Название | Nigdy nie zapomnisz |
---|---|
Автор произведения | Kathryn Croft |
Жанр | Триллеры |
Серия | |
Издательство | Триллеры |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380534674 |
Aż się wzdrygnęłam na widok własnych słów, ale było już za późno, żeby je cofnąć. Co on sobie o mnie pomyśli? Teraz na pewno się zorientuje, że nie mam pojęcia, co robię, że jestem naiwna i brak mi doświadczenia w kontaktach z mężczyznami.
Moderator34: Sama rozmowa z tobą pomaga.
Rozmawialiśmy przez półtorej godziny i wkrótce zaczęłam się czuć swobodnie. Pisałam bez obaw, a Julian podtrzymywał wymianę zdań za każdym razem, gdy już myślałam, że zmierza ku końcowi. Doszłam do wniosku, że to jednak prawda, iż człowiek staje się taki jak ludzie, którymi się otacza, bo im dłużej z nim rozmawiałam, tym bardziej zaczynało być widoczne moje tłumione przez tyle lat poczucie humoru. Podobało mi się to, jak się czułam przy Julianie. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale zdecydowanie mi się podobało. Potrzebowałam tego.
Opowiedziałam mu wszystko, co mogłam ujawnić na temat swojego życia. Oczywiście zbagatelizowałam fakt, że jestem samotniczką i nie wspomniałam o niczym, co wydarzyło się przed opuszczeniem Watford, więc pewnie założył, że urodziłam się i wychowałam w Londynie.
Była już niemal dziesiąta, gdy w końcu się pożegnaliśmy. Chociaż rozmawialiśmy tak długo, żadne z nas nie wspomniało o ponownym spotkaniu – na żywo czy na czacie. Ale to, co wydarzyło się między nami, mi wystarczyło. I tak nie potrafiłam sobie wyobrazić, by nasza znajomość wyszła poza sferę rozmów. Nie zamierzałam nic zmieniać.
Uspokojona zrobiłam sobie herbatę i zamierzałam ją wypić już w łóżku. To był dobry dzień. Nie dostałam żadnej niespodziewanej poczty i właśnie spędziłam kilka godzin na rozmowie z Julianem. Większość ludzi zapewne uznałaby te sprawy za zbyt nieistotne, żeby mogły stanowić źródło szczęścia, ale dla mnie to była wielka sprawa.
A potem popełniłam błąd i sprawdziłam pocztę na telefonie. Dominował spam, ale był też kolejny e-mail wysłany z adresu [email protected], znowu bez tematu.
Wiedząc, że to wiadomość od mojego dręczyciela – tak zaczęłam nazywać tę osobę – powinnam była ją wykasować, ale coś zmusiło mnie do kliknięcia, a potem było już za późno. Tym razem wiadomość okazała się dłuższa, ale to tylko sprawiło, że wydała mi się gorsza niż poprzednie. Znacznie gorsza.
Czy naprawdę uważasz, że jakikolwiek mężczyzna mógłby się tobą zainteresować po tym, co zrobiłaś?
Czytałam ten e-mail wiele razy. Wiedziałam, że słowa się nie zmienią, ale liczyłam na to, że w końcu zrozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Jednak problem polegał na tym, że to miało aż za dużo sensu. Wiedziałam, co oznaczały te słowa, i wiedziałam też, że na tym się nie skończy.
A potem dotarło do mnie, że ta osoba wiedziała o mojej aktywności na portalu. Musiała wiedzieć. Te słowa mogły dotyczyć tylko moich rozmów z Julianem.
Od dawna nie czułam się tak bezradna. Dbałam o to, żeby nigdy nie znaleźć się w sytuacji, nad którą nie miałabym kontroli, i do tej pory mi się to udawało. Ale teraz czułam się tak, jakbym traciła grunt pod nogami. Nie byłam na to przygotowana. Zastanawiałam się, czy odpowiedzieć na tę wiadomość, napisać tej osobie, kimkolwiek była, gdzie dokładnie może mnie pocałować, ale doszłam do wniosku, że to by ją tylko zachęciło. Wiedziałaby, że jej działania na mnie wpływają, a to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam. Nie, to nie wchodziło w grę.
Czy mogłam zadzwonić do mamy? Do tej pory trzymałam ją z dala od tego wszystkiego, bo nie chciałam jej wciągać z powrotem w moje problemy. Ale ona przynajmniej zrozumiałaby, dlaczego ktoś mi to robi. Przewinęłam listę kontaktów w komórce i już miałam wybrać jej numer, ale coś mnie powstrzymało. Wyobraziłam sobie, jak zareaguje: wpadnie w panikę i zacznie błagać, żebym na jakiś czas się do niej przeniosła, a potem, gdy odmówię, znów usłyszę w jej głosie rezygnację. Nie mogłam pozwolić, by przez to przechodziła. Nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego muszę mieszkać tutaj, z dala od domu. Mogłabym dojeżdżać do pracy z Watford, więc nie zaakceptowałaby tego argumentu.
