La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1. Philip Pullman

Читать онлайн.
Название La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1
Автор произведения Philip Pullman
Жанр Детективная фантастика
Серия
Издательство Детективная фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788366409590



Скачать книгу

wygłosić po łacinie i przedstawić ją bezpośrednio mistrzowi.

      – Które to jest kolegium Jordana?

      – To przy Turl Street, z bardzo wysoką wieżą.

      – A tak, już wiem. Myśli pani, że tamci ludzie przyjechali prosić o azyl? Znaczy, dla dziecka, nie dla siebie?

      – Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale podsunęło mi to pewien pomysł. Zaprzeczę teraz temu, co powiedziałam przed chwilą, ale jednak chciałabym utrzymać z tobą kontakt, Malcolmie. Lubisz czytać, prawda?

      – O tak! – potwierdził z entuzjazmem chłopiec.

      – Zabawimy się w udawanie. Zostawiłam w oberży książkę, którą mi odniosłeś. To szczera prawda. Zobaczyłeś wszystkie moje książki, zaczęliśmy o nich rozmawiać, zaproponowałam, że mogę ci którąś pożyczyć. Trochę podobnie jak w bibliotece: pożyczałbyś ode mnie jedną, dwie książki, czytał je, a po skończeniu odnosił mi i wybierał sobie coś nowego. Miałbyś dzięki temu pretekst, żeby tu przychodzić. Co ty na to?

      – Chętnie – zgodził się Malcolm bez namysłu. Jego dajmon, który tymczasem stał się wiewiórką i przysiadł mu na ramieniu, zaklaskał w łapki. – I jeśli coś zobaczę albo usłyszę...

      – Otóż to. Nie szukaj niczego na siłę, nie narażaj się bez potrzeby, ale jeśli posłyszysz coś interesującego, możesz mi o tym powiedzieć. A kiedy już przyjdziesz, i tak porozmawiamy o książkach. Jak ci się to podoba?

      – Bardzo! Znakomity pomysł.

      – Świetnie. Cieszę się. Zacznijmy od razu: tu mam kryminały. Interesuje cię taka lektura?

      – Wszystko mnie interesuje.

      – A tu są książki historyczne. Niektóre mogą być nudnawe... sama nie wiem... Poza tym to taki trochę miszmasz. Wybierz sobie coś. Może jedną powieść i coś niebeletrystycznego?

      Malcolm zerwał się z miejsca i zaczął się rozglądać po regałach. Hannah usiadła wygodnie i cierpliwie czekała, nie chcąc mu niczego narzucać. Kiedy była młoda, pewna starsza pani z wioski, w której dorastała, zrobiła to samo dla niej i Hannah dobrze pamiętała tę radość samodzielnego wyboru i swobodę buszowania po półkach. W Oksfordzie były dwie lub trzy komercyjne biblioteki, nie było jednak ani jednej publicznej i darmowej. Malcolm nie był jedynym młodym człowiekiem, którego głód książek pozostawał niezaspokojony.

      Dlatego dobrze się z tym czuła, kiedy patrzyła, jak z zapałem i szczęśliwym wyrazem twarzy wybiera książkę, ogląda ją, czyta pierwszą stronę, odstawia na miejsce i zdejmuje kolejną. W ciekawym świata chłopcu widziała odbicie samej siebie.

      Zarazem dręczyły ją okrutne wyrzuty sumienia. Wykorzystywała go. Narażała na niebezpieczeństwo. Fakt, że chłopak był odważny i bystry, niczego nie zmieniał; był jeszcze na tyle młody, że nawet nie pomyślał o chocolatl, która została mu na górnej wardze. Nie mógł się sam zgłosić do takiego zadania – chociaż gdyby mógł, to przypuszczała, że zrobiłby to z miłą chęcią; to ona go przycisnęła. Albo skusiła. Miała nad nim władzę i jej użyła.

      Wybrał sobie książki, spakował je starannie do plecaka, żeby nie zamokły, po czym ustalili, kiedy ma się znów pojawić, i wyszedł.

      Wieczór był ciemny i wilgotny. Hannah zaciągnęła zasłony, usiadła i oparła głowę na rękach.

      – Nie ma sensu się chować – powiedział Jesper. – I tak cię widzę.

