Perwersyjny bogacz. Kuszący duet. Tom 1. Laurelin Paige

Читать онлайн.
Название Perwersyjny bogacz. Kuszący duet. Tom 1
Автор произведения Laurelin Paige
Жанр Эротика, Секс
Серия
Издательство Эротика, Секс
Год выпуска 0
isbn 978-83-66520-10-3



Скачать книгу

to na myśli.

      Jezu Chryste.

      Odnoszenie się do dziewczyn Westona jak do koni nie tylko było mizoginiczne i poniżające, ale po prostu okrutne.

      – Hmm. – Elizabeth spojrzała na mnie. A potem zauważyła, jak na mnie patrzy Weston. – To może jednak będę chciała ten basen. Jakie były warunki?

      Weston przeczesał włosy, które już i tak były zmierzwione.

      – Do kurwy nędzy, przecież nie będę bzykał się z innymi.

      Jego narzeczona – która najpewniej była odpowiedziana za tę bezładną fryzurę – puściła oko do Donovana.

      – Pogadamy później.

      – Pierdol się – wymamrotał Weston i rozejrzał się. – Ludzie nas obserwują. Lepiej się zachowuj. – Nie patrząc na nią, ujął jej rękę. – Może to ty chcesz się pieprzyć z innymi? I dlatego ciągle robisz mi przytyki?

      Przewróciła oczami, ale coś w jej wzroku stwardniało.

      – To był tylko żart. Za bardzo się przejmujesz wszystkim, co mówię.

      – Bo wszystko, co mówisz, jest krytyką.

      – A wszystko, co ty mówisz, jest głupie.

      Weston odwrócił głowę w jej stronę.

      – Czy ktoś już ci mówił, że jesteś suką?

      – Od czasu, gdy ty mi to po raz ostatni powiedziałeś – nie. A miało to miejsce dwadzieścia minut temu.

      – Tu jest nasza młoda para! – krzyknął jakiś starszy mężczyzna, który znajdował się parę metrów dalej.

      – O cholera – zaklęła Elizabeth i przykleiła uśmiech do twarzy. – Panie Jennings!

      Weston złapał Donovana za ramię i wyszeptał:

      – Módl się za mnie. Błagam cię.

      – Nie jestem religijnym człowiekiem. Radź sobie sam. – Donovan poklepał go po plecach i popchnął „parę” w stronę gości. – Może powinniśmy im współczuć – powiedział, patrząc na nich. A po chwili stwierdził: – Eee, jednak nie.

      Nie. Zdecydowanie nie.

      Weston wraz z Elizabeth zajęli się gośćmi. Jaka szkoda. Ale ja miałam własne problemy. Albo raczej problem. I nazywał się Donovan Kincaid.

      Kiedy zostaliśmy sami, odwróciłam się, by mu nawrzucać, ale zauważyłam, że skupia uwagę na drugiej stronie pomieszczenia. Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam siedzącą niedaleko baru elegancką Azjatkę, która rozmawiała z innymi ludźmi. Kiedy Donovan na nią spojrzał, pomachała mu.

      Skupiłam na nim wzrok. Rysy jego twarzy stwardniały, ale skinął jej głową.

      Ścisnęło mnie w brzuchu, ale wszystkie ostre rzeczy, które zamierzałam mu powiedzieć, zniknęły z moich myśli.

      – Czy to twoja dziewczyna?

      – Sun? Nie, to tylko dziewczyna, którą lubię pieprzyć.

      Gdy wypowiedział słowo „pieprzyć”, nagle wróciłam myślami do sytuacji sprzed lat, do gabinetu, i przypomniałam sobie, jak swoim ciałem przyciskał moje do regału. To był jeden z tych obrazów, o których za dnia od dawna nie myślałam, a teraz wrócił i przygniatał mnie swoim potencjałem.

      – Jest piękna – powiedziałam i poczułam ochotę, by się rozpłakać, bo moja potrzeba była tak silna. Bo w tej chwili chciałam być tak piękna jak ona. I chciałam być dziewczyną, którą lubi pieprzyć.

      – Myślisz teraz o tym, prawda? – Donovan znajdował się kawałek dalej, ale mogłabym poczuć jego oddech na szyi, gdybym uniosła głowę.

      – O czym? – zapytałam, wciąż patrząc w stronę Sun.

      – O tym, jak ją pieprzę.

      Otrząsnęłam się z transu.

      – Nie!

      – Twoje ciało cię zdradziło.

      Nie miałam na sobie stanika, więc wiedziałam, która część ciała mnie zdradziła. Na szczęście nie widział tego, jak moje serce mocno biło, ani tego, jak mokro mi się zrobiło między nogami.

      Ale co miałam odpowiedzieć? Nie, wcale nie wyobrażam sobie, jak ją pieprzysz – przypominam sobie, jak pieprzyłeś mnie. Ale to byłaby równie zła odpowiedź. A nawet gorsza.

      – Nie jestem urażony – powiedział. – Takie eventy jak ten też zazwyczaj spędzam na wyobrażaniu sobie tego. Na planowaniu, co zrobię z nią później. Na zastanawianiu się, jaki ma kolor majtek. – Zmniejszył dystans między nami i teraz naprawdę czułam jego oddech na swoim obojczyku, gdy wyszeptał: – Ale muszę przyznać, że dzisiaj jestem nieco rozproszony.

      Wciągnęłam jego zapach, ten znajomy zapach wody kolońskiej i piżma, a jego usta znajdowały się tak blisko, że wystarczyło, gdybym obróciła się nieco i uniosła podbródek. Czy wtedy by mnie pocałował? Czy ja tego w ogóle chciałam?

      Cofnęłam się, byłam porażona tym pytaniem. Nawet zadanie go sobie w myślach sprawiło, że poczułam się słaba, a co dopiero, gdybym próbowała odpowiedzieć.

      Kolana miałam jak z waty, jakbym nie wiedziała, jak kłaść na nich ciężar, więc zachwiałam się, ale nie upadłam.

      – Nie wiem, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz.

      Donovan przyjrzał mi się uważnie.

      – Ja też nie wiem – przyznał.

      – Jesteś gotowy do wyjścia? – zapytała Sun. Nawet nie zauważyłam, kiedy podeszła. Z bliska była jeszcze bardziej zachwycająca. Usta miała pełne, a jej postawa odznaczała się pewnością siebie. Wyglądała znajomo, ale możliwe, że to z powodu emanującej od niej śmiałości, która sprawiała, że kobieta wydawała się ważna.

      Popatrzyłam na Donovana, pewna, że desperacja jest widoczna na mojej twarzy. Nie mógł teraz wyjść.

      Spojrzał na mnie i powiedział do kobiety:

      – Tak.

      Sun złapała go pod ramię, a on wyprowadził ją z klubu. Nawet mi jej nie przedstawił. Nawet się nie pożegnał.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYH CgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgo