Z dala od świateł. Samantha Young

Читать онлайн.
Название Z dala od Å›wiateÅ‚
Автор произведения Samantha Young
Жанр Эротика, Секс
Серия
Издательство Эротика, Секс
Год выпуска 0
isbn 9788380535510



Скачать книгу

p>

      Copyright © by Samantha Young, 2018

      Copyright for the Polish edition © by Burda Media Polska Sp. z o.o., 2019

      02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15

      Dział handlowy: tel. 22 360 38 42

      Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77

      Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

      Tłumaczenie: Ewa Górczyńska

      Redakcja: Olga Gorczyca-Popławska

      Korekta: Malwina Łozińska, Katarzyna Szajowska/Melanż

      Skład i łamanie: Beata Rukat/Katka

      Redakcja techniczna: Mariusz Teler

      Projekt okładki: Eliza Luty

      Zdjęcia na okładce: HEX/Stocksy, Marija Savic/Stocksy

      ISBN: 978-83-8053-551-0

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

      www.kultowy.pl

      www.burdaksiazki.pl

      Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

      

      konwersja.virtualo.pl

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      1

Glasgow, Szkocja

      Moja muzyka unosiła się w powietrzu, otaczając mnie niczym przezroczysta bańka znajomych dźwięków w mieście, które nadal wydawało mi się pod wieloma względami obce.

      Dzień był pochmurny. Bijący od szarego nieba odblask nadawał srebrzystą barwę bladożółtym budynkom przy Buchanan Street i tłumił czerwonawy kolor piaskowca, tak charakterystycznego dla architektury Glasgow. Występowałam przy głównym deptaku handlowym miasta. Ustawiłam się w wystarczającej odległości od wejścia domu handlowego znajdującego się za mną, ale nie na tyle daleko, żeby zagradzać drogę przechodniom. Grałam na swojej ukochanej gitarze akustycznej Taylor i śpiewałam. W przeciwieństwie do innych ulicznych grajków, z którymi musiałam konkurować, nie używałam wymyślnych systemów nagłaśniających z drogimi wzmacniaczami i mikrofonami. Przyciągałam uwagę przechodniów siłą głosu i jakością gry.

      Grając na tutejszych ulicach, nigdy nie czułam się jak intruz. Właściwie tylko w takich chwilach Glasgow nie wydawało mi się obce. Miałam wrażenie, że pasuję do tego kochającego muzykę miasta. Jeśli czerwony piaskowiec tworzył oblicze Glasgow, muzyka była jego sercem. Chociaż z rezygnacją uznałam, że życie starło mnie na proch, to świadomość, że jestem jednym z taktów melodii tego miasta, dodawała mi otuchy.

      Czasami, zwłaszcza kiedy byłam w weselszym nastroju i decydowałam się na wykonanie własnej wersji jakiejś znanej piosenki w stylu pop lub dance, przyciągałam tłumy. Zdarzało się to zwykle w soboty, tak jak dzisiaj, kiedy ludzie przychodzili tu na leniwe zakupy i nie śpieszyli się, żeby wrócić do pracy przed końcem przerwy na lunch.

      Na ogół jednak przechodnie mijali mnie obojętnie lub wrzucali drobne do futerału na gitarę i szybko odchodzili. Miałam nawet kilku stałych klientów, którzy za każdym razem rzucali mi kilka monet, jakby z przyzwyczajenia. Nie przeszkadzało mi to. Naprawdę potrzebowałam pieniędzy, nie jak ci inni grajkowie, wyposażeni w kosztowne systemy nagłaśniające. Nie prosiłam nikogo o sfilmowanie mnie telefonem i zamieszczenie filmiku na YouTubie, żeby potem ktoś mnie „odkrył”.

      Zostałam uliczną artystką, żeby zarobić na codzienny posiłek. A jeśli dzień był szczególnie udany, wystarczało mi również na bilet wstępu na basen miejski, gdzie mogłam skorzystać z prysznica i suszarki do włosów. W gorsze dni musiałam obejść się tym, co tutejsi bezdomni nazywali „kąpielą biedaka”. Rozbierałam się w swoim namiocie i wycierałam chusteczkami do pielęgnacji niemowląt tak starannie, jak tylko się dało.

      Zerknęłam w dół, na futerał do gitary, i z radością stwierdziłam, że dzisiaj chyba wystarczy mi na prysznic.

