Z dala od świateł. Samantha Young

Читать онлайн.
Название Z dala od Å›wiateÅ‚
Автор произведения Samantha Young
Жанр Эротика, Секс
Серия
Издательство Эротика, Секс
Год выпуска 0
isbn 9788380535510



Скачать книгу

ciągle byliśmy w trasie, a na to trzeba siły i energii.

      Kiwnął głową ze zrozumieniem.

      Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. Ku mojemu zdziwieniu… w tej ciszy wcale nie czułam się nieswojo. Co świadczyło o tym, że nic mnie nie obchodziło, co O’Dea myśli na mój temat. Zawsze przejmowałam się opinią otoczenia. Aż za bardzo. Kiedy jest się sławnym, nie można zbyt mocno przejmować się zdaniem innych, bo to może cię zniszczyć. Chociaż większość komentarzy na mój temat była pozytywna, to te negatywne zostawały mi w pamięci. Dręczyły mnie. Były też słowa pełne jadu i nienawiści.

      Najgorszy przypadek tego typu spotkał mnie na Instagramie. Zamieściłam wspólne zdjęcie z Maxem. Zrobił je Austin i bardzo mi się podobało. Siedzieliśmy wszyscy w pokoju hotelowym. Ja przysiadłam Maxowi na kolanach i razem próbowaliśmy grać na mojej gitarze. Austin strzelił fotkę w chwili, kiedy uśmiechaliśmy się do siebie, patrząc sobie w oczy. Wyglądaliśmy jak zakochani.

      Z początku zdjęcie zebrało wiele lajków i sympatycznych komentarzy.

      Jednak Micah postanowił zamieścić zdjęcie, na którym ze smutną miną siedzi samotnie, trzymając gitarę. Nie wiedziałam, czy było to celowe, czy po prostu nie pomyślał, ale fani zobaczyli w tej fotografii odpowiedź na moje zdjęcie z Maxem i ton komentarzy natychmiast się zmienił.

      Byłam suką, która złamała chłopakowi serce.

      Powinnam się smażyć w piekle.

      Powinnam się zabić, bo taka ze mnie zdzira.

      Dlaczego ludzie uważali, że w internecie można napisać coś, czego przenigdy nie powiedzieliby nikomu prosto w twarz? Nie wiedziałam.

      Moje życia stało się własnością publiczną i coraz trudniej było mi to znosić.

      Wpędzało mnie to w depresję.

      – Teraz już tak się tym nie przejmuję – powiedziałam na głos.

      O’Dea spojrzał na mnie, przełknął kęs i zapytał:

      – Czym się nie przejmujesz?

      – Co ludzie powiedzą. Kiedyś za bardzo mnie to obchodziło. Może teraz, kiedy się uodporniłam, lepiej zniosę rozgłos medialny. – Takie myślenie mogło mi pomóc.

      Przez chwilę milczał, patrząc w talerz. A potem wymierzył szybki cios:

      – Gdybyś rzeczywiście się nie przejmowała, byłabyś gotowa spotkać się ze swoim zespołem.

      Spojrzałam na niego gniewnie, czerwona ze zdenerwowania.

      – Chodzi mi o obcych ludzi.

      – No cóż. – Minę miał obojętną i pełną wyższości. – Pewnie wkrótce się przekonamy.

      Wdzięczność za pyszną kolację stanęła mi ością w gardle. Odsunęłam talerz z niedokończonym posiłkiem i zsunęłam się ze stołka.

      Westchnął cicho.

      – Dokąd się wybierasz? Nie skończyłaś kolacji. Musisz jeść, Skylar.

      – Odwal się. – Weszłam do sypialni i z trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi.

      Oparłam się o nie, próbując zapanować nad nerwami.

      Poczułam się bardzo samotna. Głęboka czarna dziura samotności chciała mnie bezpowrotnie wchłonąć. Osunęłam się na podłogę, czując palące łzy pod powiekami. Nie czułam się taka samotna nawet podczas nocy spędzonych na cmentarzu.

      Cholera.

      Otarłam łzę, która spłynęła mi na policzek.

      Może rzeczywiście powinnam iść na terapię.

