Wioska kłamców. Hanna Greń

Читать онлайн.
Название Wioska kłamców
Автор произведения Hanna Greń
Жанр Классические детективы
Серия
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366431904



Скачать книгу

Mamo! – Dziewczyna zerwała się z krzesła, zła na matkę, że ta znów wróciła do kilka już razy przerabianego tematu. – Nie zamierzam służyć w formacji, która pozbyła się taty jak śmiecia i gdzie nikt nie stanął w obronie tych, z których po wielu latach służby nagle zrobiono zbrodniarzy. Nie ma mowy o powrocie, choćbym miała z głodu żreć korzonki i zagryzać je robakami! – Po wykrzyczeniu tej deklaracji uspokoiła się i nagle jej zasępioną twarz rozjaśnił uśmiech. – Nie mów nikomu, ale ja chyba nie najlepiej reaguję na rozkazy – wyznała, ściszając głos, jakby zdradzała najgłębszą tajemnicę.

      Imielska przez chwilę spoglądała na nią w osłupieniu, wreszcie wybuchnęła śmiechem.

      – Coś podobnego! W życiu bym na to nie wpadła. – Naraz spoważniała. – Czy dlatego rozstałaś się z Kamilem, że był od ciebie wyższy stopniem?

      – Własna matka uważa mnie za idiotkę. Dzięki bardzo. – Diona zagryzła wargi. – Nie, mamo. Nie dlatego.

      Marta odczekała jeszcze chwilę, a widząc, że dalsze wyjaśnienia nie nastąpią, wstała i poszła ku drzwiom.

      – Gdybyś chciała się wygadać, to służę uszami. Czasem to pomaga. Nie musisz wszystkiego dusić w sobie. Nie jesteś sama na świecie.

      – Wiem. – Diona zamrugała, chcąc pozbyć się wilgoci, która nagle przesłoniła jej wzrok. – Może kiedyś? Teraz jeszcze za bardzo boli.

      – W porządku. – Marta skinęła głową. – A na te robaki jeszcze nie poluj. Nie jest z nami tak źle, żebyśmy nie mogli zapewnić utrzymania jedynej córce. Los w końcu się odwróci i znajdziesz odpowiednią pracę. Taką, która by cię cieszyła i dawała satysfakcję. No i kasę, bo z satysfakcją jest jak z etosem. – Posłała córce rozbawione spojrzenie. – W sklepie nią nie zapłacisz.

      Chociaż Diona nie była już policjantką, nadal odwiedzała policyjne fora, doskonale więc wiedziała, jak funkcjonariusze zareagowali na wypowiedź ministra, który stwierdził, że ważniejszy od zarobków powinien być dla nich etos służby. Prześmiewkom nie było końca. To właśnie wtedy narodziło się powiedzenie „płacić etosami”. Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz nic nie odpowiedziała, nie chcąc wszczynać nowej dyskusji stwierdzeniem, że w wieku dwudziestu ośmiu lat nie ma pojęcia, co chciałaby robić, w dodatku nie posiada żadnych przydatnych w cywilu kwalifikacji. Szkoła aspirantów policji, umiejętności strzeleckie, znajomość sztuk walki i obezwładniania przeciwnika? Komu to potrzebne? Może dziesięć lat temu przydałaby się szemranym firmom do odzyskiwania długów, ale tamte czasy już minęły, daj Boże, bezpowrotnie.

      – Diona! Idziesz wreszcie? – rozległ się poirytowany głos Imielskiego i Marta klepnęła się w czoło.

      – Na śmierć zapomniałam, po co tu przyszłam. Tata powiedział, że masz do niego zejść. Ma do ciebie jakąś sprawę, ale nie chciał mi…

      Nie dokończyła, córka bowiem przebiegła obok niej i niemal sfrunęła po schodach, pędząc do gabinetu, gdzie spodziewała się zastać ojczyma. Rzeczywiście tam był, szedł właśnie w stronę stojącego pod oknem fotela, w którym zwykł zasiadać z książką w ręce. Na dźwięk kroków obejrzał się i zmienił kierunek, wskazując córce szerokie biurko.

      – Skoro uparłaś się wtykać palce między drzwi, najlepiej będzie, jeśli pojedziesz do Strzygomia i sprawdzisz wszystko na miejscu. Pomyślałem, że mogłabyś pojawić się tam jako młoda pisarka szukająca natchnienia oraz wyciszenia – oznajmił, wyjmując z szuflady jakąś teczkę.

      – Absolutnie się nie zgadzam – oznajmiła bez ogródek, niemile zaskoczona pomysłem. Co ten tata wymyślił? Niecałe dwa lata na emeryturze i już stracił czujność?

