Название | Totentanz |
---|---|
Автор произведения | Mieczysław Gorzka |
Жанр | Ужасы и Мистика |
Серия | |
Издательство | Ужасы и Мистика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380742697 |
– Wtedy nasza umowa przestanie obowiązywać. Nie będę ci przeszkadzać.
Zgasiła papierosa, przeciągnęła się i zaczęła szukać swoich rzeczy. On też wstał, włożył bokserki i koszulkę.
Starała się nie patrzeć mu w oczy, kiedy odprowadzał ją do drzwi.
– Może jednak zostaniesz? – spytał.
Pokręciła szybko głową. W otwartych drzwiach wspięła się na palce i pocałowała go namiętnie w usta.
– Było cudownie – szepnęła mu do ucha.
– Mnie również.
– Marcin?
Z torby zarzuconej na ramię wyciągnęła grubą kopertę formatu A4 i podała mu bez słowa.
– Co to jest? – spytał ostrożnie.
– Akta. Masz się z tym szybko zapoznać. Jutro wracasz do pracy. Prokurator Grabski chce, żebyś poprowadził śledztwo.
Odwróciła się i po chwili już jej nie było. Zakrzewski wolno zamknął drzwi i poszedł do kuchni. Zanim wyciągnął dokumenty z koperty, nalał sobie gazowanej wody i wrzucił do niej kilka kostek lodu.
Rozdział 16
Podczas pogrzebu Fiolka patrzyła na twarze przyjaciół – przestraszone, wykrzywione w bólu, zapłakane. Wiedziała, że to koniec ich paczki. Trzymali się ze sobą od wczesnej podstawówki. Żadne konflikty, kłótnie, kłopoty w szkole ani w domu nie rozbiły ich przyjaźni. Do teraz.
Podczas ceremonii pogrzebowej Anka Wiśniewska chyba jako jedyna nie uroniła ani jednej łzy. Nie dlatego, że nie przeżywała straty przyjaciela. Po prostu działo się z nią coś dziwnego, jakby znalazła się w świecie równoległym, dokąd głosy docierają stłumione, wszystko dzieje się z sekundowym poślizgiem i człowiek staje się niewidzialny.
Ochłonęła dopiero, kiedy jeden z ubranych na czarno pracowników domu pogrzebowego włączył jakieś urządzenie i trumna z cichym szumem zjechała na dół w akompaniamencie rozpaczliwych szlochów gości pogrzebowych.
Daenerys i Werkę udało jej się złapać obok wyjścia z cmentarza. Jagoda potrząsnęła tylko głową i odeszła w milczeniu, Weronika powiedziała, że ma to gdzieś i nigdzie nie przyjdzie. Ale przyszła. Siedziała teraz naprzeciw Anki i wpatrywała się w piasek pod nogami.
Pozostałych Fiolka zawiadomiła o spotkaniu telefonicznie. Mateusz długo się opierał i musiała pójść po niego do domu. Dlatego spóźnili się kilka minut.
Nieprzypadkowo wybrała miejsce. Piaskownica na terenie osiedlowego przedszkola. Tutaj odbywały się pierwsze spotkania ich paczki. Miejsce było idealne, od strony chodnika ukryte za wielką kępą leszczyny. Koło dwudziestej w budynku przedszkola nie było już nawet sprzątaczek. Wystarczyło pokonać niski płot i znikało się przed światem. Tutaj palili pierwsze papierosy, tu pierwszy raz pili piwo, potem próbowali, jak smakuje wino, wreszcie pierwszy raz palili skręty.
Kiedy Anka i Mateusz przeskoczyli przez płot, reszta już była. W zapadających wolno ciemnościach jarzyły się tylko ogniki papierosów. Bez słowa usiedli obok siebie na drewnianej osłonie piaskownicy z nogami w środku. Dominika rzuciła im papierosy i zapalili.
Po prawej stronie siedziała Daenerys. Białe włosy splotła w warkocz, miała zaczerwienione od płaczu oczy i obejmowała się ramionami, jakby było jej zimno. Dominika zajmująca miejsce obok niej wyglądała niewiele lepiej. Werka skuliła się naprzeciw, patrząc gdzieś nieobecnym wzrokiem. Kwasu był widocznie zdenerwowany. Palce, w których trzymał papierosa, drżały, a jego prawe kolano podskakiwało w niekontrolowanym nerwowym tiku.
