wtedy po raz pierwszy weszłam na forum, gdzie dziewczyny opisywały swoją walkę z bezpłodnością.

      Miliony historii. Każda inna.

      Jedna dziewczyna pokazuje zdjęcie bliźniaków z in vitro. Inna pisze, że ma pierwszą rozmowę w sprawie adopcji. Jeszcze inna wstawia zdjęcie dwóch kresek na teście ciążowym. Są też takie, które słowem wylewają łzy po kolejnej nieudanej próbie.

      Jedna wielka społeczność kobiet, które mają potrzebę porozmawiać na pewien najważniejszy w ich życiu temat.

      Kliknęłam „rejestruj”.

      Weronika25.

      Witajcie. Jestem tutaj po raz pierwszy. Od pewnego czasu próbujemy z mężem… Bezskutecznie… Jesteśmy młodzi, zdrowi… Ja mam wszystkie wyniki w normie. I zupełnie nie wiem, dlaczego nam nie wychodzi… Chyba już ósmy