      – Dlaczego nie? – Nie spodziewał się takiej reakcji. – Co ci się nie podoba? Przecież nikt ci nie każe naprawdę pisać.

      – Akurat to pisanie jest najbezpieczniejsze. Za to reszta do dupy.

      – To dobry plan – upierał się mężczyzna. – Zawód nie do sprawdzenia, powód prawdopodobny…

      – A moim zdaniem zawód do luftu. Wystarczy, że ktoś zapyta, co napisałam, i od razu będzie wtopa. Co to za pisarka, co niczego nie wydała?

      Imielski w dalszym ciągu nie dostrzegał problemu.

      – Poszukaj w Internecie jakiejś autorki, która przypomina cię z wyglądu, i w razie czego mów, że to twój pseudonim literacki.

      – Tatek, chyba ci odwaliło. – Diona popatrzyła na niego ze zdumieniem. – Podszywanie się pod kogoś to przestępstwo i dobrze o tym wiesz. A nawet gdybym na to poszła, to musiałabym szybko przeczytać książki tej pisarki i zapamiętać fabułę, żeby w razie pytań nie zrobić z siebie imbecyla. Bo wybiórczej amnezji raczej nikt by nie kupił. – Widząc, że argumenty zaczynają trafiać do mężczyzny, dołożyła jeszcze jeden, jej zdaniem najważniejszy: – Zapomniałeś o bardzo ważnej sprawie. Prędzej czy później na pewno natrafię na kogoś z tamtejszego komisariatu albo rozpozna mnie ktoś z mieszkańców. W końcu służyłam w policji blisko osiem lat, a wiadomo, że w tej firmie spotyka się wielu ludzi. Przy moim pechu pewnie się okaże, że byłam z którymś z tamtejszych gliniarzy na zabezpieczeniu albo na jakimś kursie.

      – Cholera, o tym nie pomyślałem – przyznał z ponurym grymasem. – Do czego to doszło, że aspirant poucza nadkomisarza? Chyba się starzeję.

      Zauważywszy, że naprawdę się tym przejął, Diona poświęciła chwilę na podniesienie go na duchu, po czym przedstawiła własną koncepcję. Miała zamiar wykorzystać prawdziwe wydarzenia.

      Imielski zamyślił się, analizując jej propozycję. Dziewczyna miała rację. Mistyfikacja tym jest łatwiejsza, im bardziej styka się z prawdą. Przypomniał sobie nauki pobierane dawno temu od starego milicjanta, gdy sam szykował się do pracy pod przykrywką: „Nie kłam tam, gdzie możesz powiedzieć prawdę. Im więcej dasz tej postaci z prawdziwego siebie, tym będzie wiarygodniejsza”.

      – Myślisz, że to dobry plan? – upewniała się niespokojnie, nie wiedząc, jak tłumaczyć sobie jego milczenie.

      – Mądra z ciebie dziewczyna – odezwał się w końcu. – Na miejscu twojego dowódcy, zamiast podpisać zgodę, błagałbym na kolanach, żebyś została.

      – Dobrze wiesz, że nie zostałabym, nawet gdyby stanął na uszach, a fiutem ładował żarcie do gęby. Nie po tym, co zostało powiedziane.

      Ojczym skinął głową, w głębi duszy doskonale ją rozumiejąc.

      – Dobra, to przejdźmy do sprawy. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

      – Najpewniejsza w świecie – odparła bez najmniejszego wahania. – Dam sobie głowę uciąć, że ci dwaj faceci siedzą za niewinność, i mam zamiar znaleźć prawdziwego sprawcę. – Zauważywszy minę mężczyzny, dorzuciła z przymilnym uśmiechem: – Tatek, przecież ty sam mnie wszystkiego nauczyłeś. Wiesz, że nie mam zwyczaju głupio ryzykować, poza tym nie przesadzajmy, nikt tam nie będzie za mną latał z pistoletem w garści. Zastanawiałam się nawet, czy ta cała mistyfikacja jest konieczna.

      Przerwała, popatrując ciekawie na ojczyma, który aż poczerwieniał na twarzy, usłyszawszy ostatnie zdanie.

      – Zwariowałaś?! Chcesz rozpowiadać, że jesteś nieślubną córką komendanta Roszaka i przyjechałaś po to, żeby wykryć, kto naprawdę go zabił?! – Tak się zdenerwował, że bezwiednie podniósł głos do krzyku. – To równie dobrze możesz zaraz wsadzić łeb do piekarnika i odkręcić gaz, ty durna idiotko! – zakończył, posyłając jej wściekłe spojrzenie.

      Odpowiedziała uśmiechem, a gdy zaklął, zachichotała, czym rozzłościła go jeszcze bardziej. Nie mogąc dłużej opanować