.

Читать онлайн.
Название
Автор произведения
Жанр
Серия
Издательство
Год выпуска
isbn



Скачать книгу

prezes PiS mógł wylansować kogoś budzącego większą sympatię niż on sam. Mógł wylansować nową, przyjemniejszą twarz partii.

      Kaczyński zrobił to w grudniu 2014 r. Wtedy na scenie politycznej pojawił się nieznany dotąd szerzej Andrzej Duda.

      Pojawił się i zaistniał w sposób bardzo skuteczny. Cała Polska zobaczyła sympatycznego mężczyznę, który potrafi się uśmiechać, ale potrafi też wygłosić mocne przemówienie. Umie zażartować, i to w sposób przystępny, zrozumiały dla każdego. Troszczy się o proste ludzkie sprawy.

      Podczas kampanii Andrzej Duda powołał inicjatywę o łatwej do zapamiętania nazwie DudaPomoc. Inicjatywa oferowała darmowe doradztwo prawne dla obywateli „bezradnych wobec biurokratycznej machiny” państwa. O spektakularnych sukcesach DudaPomocy jakoś nie było słychać, ale pomysł przypadł do gustu licznym2 wyborcom. „Proszę – mogli sobie powiedzieć – ten Duda jeszcze nie został prezydentem, a już chce rozwiązać mój problem!”

      Czy to znaczy, że zwolennicy Andrzeja Dudy widzą w nim troskliwego pomocnika i opiekuna?

      A może także mężnego obrońcę? W prezydenckiej kampanii wyborczej z 2015 r. kandydat Duda wołał o wyzysku, od którego trzeba uwolnić pracowników i kredytobiorców. Gdy został prezydentem, wielokrotnie gromił domniemanych zachodnich agresorów, rzekomo mających gwałcić polską wolność. „Nie pozwólmy na to, żeby inni decydowali za nas. My Polacy mamy prawo sami decydować o sobie samych i swoich sprawach (…). Jestem prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej. Nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy” – powiedział 17 stycznia 2020 r., przemawiając do mieszkańców Zwolenia. Rzecz jasna, wystąpienie dotyczyło antyeuropejskiej i antysądowej „reformy wymiaru sprawiedliwości” prowadzonej przez PiS3.

      Przedstawiona przez Andrzeja Dudę wizja naszych zachodnich sojuszników jako „obcych”, którzy chcą wziąć Polskę pod but, wielu słuchaczy zszokowała. Nie stanowiła jednak niespodzianki. Już podczas kampanii w 2015 r. przyszły prezydent przedstawił się Polkom i Polakom jako „swój chłop” w wersji narodowo-zaściankowej. Jako katolik i nacjonalista, który wierzy (lub chce wierzyć) w to, w co wierzy (lub chce wierzyć) większość narodu. Katolik i nacjonalista zdecydowany, ale wciąż po ludzku troskliwy. Przeciwny zachodniej zgniliźnie (czyli prawom osób LGBT), jednak niekoniecznie przeciwny formalizowaniu związków partnerskich, również homoseksualnych (aczkolwiek bez ceremonii w urzędzie stanu cywilnego, którą miałoby zastąpić podpisanie umowy o zawarciu związku w prywatnej kancelarii notarialnej). Tu trzeba zauważyć, że względna łaskawość Dudy wobec mniejszości seksualnych pojawia się tylko podczas kampanii wyborczych. Gdy wygrał wybory prezydenckie w 2015 r., nic dla nich nie zrobił. Jednak jego zwolennicy zapewne nie mają mu tego za złe. Prezydent ma dobre serce, pochyli się nawet nad „zboczeńcem” – ale gdy przychodzi co do czego, to dzielnie broni „tradycyjnej rodziny”.

      Troskliwość, tradycjonalizm i – jako dopełnienie tej trójcy przymiotów – tytuł naukowy. Plebejski styl Andrzeja Dudy ściągnął na niego nieuniknione szyderstwa ze strony przemądrzałych przedstawicieli warszawskiej elity. Jednak tym mądralom można było rzucić w twarz, że to doktor praw, syn dwojga uczonych z Krakowa!

      Zatem Duda to plebejusz i patrycjusz w jednym. Taki, co to pokrzyczy na wiecu, ale też powie kilka mądrze brzmiących słów. „Dobre panisko”, które dostojnie błyszczy na szczytach, ale brata się z ludem, ożywiając go trochę swoim blaskiem. Okaże zrozumienie dla „biednego człowieka” osaczonego przez codzienne troski. Nawet jeśli nie pomoże, to poprawi mu nastrój, przypominając o ponadczasowych zaletach narodu polskiego, którego członkiem ten „biedny człowiek” jest… Aczkolwiek wielu wyborców Dudy uważa zapewne, że prezydent im pomógł, i to bardzo konkretnie. Andrzej Duda jest dla nich twarzą PiS, a PiS kojarzą dzisiaj z koniunkturą gospodarczą i pomocą socjalną. To jasne, że prezydent miał znikomy wpływ na jedno i niewiele większy na drugie. Jednak jest przedstawicielem partii, która pobudza gospodarkę za pomocą powszechnej konsumpcji i znacznie hojniej przyznaje zasiłki niż jej poprzednicy. A zażywne, uśmiechnięte oblicze Dudy idealnie się nadaje na popularną ludową ikonę dobrobytu.