      Dobra, nawet nie „może”, tylko na pewno. Nie byłam głupia. Wiedziałam, że jestem popieprzona. Ale tak bardzo się bałam. Bałam się, że jeśli zacznę z kimkolwiek rozmawiać o swoich sprawach, poczucie winy stanie się nieznośne.

      Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że gwałtownie wciągnęłam powietrze.

      – Skylar?

      Nie zareagowałam.

      Nienawidziłam go.

      O’Dea westchnął. Ciągle wzdychał. Jakbym była męczącym dzieciakiem, którym musiał się opiekować wbrew swojej woli.

      – Wychodzę, żebyś mogła wrócić do kuchni i skończyć kolację.

      Prychnęłam wzgardliwie. Męczennik się znalazł.

      – Skylar… Bardzo prze…

      Wstrzymałam oddech. Czyżby… zamierzał mnie przeprosić?

      – Ja… Cholera! – Sapnął ze złością. – Wrócę tu jutro i oczekuję, że będziesz się grzecznie zachowywać. – Usłyszałam odgłos kroków w korytarzu, a zaraz potem drzwi się zatrzasnęły.

      Wkrótce po jego wyjściu poszłam do kuchni, gdzie czekała moja niedojedzona kolacja. Na jego talerzu też trochę zostało.

      Rzuciłam gniewne spojrzenie w stronę korytarza. Co za fiut.

      – Męczennik – burknęłam.

      Jednak gniew nie przeszkodził mi w zjedzeniu do końca posiłku, który O’Dea przygotował. Szczerze mówiąc, dokończyłam też jego porcję i pierwszy raz od długiego czasu poczułam się przyjemnie syta.

      I wkurzona.

      Ale przyjemnie syta.

      10

      Dziwnie było budzić się, nie słysząc wokół śpiewu ptaków. Brakowało mi tej wczesnej pobudki. Jednak następnego ranka nie potrzebowałam naturalnego budzika. Po przespaniu niemal całego poprzedniego dnia obudziłam się około piątej trzydzieści.

      Umyłam się pod prysznicem i niemal przewróciłam, kiedy wychodziłam z wanny, używając tylko jednej, zdrowej ręki, a potem przygotowałam się do reszty dnia, jak najlepiej mogłam. Moje sińce przybrały upiornie żółtą barwę, co oznaczało, że obrażenia się goją, ale też wyglądałam przez to, jakbym stała nad grobem.

      Wysuszyłam włosy, posługując się jedną ręką, odłożyłam suszarkę i zastanowiłam się nad fryzurą. Zawsze nosiłam długie włosy, ponieważ Micah mnie o to prosił. Wszystkie kolory tęczy były pomysłem Gayle. Chciała, żebym wyglądała „alternatywnie, ale słodko”. Nie miałam nic przeciwko temu. W tamtym czasie zrobiłabym wszystko dla zapewnienia sukcesu zespołowi.

      Włosy odrosły i po kolorowych farbach nie został nawet ślad. Smętne kosmyki zwisały do ramion. Byłam naturalną średnią blondynką, ale zawsze wydawało mi się to trochę nudne i właśnie dlatego z chęcią farbowałam włosy na kolorowo.

      W zadumie dotknęłam palcami końcówek włosów.

      I nagle już wiedziałam, o co poproszę stylistkę fryzur.

      Ku własnemu zaskoczeniu poczułam, że jestem podekscytowana nową fryzurą. Jakby to miało znaczenie. Nie miało znaczenia.

      – A może jednak ma – wymamrotałam do siebie. – Może właśnie tak idzie się do przodu.

      Iść do przodu.

      To pewnie męczące.

      Niedługo później siedziałem w salonie, oglądałam jakiś poranny show telewizyjny, jadłam grzanki z masłem (nigdy jeszcze nie smakowały tak wspaniale!) i piłam mocną herbatę, kiedy usłyszałam, że ktoś wkłada klucz do zamka drzwi wejściowych.

      Zesztywniałam, nastawiając się na kolejne spotkanie (i możliwą sprzeczkę) z O’Dea. Ale kroki w korytarzu nie były jego. Usłyszałam coś, co brzmiało jak stukanie wysokich