Totentanz. Mieczysław Gorzka

Читать онлайн.
Название Totentanz
Автор произведения Mieczysław Gorzka
Жанр Ужасы и Мистика
Серия
Издательство Ужасы и Мистика
Год выпуска 0
isbn 9788380742697



Скачать книгу

go w jakimś lokalnym sieciowym turnieju w League of Legends. Nawet nieźle mu poszło, przegrał dopiero w finale i zleceniodawca był bardzo zadowolony. Na konto Parola wpadło kilka setek dolarów. Co prawda australijskich, ale i tak opłacało się zarwać noc. Druga przeleciała na mniej opłacalnym zajęciu. Odezwał się znajomy z Warszawy, zawodowo zajmujący się biznesem gier w wirtualnym świecie. Akurat pilnie potrzebował kogoś do pewnego zlecenia, więc stawka była o kilka procent większa niż zwykle.

      Po dwóch nieprzespanych nocach z rzędu w pracy dopadła go totalna śpiączka. Przez cały dzień wypił chyba ze dwa litry czarnej kawy i kilka puszek napojów energetycznych. Niewiele pomogło. Siedział wpatrzony w ekran komputera i oczy same mu się zamykały. Nie potrafił logicznie myśleć. Co chwilę wpadał w letarg, a raz nawet przysnął na parę minut. Jak na złość, szef ciągle do niego przychodził i pytał o postępy – Parol przeglądał bazę Interpolu, poszukując osób pasujących do profilu sporządzonego przez policyjnego psychologa. Współpracowali z londyńską policją przy wyjaśnieniu zabójstwa wśród tamtejszej Polonii.

      Właśnie w takich okolicznościach wpakował się w kłopoty.

      Dopił piwo i znużonym wzrokiem rozglądał się za dilerem. Nazywali go Tinky Winky, nie wiadomo dlaczego – nie miał w sobie nic z oryginału. To był kawał skurwysyna, który bez mrugnięcia okiem sprzedałby towar nieletniej córce swojego najlepszego przyjaciela. Nigdzie go nie dostrzegł. Czuł, że nie jest w stanie dłużej czekać przy barze, bo za kilka minut po prostu zaśnie. Zapłacił za drinka i obijając się o gości klubu, ruszył w kierunku uchylonych drzwi prowadzących na zaplecze. Goście nie mogli tam wchodzić, drzwi pilnował wielki ochroniarz o twarzy wkurzonego mutanta. Tinky Winky zabierał czasem Parola za te drzwi i zapowiedział ochroniarzowi, żeby go wpuszczał. Teraz goryl tylko spojrzał na niego z góry i skinął głową.

      Parol wszedł na zaplecze klubu i już nie miał odwrotu.

      Krótki, słabo oświetlony korytarzyk z drzwiami po obu stronach prowadził do pomieszczenia, w którym urzędował Tinky Winky. Potem zakręcał w prawo i biegł na zaplecze do kuchni i magazynów. Zza uchylonych drzwi dochodziły głosy. Jeden z nich na pewno należał do dilera.

      Dopiero tuż przed drzwiami Parol zrozumiał, o czym mówią mężczyźni. Targowali się. Zawahał się i zastygł w bezruchu. Już chciał się bezszelestnie wycofać, kiedy drzwi gwałtownie się uchyliły i stanął w nich Tinky Winky. Jeden rzut oka za jego plecy wystarczył, żeby prawidłowo ocenić sytuację. Na stoliku stała torba z pieniędzmi, a obok leżało kilka woreczków z białym proszkiem. Dwóch facetów w skórach patrzyło na niego z zaskoczeniem. Stojący bliżej wejścia wysoki brunet sięgał po coś za połę skórzanej kurtki.

      Pistolet!

      – Parol, co ty tu, kurwa, robisz?! – zapytał ostro Tinky Winky.

      W jego mętnych oczach malowała się złość.

      – Chciałem tylko… – zaczął Szawczak, czując strach zaciskający mu się jak pętla na szyi, ale nie dokończył.

      Tinky Winky wyraźnie się rozluźnił.

      – Ja pierdolę, ten przygłup przy drzwiach cię wpuścił? Ja go kiedyś zajebię! Mówiłem mu jasno, żeby nikogo nie wpuszczał. W porządku. – Machnął do mężczyzn z tyłu.

      Brunet wyciągnął dłoń spod kurtki, lecz obaj pozostali czujni i nieufni.

      – Chciałem tylko kupić działkę – powiedział Parol.

      Tinky Winky wyciągnął z kieszeni dwie paczuszki.

      – Zapłacisz później, a teraz spierdalaj, bo mam ważnych klientów.

      Parol odwrócił się na pięcie i prawie biegiem ruszył z powrotem na salę, skąd dochodziło głuche dudnienie muzyki. Po kilku krokach się zatrzymał, rejestrując jakiś ruch za plecami. Odwrócił się wolno i zastygł jak sparaliżowany.

