Название | Dlaczego zabija |
---|---|
Автор произведения | Блейк Пирс |
Жанр | Зарубежные детективы |
Серия | |
Издательство | Зарубежные детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9781094304199 |
W przeciwieństwie do innych uniwersytetów, stowarzyszenia studentek i studentów Harvardu nie zostały oficjalnie uznane. Ani na terenie kampusu, ani poza nim nie było żadnych placówek studenckich stowarzyszeń oznaczonych greckimi literami. Niemniej regularnie organizowano imprezy w domach lub apartamentach noszących nazwę organizacji lub specjalistycznych „klubów” poza uczelnią. Avery stała się naocznym świadkiem paradoksu życia uniwersytetu w trakcie swoich studiów. Wszyscy udawali skupienie wyłącznie na ocenach do momentu, gdy zaszło słońce i gdy przeistaczali się w nieokiełznanych imprezowiczów.
Stojąc na czerwonym świetle, Avery szybko przejrzała Internet i dowiedziała się, że Kappa Kappa Gamma wynajmowało dwa obiekty w tej samej przecznicy Cambridge: Church Street. Jeden przeznaczono na imprezy, a drugi na spotkania i życie towarzyskie.
Przejechała most Longfellow, politechnikę MIT i skręciła w prawo w Massachusetts Avenue. Harvard Yard pojawił się jej po prawej stronie, pełen majestatycznych budynków z czerwonej cegły wśród drzew i brukowanych ścieżek.
Na Church Street zwolniło się miejsce.
Zaparkowała, zamknęła samochód, podniosła twarz do słońca. To był ciepły dzień, temperatura oscylowała w okolicach 20 stopni. Sprawdziła godzinę. Dziesiąta trzydzieści.
Budynek stowarzyszenia Kappa miał dwie kondygnację i elewację z klinkierowej cegły . Parter mieścił liczne sklepy z ubraniami. Pierwsze piętro, jak sądziła Avery, zarezerwowano na biura i działalność stowarzyszenia studentek. Jedynym oznaczeniem obok dzwonka na drugie piętro była heraldyczna lilia, symbol Harvardu. Wcisnęła przycisk.
W głośniku intercomu zaskrzeczał kobiecy głos.
- Tak? –
- Policja – warknęła - otwierać.
Na chwilę zapadła cisza.
- Poważnie – powtórzył głos. - Kto to?
- To policja – powiedziała dobitnie. – Wszystko w porządku. Nikomu nic się nie stało. Muszę porozmawiać z kimś ze stowarzyszenia Kappa Kappa Gamma.
Zabrzmiał dzwonek.
Na szczycie schodów Avery powitała śpiąca, mizernie wyglądająca dziewczyna w ogromnej szarej bluzie i białych spodniach od dresu. Ciemnowłosa, sprawiała wrażenie, jakby była po dzikiej imprezie. Większość jej twarzy zasłaniały kosmyki włosów. Pod oczami widać było ciemne obwódki, a sylwetka, którą zwykle podkreślała z wielką dumą, wydawała się gruba i bezkształtna.
- Czego pani chce? - spytała.
- Spokojnie – odparła Avery. – To nie ma nic wspólnego z działalnością stowarzyszenia. Przyszłam zadać kilka pytań.
- Mogę zobaczyć jakiś identyfikator?
Avery pokazała odznakę.
Dziewczyna zmierzyła Avery wzrokiem, obejrzała odznakę i odsunęła się.
Stowarzyszenie Kappa Kappa Gamma dysponowało dużą, jasną przestrzenią. Pomieszczenie było wysokie. Stało w nim kilka kanap z brązowej skóry i niebieskie pufy w różnych miejscach. Ściany pomalowano na kolor ciemnoniebieski. Był też bar, system nagłaśniający oraz wielki telewizor z płaskim ekranem. Okna sięgały niemal od podłogi do sufitu. Po drugiej stronie ulicy Avery zobaczyła dach innego kompleksu mieszkań, a nad nim niebo, po którym przesuwały się (pojedyncze) chmury.