      W innych dziedzinach Andrzej Duda radzi sobie gorzej. Ale w tej kluczowej dla milionów wyborców jest skuteczny. Stanowi ludzką twarz PiS.

      Zobaczmy więc, co się za tą twarzą kryje. Dowiedzmy się, skąd przyszedł i kim jest prezydent RP. Dowiedzmy się, co robi i z jakimi ludźmi się zadaje. Ta wiedza jest nieodzowna, albowiem chodzi o bezpieczeństwo i niezawisłość Polski.

      Poprzednie książki o liderach polskiej polityki, które wydaliśmy w Wydawnictwie Arbitror – Macierewicz i jego tajemnice, Macierewicz. Jak to się stało, Morawiecki i jego tajemnice – dotyczyły osób sprawnych i niebezpiecznych. Dotyczyły osób, które umiejętnie udają kogoś, kim nie są, i oszukują miliony osób co do charakteru swej działalności.

      Ta książka dotyczy natomiast osoby znacznie mniej sprawnej, ale niemniej przez to niebezpiecznej. W tym przypadku dramat nieraz nabiera cech komedii. Można by to nazwać tragikomedią.

      Jednak nie ma nic bardziej tragicznego, skoro sprawa dotyczy głowy państwa…

      CZĘŚĆ PIERWSZA

      Nadzieja swojego klanu

      ROZDZIAŁ 1

      Święte dzieciństwo

      Andrzej Sebastian Duda urodził się 16 maja 1972 r. w Krakowie jako syn małżeństwa naukowców, którzy swoją karierę związali z Akademią Górniczo-Hutniczą. Matką jest Janina Milewska-Duda, profesorka nauk chemicznych. Ojcem – Jan Tadeusz Duda, profesor nauk technicznych, informatyk, elektrotechnik i samorządowiec.

      Gdy ich syn wystartował w kampanii prezydenckiej w 2015 r. i został głową państwa, polskie media poświęciły wiele miejsca i czasu jego dzieciństwu. Warto spytać, czy my również powinniśmy to robić. Wielu dziennikarzy, nie tylko w Polsce, uznaje najmłodsze lata liderów politycznych za chwytliwy temat. Proszę, ten potężny człowiek jeździł w wózeczku i pił mleko z butelki ze smoczkiem… Stanowi to coś w rodzaju rytuału, dzięki któremu polityk odzyskuje zwykłe ludzkie wymiary. Odbiorca może się utożsamić z gigantem, jeśli go lubi. Jeśli zaś nie lubi – może go wyśmiać.

      Jednak jeśli chodzi o Andrzeja Dudę, to za tym, aby rzucić okiem na medialne opowieści o jego dzieciństwie, przemawiają poważniejsze względy.

      Opowieści te stanowią część politycznej legendy Dudy, równie przesłodzonej, co skutecznej – a to bez wątpienia zasługuje na uwagę i refleksję.

      Co istotniejsze, spod hagiograficznego lukru można wydobyć informacje, które rzucają światło na karierę polityczną Andrzeja Dudy. Dotyczą one jego rodziców i stryjostwa, albowiem Dudowie to rozgałęziony klan polityczny, który działa w Krakowie i Opolu. Ma też swoiste powiązanie zagraniczne – jedno, ale niepokojące. Klan Dudów znalazł się w świetle reflektorów dopiero po starcie młodego Andrzeja w wyborach prezydenckich w 2015 r. Jednak rodzina zaczęła działać w polityce znacznie wcześniej.

      Zanim jednak do tego przejdziemy, musimy przez chwilę posmakować lukru. Jak napomknęliśmy wcześniej, to przesłodzenie mogło się przyczynić do sukcesów Andrzeja Dudy. Opowieści medialne przedstawiają nam Dudę jako cudowne dziecko najbardziej katolickiego i konserwatywnego z polskich środowisk, mianowicie góralskiego. Dowiadujemy się o męstwie dalszych przodków, o pobożności bliskich krewnych, o odgrywaniu drogi krzyżowej Chrystusa przez małego Andrzeja.

      Ale czytamy też o naukowych zdolnościach chłopca, którego rodzice – w końcu specjaliści od nauk ścisłych – uczyli



<p>2</p>

<p>3</p>