Ostrożnie z miłością. Samantha Young

Читать онлайн.
Название Ostrożnie z miÅ‚oÅ›ciÄ…
Автор произведения Samantha Young
Жанр Современные любовные романы
Серия
Издательство Современные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 9788380534513



Скачать книгу

minę, jakby taka możliwość przyprawiła go o mdłości.

      – Nigdy w życiu nie widziałem tej osoby.

      Kobieta uniosła krytycznie brew.

      – Chytry pomysł, ale nic z tego. Niech pani wraca do kolejki.

      Nigdy tak naprawdę nie miałam ochoty rzucić się na kogoś z pazurami, ale dla Szkota Sukinkota gotowa byłam zrobić wyjątek.

      – Twoi pobratymcy wstydziliby się za ciebie – przemówiłam do jego pleców.

      Z niedowierzaniem spostrzegłam, że ramiona zaczęły mu się trząść. Czyżby się śmiał? W błyszczącej metalowej obudowie ekspresu do kawy zobaczyłam jego zniekształcone odbicie. Uśmiechał się od ucha do ucha, ukazując niemal wszystkie zęby.

      Co za wstrętny typ!

      Daleko mi było do perfekcji, kiedy ignorując wrogie spojrzenia ludzi, zgrzana i zaczerwieniona, wracałam na koniec kolejki, teraz już o pięć osób dłuższej.

      Dwie minuty później Szkot przeszedł obok mnie z zadowoloną miną i ironicznie zasalutował mi, unosząc kubek z kawą.

      – Idź do diabła! – wrzasnęłam za nim.

      Facet przede mną spojrzał z obawą i przysunął się do stojącej przed nim kobiety tak blisko, że niemal dotykał jej pleców.

      – To skończony osioł – starałam się wytłumaczyć.

      Jednak spojrzenie nieznajomego powiedziało mi, że jego zdaniem to raczej ja jestem oślicą. I trudno zaprzeczyć, ten okropny Szkot właśnie zrobił ze mnie oślicę. A może była to wina mojego kiepskiego nastroju. Sama nie wiedziałam. Tak bardzo pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w domu i chociaż niesprawiedliwie jest oceniać całą społeczność na podstawie zachowania jednego człowieka, nie chciałam już nigdy natknąć się na żadnego Szkota. A już podróż do Szkocji byłaby największą karą.

      Nagle nadawany przez głośniki komunikat przykuł moją uwagę.

      – Co takiego? – Znieruchomiałam, zamieniając się w słuch.

      – …lot DL180 do Bostonu został odwołany. Pasażerowie są proszeni o zgłoszenie się do stanowiska obsługi w celu wymiany biletów.

      Zrezygnowałam z kawy i kolejny raz szybko poszłam przez halę lotniska do swojej bramki. Zgromadził się tam już niewielki tłumek, a znany mi pracownik lotniska tłumaczył zebranym, dlaczego odwołano lot. Okazało się, że wybuch wulkanu, przez który odwołano loty w Europie, wywołał efekt domina, uziemiając krajowe loty w Stanach.

      – Załoga tego samolotu nie zdążyła na miejsce z powodu odwołanych lotów transoceanicznych z Europy. W tej chwili brakuje nam personelu lotniczego, ponieważ wiele załóg obsługujących loty międzynarodowe utknęło za oceanem. Niestety, oznacza to, że planowany lot do Bostonu się nie odbędzie. Bardzo proszę ustawić się w kolejce, żebyśmy mogli dokonać odpowiednich zmian w państwa planach podróży.

      Kilka osób zaczęło narzekać, że o zmianach poinformowano nas tak późno, bo przecież „na pewno wcześniej wiedzieli, że brakuje im ludzi”. Wiele osób postanowiło zatrzymać się w hotelu przy lotnisku i czekać na pierwszy dostępny lot do Bostonu. Im więcej osób decydowało się na takie rozwiązanie, tym bardziej byłam zdenerwowana.

      Nie ma mowy, żebym została kolejną noc w Phoenix.

      Dwa dni najzupełniej wystarczą.

      Musiałam wrócić do domu. Tak szybko, jak to tylko możliwe. Inaczej groził mi gwałtowny, niekontrolowany atak histerii.