      – Źle zrobiłam?

      – Oczywiście. Ale nie miałaś innego wyjścia.

      – Miałam. Na pewno miałam.

      – Nie. Zrobiłaś to, co musiałaś. Gdybyś postąpiła inaczej, czułabyś się nieudolna.

      – Nie powinno chodzić o to, jak się czujemy: nieudolni, winni...

      – Nie powinno i nie chodzi. Chodzi o większe i mniejsze zło. To najlepsza przykrywka, jaką można było wymyślić. Nie zadręczaj się.

      – Ja o tym wiem. Po prostu...

      – Wiem. Jest ciężko.

      6

       Sztyfty szklarskie

      Malcolm postanowił powiedzieć rodzicom o akademiczce, której odniósł książkę do domu, i o jej propozycji pożyczenia mu innych książek; nie chciał przed nimi ukrywać niczego oprócz rzeczy absolutnie najważniejszej. Pokazał matce pierwsze dwie książki, gdy podała mu gulasz jagnięcy na kolację.

      – Noc w bibliotece – przeczytała na głos – i Krótka historia czasu. Tylko nie zabieraj ich do kuchni, bo zachlapią się tłuszczem i sosami. Kiedy ktoś ci coś pożycza, musisz o to dbać.

      – Będę je trzymał u siebie w pokoju. – Schował książki z powrotem do plecaka.

      – Dobrze. A teraz się pośpiesz, mamy duży ruch.

      Malcolm zasiadł do kolacji.

      – Mamo? – zagadnął. – A jak skończę podstawówkę w Ulvercote, to pójdę do szkoły średniej?

      – Zależy, co tata powie.

      – A jak myślisz, co powie?

      – Myślę, że każe ci zjeść kolację.

      – Mogę jednocześnie jeść i słuchać.

      – W takim razie szkoda, że ja nie mogę jednocześnie mówić i gotować.

      * * *

      Następnego dnia siostry zakonne były zajęte, a pan Taphouse był w domu, toteż Malcolm nie miał pretekstu, żeby po szkole zajrzeć do klasztoru. Leżał więc u siebie w sypialni i czytał książki na zmianę, to jedną, to drugą. Kiedy przestało padać, wyszedł sprawdzić, czy wszystko dostatecznie podeschło, żeby mógł nową czerwoną farbą przemalować nazwę kanoe, ale nie. Wrócił więc pochmurny do siebie i zajął się robieniem plecionki z bawełnianego sznurka.

      Wczesnym wieczorem jak zwykle roznosił jedzenie i napitki klientom w barze, ale gdy na chwilę zakrzątnął się przy ogniu, zauważył coś, co go zaskoczyło: Alice, pomywaczka, weszła do baru z rękami pełnymi czystych kufli i właśnie pochyliła się, żeby postawić je na kontuarze, gdy jeden z siedzących nieopodal mężczyzn wyciągnął rękę i uszczypnął ją w pupę.

      Malcolm wstrzymał oddech. Alice nie zareagowała od razu: upewniła się, że wszystkie kufle bezpiecznie stanęły na barze, zanim się odwróciła.

      – Który to zrobił? – zapytała całkiem spokojnym głosem, ale Malcolm widział, że ma rozdęte nozdrza i zmrużone oczy.

      Żaden z mężczyzn nie poruszył się ani nie odezwał. Podszczypywał ją Arnold Hemsley, pulchny farmer w średnim wieku z dajmonem-fretką. Ben, dajmon Alice, zmienił się w buldoga. Słysząc jego gardłowe warczenie, fretka usiłowała się schować Hemsleyowi do rękawa.

      – Następnym razem nie będę nawet próbowała ustalić, który to był. Po prostu wyrżnę pierwszego z brzegu.

      Wzięła do ręki jeden z kufli i roztrzaskała go o bar, tak że w kościstej pięści zostało jej tylko ucho najeżone sterczącymi odłamkami. Zapanowała cisza, w której szkło posypało się na kamienną posadzkę.

      – Co tu się dzieje? – To ojciec Malcolma wynurzył się z kuchni.

      – Ktoś popełnił błąd – odparła Alice.

      Rzuciła ucho kufla na kolana Hemsleya, który odsunął się gwałtownie, spróbował je złapać i skaleczył