Dalej przewijałam listę kontaktów, aż dotarłam do doktor Redfield. Dała mi swój numer komórkowy wiele lat temu, ale nigdy go nie użyłam. Nie byłam nawet pewna, czy nadal jest aktualny, ale nie miałam wyjścia. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. Pospiesznie wyjaśniłam, co się stało. Nie bardzo wiedziałam, czego od niej oczekuję; po prostu nie potrafiłam uporać się z tym sama.
Zaczęłam krążyć w ciemnościach po salonie, uważając, żeby nie potknąć się o książki. Czekałam, aż zadzwoni. Nie myślałam już o Julianie. Upłynęło pół godziny, ale doktor Redfield nie oddzwoniła. Nie mogłam jej za to winić; miała własne życie i nie musiała być na każde moje zawołanie. Zwłaszcza że ja sama nie dotrzymywałam umówionych terminów wizyt.
W końcu zrezygnowałam z czekania i poszłam do łóżka. Wiedziałam, że i tak nie zasnę. Gdy tak leżałam z zamkniętymi oczami, targały mną różne emocje. Strach, smutek, niepokój. Ale przede wszystkim byłam wściekła, że życie, które tak starannie sobie wypracowałam, zaczyna się rozpadać i zmusza mnie do powrotu do czasów, o których nie chciałam pamiętać.
7
2014
Nie przepadałam za frazesami, ale powiedzenie, że człowiek nigdy nie wie, jak zareaguje w danej sytuacji, dopóki się w niej nie znajdzie, było prawdziwe. Myślałam, że po tym, co przeszłam, zniosę wszystko, ale ten e-mail mnie poraził. W pewnym sensie poczułam się zgwałcona. Ktoś pokazał mi, że obserwuje każdy mój krok, że cały czas ma mnie na oku. Aż zadrżałam na tę myśl.
Następnego ranka zrobiłam coś, czego nie robiłam nigdy wcześniej. Zadzwoniłam do Sam i powiedziałam, że jestem chora.
Milczała, gdy wymieniałam wszystkie objawy. Gorączka, mdłości, dreszcze. Powiedziałam jej, że to wygląda na grypę. Mogłam się tylko cieszyć, że rozmawiamy przez telefon, inaczej z pewnością zorientowałaby się, że kłamię.
Ale ona najwyraźniej mi uwierzyła. Powiedziała, że mi współczuje i żebym nie spieszyła się z powrotem. Czułam się podle, akceptując jej dobroć, ale byłam przyzwyczajona do kłamania. Byłam mistrzynią w naginaniu prawdy i ukrywaniu informacji na swój temat i to kłamstewko na temat choroby zdawało się niczym w porównaniu z chodzącym kłamstwem, jakim byłam ja sama.
Gdy już załatwiłam tę sprawę, ruszyłam do domu opieki z torbą pełną książek przewieszoną przez ramię. Mick i Elsie siedzieli w kawiarence w hallu i ucieszyli się na mój widok. Wiedziałam, że przez kilka następnych godzin skupię się na nich i będę mogła zapomnieć o wszystkim, co czekało na mnie w domu.
Gdy wróciłam, usiadłam i zaczęłam się zastanawiać, jak sobie poradzić z moim dręczycielem. Istniała możliwość, że ktoś włamał się do mojego komputera, ale zamierzałam poczekać i się przekonać, co jeszcze się wydarzy. Instynkt podpowiadał mi, żebym zignorowała to wszystko; że ten, kto to robił, z pewnością w końcu się podda. Ale i tak czułam się nieswojo. Ktoś zadał sobie mnóstwo trudu, żeby odgrzebać moją przeszłość, i wątpiłam, czy tak łatwo się podda.
Maria przysłała mi esemes z pytaniem, czy może zadzwonić, a ja się ucieszyłam. Wiedziałam, że jej opowieści odrobinę ukoją moje nerwy. A może potrzebowała w czymś mojej pomocy?
– Biedactwo! – westchnęła, gdy odebrałam. – Dziwnie było dziś w pracy bez ciebie. Musiałaś złapać jakiegoś paskudnego wirusa. Jak myślisz, gdzie? Nie sądzę, żeby ktoś tutaj chorował. W każdym razie jeszcze nie.
Odpowiedziałam,