Echo z otchłani. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Echo z otchłani
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Космическая фантастика
Серия Chór zapomnianych głosów
Издательство Космическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788366517653



Скачать книгу

tyle, na ile pozwala mi to zrobić ta prymitywna technologia – odparł Alhassan, oglądając się przez ramię i posyłając mu uśmiech. – Jeśli się uda, wykryjemy zaburzenia przyciągania grawitacyjnego w systemach planetarnych. To znak, że dociera tam tunel.

      – I jakie jest prawdopodobieństwo, że to będzie gdzieś w okolicy Układu Słonecznego?

      – Zerowe – rzekł Dija Udin i zaśmiał się.

      Ellyse nie było do śmiechu. Nawet jeśli uda się odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się wyjście z tunelu, nadal nie wiedzieli, jak poradzić sobie z dwoma wiążącymi się z tym problemami. Alhassan mógł mówić, co chciał, ale nie sposób było znaleźć remedium na wszystko.

      – Alteracje wprowadzone – powiedział po jakimś czasie Dija Udin, przeciągając się. – Teraz wystarczy tylko uruchomić algorytm.

      Wskazał na wyświetlacz, gdzie gotowy program czekał, by go włączyć.

      – Jesteś pewien, że to bezpieczne? – zapytał Jaccard.

      – Mniej więcej – odparł Gideon.

      – No już – wtrącił Alhassan. – Nie przekonacie się, jeśli nie spróbujecie. Będzie trochę adrenaliny, prawda? Nie do końca wiadomo, co narobił Dija Udin. Mógł stworzyć algorytm, który uaktywni ansibl i rozświetli was w kosmosie jak bożonarodzeniową choinkę.

      Nozomi zbliżyła się do ekranu i przeciągnęła palcem w odpowiednim miejscu. Nawet gdyby ktoś próbował ją zatrzymać, nie zdążyłby.

      – Podjęliśmy już decyzję – odezwała się. – Nie ma sensu dawać mu satysfakcji.

      Loïc i Hallford zgodzili się z nią, kiwnąwszy głowami. Wszyscy patrzyli na ekran, czekając na efekty poszukiwań. W bazie Kennedy’ego znajdowały się wszystkie planety, które były w realnym zasięgu podróży. Ich liczba była nieskończona i nawet przy mocy obliczeniowej komputera pokładowego przeszukiwanie banków musiało trochę potrwać. Ellyse odeszła kawałek i przysiadła na jednym z niewielkich stołków dla personelu technicznego.

      Wydawało jej się, że każda minuta oczekiwania niemiłosiernie się przeciąga. Dija Udin obrócił się przez ramię i obrzucił ich wzrokiem.

      – Więc gdzie te socjalki?

      – Skup się na swoim zadaniu – odparł Jaccard.

      – Nie ma na czym. Wprowadziłem wszystko, co trzeba, a reszta należy do komputera pokładowego. Tymczasem chciałbym dostać moje…

      Urwał, gdyż algorytm wyszukiwania odnalazł potencjalną planetę z tunelem. Alhassan obrócił się do ekranu, a pozostali załoganci szybko znaleźli się obok. Nawet milczący Gerling sprawiał wrażenie zaciekawionego.

      – Proszę bardzo – powiedział Dija Udin, wskazując palcem na wyświetlacz. – Wasz magik wyczarował dla was takie cudo. Gwiazda HR 8799 w Konstelacji Pegaza, zwana także Nakamurą. Na jednej z orbitujących ją planet sensory wykryły ujemną masę.

      – Jak daleko? – zapytała nerwowo Ellyse.

      – Sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi. Planeta to Nakamura-Amano, temperatura trzynaście stopni Celsjusza, okres orbitalny trzydzieści siedem dni. Wewnętrzna granica ekosfery i…

      – To wszystko bez znaczenia – wtrącił Hallford. – Odległość jest zbyt duża.

      – Biorąc pod uwagę ogrom wszechświata, to najbliższe sąsiedztwo – zaoponował Alhassan z uśmiechem. – Teraz pozostaje wam tylko postanowić, czy jesteście gotowi zamrozić się na dobre trzysta lat, bo tyle zajmie podróż w obie strony. Ale sukinsyn jest tego warty, prawda?