      Kiedy wręczałam pracownikowi lotniska dokument i bilet, ręce drżały mi ze zdenerwowania. Mężczyzna najwyraźniej mnie rozpoznał, ponieważ z niechęcią zacisnął wargi.

      – Czy jest jakaś inna możliwość dostania się do celu? Może lot do innego miasta i stamtąd do Bostonu?

      Rozluźnił się i posłał mi współczujący uśmiech, jakby usłyszał drżenie w moim głosie.

      – Jutro rano jest planowany rejs z Chicago. Dotarłaby pani do Bostonu przed południem. A samolot do Chicago startuje stąd za godzinę. – Zerknął na monitor komputera i uśmiechnął się z lekką ironią. – Na oba loty są jeszcze wolne miejsca w pierwszej klasie.

      Poczułam wielką ulgę i oparłam się bezwładnie o kontuar. Nie obchodziło mnie, ile to będzie kosztować. Po prostu podałam facetowi swoją kartę kredytową.

      – Dziękuję.

      Potem znów uniosłam wzrok do sufitu. Dziękuję ci, Wszechświecie.

      3

      Spoglądałam, osłupiała, to na swój bilet pierwszej klasy, to na miejsce w samolocie.

      Następnie wzrokiem, który mógł zabić, zmierzyłam osobę, która miała siedzieć obok mnie.

      – To chyba jakiś żart. – Niech cię szlag, Wszechświecie. Między nami wszystko skończone.

      Szkot Sukinkot podniósł wzrok znak gazety i lekko potrząsnął głową.

      – Błagam, powiedz mi, że nie będziesz siedziała obok mnie podczas lotu trwającego ponad trzy godziny.

      – Mnie też to nie cieszy – zapewniłam go, otwierając schowek na bagaż podręczny ponad rzędem foteli.

      Gdy unosiłam walizkę, która ważyła tonę (poważnie; to cud, że ją domknęłam), lekko się zachwiałam. Walizka wysunęła mi się z rąk i wyrżnęła Szkota w głowę. Słysząc głuche stęknięcie, uśmiechnęłam się słodko.

      – Przepraszam. To było niechcący. – Mój uśmiech mówił jasno, że wcale nie jest mi przykro.

      – Pomogę pani. – Facet w moim wieku, ubrany w garnitur szyty na miarę, pośpieszył mi z pomocą, ale Szkot wstał, odsunął go szorstko i wyjął mi z rąk walizkę.

      – Lepiej będzie, jeśli sam to zrobię. Inaczej może się to dla mnie skończyć wstrząśnieniem mózgu.

      – A to byłoby bardzo przykre. – Wyminęłam go, żeby wsunąć się na swoje miejsce, podczas gdy on zajmował się moim bagażem.

      Już wcześniej wyjęłam z walizki czytnik e-booków i włączyłam go, zanim Szkot Sukinkot wrócił na miejsce obok. Chociaż dzieliły nas podwójne podłokietniki z uchwytami na napoje, i tak czułam się przytłoczona jego gabarytami.

      Zamierzałam natychmiast zatopić się w lekturze książki i zająć się swoim życiem, jakbym wcale nie siedziała obok gburowatego, zabójczo atrakcyjnego faceta, w którego żyłach bez wątpienia musiała płynąć domieszka krwi wikingów. Postanowiłam go ignorować, ponieważ nie miałam wątpliwości, że usłyszę jakiś grubiański komentarz na temat wagi mojego bagażu. Nie miałam jednak okazji okazać mu swojej obojętności, ponieważ on zrobił to pierwszy. Rozłożył stolik umieszczony z boku fotela, postawił na nim laptopa i go włączył. Jakbym była niewidzialna.

      – Panie Scott? – Steward, który mnie powitał, gdy wchodziłam na pokład, stanął nad nami z tacą drinków. – Czy mogę zaproponować coś do picia przed startem? Może szampana?

      – Woda – odpowiedział oschle, jak to najwyraźniej miał w zwyczaju.

      Pan Scott – Szkot Sukinkot.

      Steward wręczył mu szklankę wody i uśmiechnął się do mnie.

      – A co dla pani, pani Breevort?

      – Poproszę kieliszek szampana – odrzekłam natychmiast, gromiąc wzrokiem sąsiada za taką nieuprzejmość. – Bardzo dziękuję – dodałam