Z czasu swoich studiów wyniosła chyba zgoła inne doświadczenia niż większość dziewczyn z Kappa Kappa Gamma. Po pierwsze sama opłacała sobie czesne. Codziennie po zajęciach udawała się do miejscowej kancelarii prawnej i pracowała, awansując od stanowiska sekretarki, po prestiżowe dla studenta stanowisko asystenta prawnika. Podczas studiów rzadko piła. Jej ojciec był nałogowym alkoholikiem. Większość wieczorów w trakcie pobytu na uczelni spędziła w roli kierowcy lub nad książkami w akademiku.
Twarz dziewczyny rozjaśniła się nadzieją.
- Czy chodzi o Cindy? - spytała.
- Czy to pani znajoma?
- Tak, moja najlepsza przyjaciółka – oparła. – Proszę mi powiedzieć, czy wszystko z nią w porządku?
- Jak się pani nazywa?
- Rachel Strauss.
- Czy to pani zawiadomiła policję?
- Tak. W sobotę Cindy wyszła z imprezy dość zalana. Nikt jej nie widział od tego czasu. A to nie jest do niej podobne.
Przewróciła oczami i uśmiechnęła się, dodając – Zwykle była bardzo przewidywalna. Taka prymuska, no wie pani? Zawsze o tej samej porze w łóżku, codziennie identyczny plan dnia, bez żadnych odstępstw. A jeśli zmiana, to planowana na pięć lat do przodu. W sobotę coś w nią wstąpiło. Piła. Tańczyła. Jakby na chwilę czas się dla niej zatrzymał. Fajnie to wyglądało.
Na moment Rachel odpłynęła wzrokiem gdzieś w dal.
- Wie pani, jaka ona była szczęśliwa!
- Z jakiegoś szczególnego powodu? – dopytywała się Avery.
- Czy ja wiem? Najlepsza w grupie. Jesienią miała rozpocząć pracę.
- Jaką pracę?
- W firmie Devante? Oni są bodajże najlepsi w Bostonie. Studiowała księgowość. Wiem, nudy, ale ona świetnie sobie radziła z liczbami.
- Czy może mi pani powiedzieć coś więcej o sobocie?
Do oczu Rachel napłynęły łzy.
- Czyli chodzi o Cindy, prawda?
- Tak – powiedziała Avery. – Czy możemy usiąść?
Rachel opadła na kanapę i rozpłakała się.
Szlochając próbowała coś powiedzieć.
- Wszystko z nią w porządku? Gdzie jest?
Tej części Avery najbardziej nie znosiła. Rozmów z krewnymi i znajomymi. Można je było prowadzić tylko w ściśle określonym zakresie. Im więcej ludzie dowiadywali się o sprawie, tym chętniej mówili, co często prowadziło do ustalenia sprawców zbrodni. Na tym etapie nikt niczego nie rozumiał, ani nikomu na niczym nie zależało; wszyscy byli zbyt zdenerwowani. Wszyscy oczekiwali odpowiedzi.
Avery siadła obok niej.
- Bardzo dobrze, że pani zadzwoniła – rzekła. – Właśnie to należało zrobić. Niestety nie mogę rozmawiać o toczącym się dochodzeniu. Mogę natomiast powiedzieć pani, że robię wszystko, co w mojej mocy, aby dowiedzieć się, co się stało tego wieczora z Cindy. Ale sama nie dam rady, potrzebuję pani pomocy.
Rachel skinęła głową i wytarła oczy.
- Mogę pomóc – powiedziała. – Mogę pomóc.
- Proszę powiedzieć co pani pamięta z tamtego wieczoru i o Cindy. Z kim rozmawiała? Czy coś szczególnie zapadło pani w pamięć? Jakieś jej uwagi? Ludzie, którzy się nią interesowali? Wszystko, co dotyczy jej wyjścia?
Rachel kompletnie się rozkleiła.
W końcu podniosła rękę, pokiwała głową i wzięła się w garść.
- Tak – powiedziała. – Oczywiście.
- A gdzie się wszyscy podziali? - spytała Avery, aby odwrócić jej uwagę. – Wydawało mi się, że budynki stowarzyszeń wypełniają skacowane dziewczyny w