      Mężczyzna ubrany był na czarno. Poruszał się jak drapieżne zwierzę – szybko, pewnie i cicho. Wyszedł z drugiego końca korytarza i stanął przed niedomkniętymi drzwiami, za którymi handlarze dobijali właśnie targu. Może Parol nie zwróciłby na mężczyznę uwagi, gdyby nie dostrzegł w jego dłoni pistoletu z tłumikiem.

      Patrzył, jak stojący do niego tyłem nieznajomy w czerni popycha lekko drzwi. Niczym na zwolnionym filmie drzwi się uchylają, a on pewnie robi krok naprzód i unosi broń do strzału.

      Tylko w filmach kryminalnych odgłos wystrzału z pistoletu z tłumikiem przypomina trzask. W rzeczywistości wystrzał jest o wiele głośniejszy – jednak nie na tyle głośny, żeby zagłuszyć dudnienie basów wydobywające się z głośników. Parol wiedział, jak brzmi pistolet z tłumikiem. Usłyszał pierwszy strzał. Do jego uszu wyraźnie doleciały też kolejne odgłosy.

      Pierwszy zginął Tinky Winky, który zareagował na ruch otwieranych drzwi. Pewnie myślał, że Parol wraca po jeszcze jedną działkę. Pierwszy pocisk trafił go w klatkę piersiową, drugi w tętnicę szyjną, trzeci w twarz. Fontanna krwi trysnęła na ścianę. Zanim Tinky Winky upadł, umarł jeden z jego kontrahentów, trafiony w brzuch i w twarz. Drugi nie zdążył sięgnąć po broń. Dosięgły go trzy kule.

      Parolowi wydawało się, że w jednej sekundzie rzeczywistość stanęła.

      Zabójca odwrócił głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały. Przez ułamek sekundy Parol dostrzegł twarz. Od razu wiedział, że nie zapomni jej do końca życia. Tymczasem zabójca bez chwili wahania uniósł broń i wycelował w jego kierunku.

      Szawczak zareagował odruchowo. Pomimo zmęczenia strach zadziałał jak dobry dopalacz. Zanim padł strzał, Parol z impetem uderzył barkiem w drzwi po prawej stronie. Później sam nie potrafił zrozumieć, skąd miał tyle siły. Wpadł razem z drzwiami do środka, ale nie zatrzymał się nawet na sekundę. Biegł na oślep przez kolejne pomieszczenia. Korytarz, kuchnia, magazyn. Wpadł do składziku zastawionego skrzynkami po piwie i napojach. Na wprost pod sufitem zobaczył uchylone okno prowadzące na ulicę. Poczuł chłodniejszy podmuch wiatru, usłyszał kroki ludzi na chodniku i przejeżdżające w oddali samochody. Chciał rzucić się do okna i wydostać na zewnątrz, lecz coś kazało mu przystanąć. Schował się za piętrzącą się pod sam sufit stertę skrzynek po piwie.

      Teraz dopadł go prawdziwy strach. Nogi miał jak z waty, drżały pod jego ciężarem, serce tłukło się o żebra. Jeszcze bardziej wcisnął się w kąt między skrzynki.

      Z oddali słychać było rytm muzyki techno i jakieś krzyki.

      Nagle drzwi się otworzyły i Parol już widział, że wszystko stracone. Pech prześladujący go od czasów szkolnych wcale nie zniknął.

      Ktoś wszedł do pomieszczenia. Skrzypnęły drzwi, potem zapadła cisza. Szawczak wstrzymał oddech. Zobaczył pistolet z tłumikiem wyłaniający się zza skrzynek. Ostatnia myśl – o matce. I jeszcze jedna, rozpaczliwa. Dlaczego nie wziął ze sobą służbowej broni?

      Przymknął oczy i czekał.

      Minęło pięć sekund, potem piętnaście, trzydzieści i… nic się nie stało. Otworzył oczy. Był sam. Zabójca zniknął.

      Wyszedł na korytarz – pusto.

      Aspirant Gotard „Parol” Szawczak drżącymi rękami wyjął telefon i ledwo udało mu się wykręcić numer do dyżurnego.

      Rozdział 12

      Minęło równo dziesięć dni. Przez ten czas Tymon Jagla nie zrobił nic. No, prawie nic. Następnego dnia po spotkaniu koło szkoły Fiolka zadzwoniła do niego i zapytała, czy powiedział o wszystkim ojcu. Skłamał. Dodał nawet, że jego ojciec obiecał zająć się sprawą. W głosie Fiolki usłyszał wyraźną ulgę. Poprosiła, żeby na siebie uważał, i się rozłączyła.

      Tymon długo siedział na tarasie swojego pokoju, w tajemnicy