Ankę ścisnął nagle za gardło żal. Z trudem stłumiła płacz. Nie płakała na cmentarzu, ale teraz ledwo się opanowała. Ci ludzie wciąż byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Możliwe, że już nigdy nie będzie miała lepszych.
Musiała odezwać się pierwsza. Pstryknęła niedopałkiem w bok i nabrała głęboko powietrza.
– Słuchajcie, Tymon nie popełnił samobójstwa – powiedziała cicho.
Nieoczekiwanie zaatakowała ją Skucha.
– A skąd ty to możesz wiedzieć? Czy ktoś, kto nie jest samobójcą, zdejmuje lampę w pokoju i wiesza się na haku za pomocą własnego paska do spodni?
– Dominika, przestań – odezwał się Mateusz.
– Skąd Anka może to wiedzieć? – Skucha nie ustępowała. – O Apaczu też tak mówiła i co? Cholera, skoczył z dachu i…
– Zamknij się, Skucha! – Głos Mateusza zabrzmiał inaczej niż zwykle.
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. Nigdy go takiego nie widzieli.
– U Tymona policjanci nie znaleźli niczego podejrzanego – dodała jeszcze Dominika z rozpędu.
– A jesteś pewna, że szukali?
Zapadła cisza. Anka ze zdumieniem pojęła, że to ona sama wypowiedziała te słowa.
Skucha nie chciała już walczyć, w ułamku sekundy zmieniła się w przestraszoną i bezradną dziewczynę. Zamilkła. Anka wyciągnęła jej z dłoni paczkę papierosów i zapaliła następnego.
– Pod koniec sierpnia znowu dostaliśmy maile z tymi kretyńskimi rymowankami – zaczęła pewniej. – Tymon dostał inną. To nie był pusty los, tylko wygrana z tego naszego cholernego Koła Fortuny. Umówił się wtedy ze mną przy orliku. To było dokładnie dziesięć dni przed jego śmiercią. Był przerażony i nie wiedział, co robić.
– Dlaczego umówił się właśnie z tobą? – zapytała Daenerys.
– Nie wiem. – Pokręciła głową. – Może miał do mnie zaufanie.
Ostatnie niefortunne zdanie zawisło na dłużej w powietrzu. Patrzyli po sobie ponuro.
– Na pewno nie wyglądał na kogoś, kto ma zamiar odebrać sobie życie.
– Co mu powiedziałaś? – Kwasu odezwał się po raz pierwszy i jakby na usprawiedliwienie dodał: – Do mnie też wtedy dzwonił, ale starzy nie chcieli mnie puścić, bo miałem szlaban za imprę na koniec wakacji.
Anka streściła krótko rozmowę z Tymonem.
– Obiecał ci, że pogada ze starym? – zapytał Kwasu z krzywym uśmiechem. – Wszyscy w mieście wiedzą, że ojciec Pedra jest prawnikiem mafii narkotykowej. Pedro z nim nie rozmawiał, odkąd stary po pijanemu pobił matkę i jego. Cholernie się go bał. Niemożliwe, żeby cokolwiek powiedział ojcu. Okłamał cię, Anka.
– Nie wiedziałam… – powiedziała cicho.
Była naiwna. Niepotrzebnie tak szybko mu uwierzyła.
– Poczekajcie. – Jagoda nachyliła się nagle do przodu, aż jasne włosy opadły jej na twarz. – Czy ja jestem głupia, czy wy mówicie o tym, że ktoś ich zamordował?
Znowu zapadła cisza. Od strony chodnika zza krzaków dobiegły ich kroki i rozbawione głosy nastolatków. Poczekali, aż kroki się oddalą.
– Anka, czy ty twierdzisz, że ktoś ma nasze Koło Fortuny i zgodnie z naszą dawną umową co miesiąc losuje spośród nas jedną osobę? Po to, by ją zamordować?
Anka podniosła głowę i spojrzała jej w oczy.
– Tak uważam.
– Jezu Chryste – jęknęła Daenerys. – Uszczypnijcie mnie. To się nie dzieje naprawdę…
Nieoczekiwanie Mateusz przysunął się do niej i otoczył ją