      W podziękowaniu skinęłam głową dwóm nastolatkom, które właśnie wrzuciły kilka monet. Śpiewałam melancholijną piosenkę Adele, Someone Like You, dobraną do pogody. Ten utwór podoba się każdemu, więc jak zwykle zebrała się wokół mnie spora grupa słuchaczy. Śpiewałam go, kiedy naprawdę potrzebowałam gotówki. Mam skalę głosu wystarczająco dobrą, żeby korzystać z repertuaru Adele, ale żeby odpowiednio sprzedać piosenkę, potrzebne jest coś więcej. Trzeba wczuć się w jej słowa tak, jakby samemu się je napisało. Nie wydaje się to trudne, jeśli rzeczywiście jest się autorem. Przez długi czas wykonywałam tylko własne piosenki, więc nie było to dla mnie problemem.

      Występy uliczne okazały się czymś zupełnie innym. Ludzie nie chcieli słuchać nieznanych sobie piosenek. Jeszcze kilka lat wcześniej byłoby to dla mnie problemem. Nie umiałam postawić się w czyjejś sytuacji ani odczuwać empatii.

      Jednak teraz… Cóż, teraz potrafiłam śpiewać cudze smutne ballady, jakby naprawdę miało pęknąć mi serce. Kiedy rozglądałam się po otaczających mnie ludziach, w niejednych oczach dostrzegałam łzy. Bardzo mi się podobało, że moje uliczne granie potrafi wzbudzać tak głębokie emocje. Nie znosiłam natomiast wszystkiego innego, co się z tym wiązało.

      Kiedy śpiewałam o przemijaniu i o tym, że minione dni były najważniejsze w naszym życiu, czułam, że te słowa wydobywają się prosto z mojej duszy. Kiedy wyśpiewywałam świadomie łamiącym się głosem słowo „życie”, dostrzegłam w tłumie znajomą twarz.

      Poczułam, że przebiega mnie lekki dreszcz, ale zignorowałam go i wpatrując się w mężczyznę, śpiewałam dalej. Spojrzeniem mówiłam mu, że jego obecność nie robi na mnie wrażenia. Nie był w stanie mnie przestraszyć. Czyżby nie wiedział, że stałam się nieustraszona?

      Nie wiedziałam, jak się nazywa. Nic o nim nie wiedziałam oprócz tego, że kiedy się pojawiał, wszyscy wokół niego zdawali się znikać. Nie był przesadnie wysoki, miał najwyżej metr osiemdziesiąt i smukłą sylwetkę, więc to nie imponująca postura przyciągała wzrok. Chodziło raczej o osobowość. Nie mogłam dostrzec, jaki ma kolor oczu, ponieważ zawsze stawał dość daleko, ale wiedziałam, że są ciemne i przenikliwe. Wyraz twarzy miał zwykle surowy i jakby nieobecny, co nie pasowało do tego, że przejawiał wyraźne zainteresowanie moimi występami. Dzisiaj stał z rękami w kieszeniach dżinsów, nieco z boku, i słuchał mnie z lekko przechyloną głową, jak zwykle patrząc chłodno i obojętnie.

      Kiedy doszłam do fragmentu mówiącego o tym, że chcę znaleźć „kogoś takiego jak ty”, spojrzałam spod ronda kapelusza na ciemniejące niebo. Chmury nade mną były równie ciężkie i ponure jak brzmienie mojego głosu. Po ostatnim uderzeniu w struny, kiedy dźwięk jeszcze wibrował w powietrzu, opuściłam głowę i słuchałam cichych braw publiczności.

      Niemal natychmiast przeszłam do następnej piosenki, tym razem własnej, oryginalnej. Jak już powiedziałam, większość ludzi chce słuchać znanych sobie kawałków, ale ja byłam piosenkarką i autorką jednocześnie, więc pragnęłam chociaż raz podczas sesji wyśpiewać to, co naprawdę czuję. Dodatkowo zauważyłam, że nieznajomy oddalał się dopiero po tym, kiedy wykonałam własną piosenkę.

      Dziwne, ale prawdziwe.

      Prawie wszyscy, których przyciągnęła piosenka Adele, zostali, żeby wysłuchać mojego rytmicznego, wesołego utworu ze smutnym tekstem. Gdy skończyłam, kilka osób podeszło bliżej, żeby rzucić trochę drobnych. Niektórzy mnie chwalili, a nawet mi dziękowali. Trudno było patrzeć na ludzi, którzy odchodzili bez słowa, więc skupiałam się na tych na tyle miłych, żeby ofiarować mi pieniądze.

      Zebrałam już sumę wystarczającą