      Obrócił się i wyszczerzył jeszcze bardziej.

      14

      Dija Udin wszedł do swojej kajuty, a potem opadł ciężko na łóżko. W pomieszczeniu obok ulokował się Hans-Dietrich, któremu niespieszno było z powrotem na pusty pokład ISS Wolszczana. Trudno było mu się dziwić, biorąc pod uwagę niesubordynację, której się dopuścił.

      Ledwo Alhassan zmrużył oczy, a rozległ się sygnał z korytarza. Westchnął i podciągnął się na łóżku, po czym dotknął właściwego miejsca na wezgłowiu. Śluza natychmiast się otworzyła, w progu zaś stanęła Nozomi.

      – Zapraszam – powiedział. – Miałem właśnie odsapnąć, ale chętnie posłucham twojego marudzenia.

      Bez słowa weszła do środka i podeszła do szafki z napojami. Nalawszy sobie wody, połknęła pigułkę energetyczną i usiadła przy stoliku na środku kajuty.

      – Kim ty jesteś? – zapytała.

      – Dija Udin oznacza „jasność wiary”. Al– to przedrostek, a hassan znaczy „piękny”.

      – Więc imię nie ma z tobą nic wspólnego.

      – Piękny może nie jestem, ale wiara moja jaśnieje.

      – Jaka wiara? – zapytała Ellyse, patrząc w okno. – Na Ziemi nie ostała się już żadna religia.

      – Noszę ją w sercu, inszallah – odparł Dija Udin, kładąc rękę na piersi i pochylając głowę.

      – Skończ pieprzyć.

      – Mówię to, co dyktuje mi…

      – Jesteś sztucznym tworem, Alhassan – ucięła. – Nie masz serca, duszy ani nawet rozumu. Wszystko, co robisz, jest wynikiem działania pewnych mechanizmów.

      – Tak jak w twoim przypadku.

      Nozomi wzięła łyk wody, nie odrywając od niego wzroku.

      – Nie mam zamiaru dywagować o sztucznej inteligencji – odparła. – Wiem, że Håkon miał nadzieję przeprogramować cię konchą. Chciał, żebyś odkupił swoje winy.

      – Naukowcy lubią czasem coś sobie ubzdurać.

      – Nie zasługiwałeś na to, co chciał dla ciebie zrobić.

      Dija Udin wzruszył ramionami.

      – Naprawdę potrzebuję tych socjalek – odezwał się.

      – Dostaniesz je, jak tylko znajdziesz sposób, byśmy dostali się na Nakamurę-Amano.

      – Nieustannie o tym myślę. Układam w głowie równania, które przechytrzą Einsteina i Alcubierre’a.

      Ellyse długo milczała, patrząc na niego bez wyrazu.

      – Wiesz, co mi się wydaje? – spytała w końcu.

      – Że się we mnie powoli zadurzasz?

      – Że tak naprawdę nie masz pojęcia, jak możemy się tam dostać. I tym bardziej nie wiesz, jak sterować tunelem bez konchy – odparła ze stanowczością. – Grasz na czas, licząc na to, że uda ci się wezwać Diamentowych.

      – Jeśli rzeczywiście w to wierzysz, powinnaś mnie ubić.

      – Jestem tego bliska.

      Alhassan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie trzeba było wiele, by załoganci Kennedy’ego zorientowali się, że wodzi ich za nos. Wystarczyło, że ich początkowy entuzjazm trochę opadnie, a przejrzą na oczy. Podróż w kriostazie nie wchodziła w grę, a nie istniał napęd, który pozwalałby na zaginanie czasoprzestrzeni i poruszanie się szybciej od światła. Jedyną formą takich podróży był Terminal na Rah’ma’dul.

      – Spokojnie – powiedział. – Wyciągnę was z opresji i uratuję tego biednego sukinsyna, który teraz mrozi się w najlepsze.

      – Gówno prawda.

      – Kocham go jak brata –