Anioły w czerni. Evan Currie

Читать онлайн.
Название Anioły w czerni
Автор произведения Evan Currie
Жанр Космическая фантастика
Серия Archangel One
Издательство Космическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-15-4



Скачать книгу

niezwykle rzadkiej porażki, mało tego – po raz pierwszy od stuleci zostało zaatakowane w obrębie własnych granic. Poprzednio zdarzyło się to tak dawno, że po otrzymaniu zadania Helena była zmuszona przekopać się przez archiwa, by ustalić, czy w ogóle zaistniał taki precedens.

      – Zbadałam wszystkie dzienniki pokładowe oraz zapisy z potyczek – podjęła. – Większość tych spotkań wpisuje się w przewidywane parametry uzyskane z archiwum.

      – Wiem o tym, tak – odparł Jesan. – Jednak anomalia, którą pierwsi napotkali Drasinowie, a odnotował mój poprzednik, powinna stanowić ostrzeżenie, że tym razem rozgrywka będzie wyglądać zupełnie inaczej.

      Helena przytaknęła.

      – Istotnie. Krzywa mocy tego okrętu była w zasadzie bliska zera. Czy był pan w stanie określić, w jaki sposób udało im się go zamaskować?

      – Gdyby tak było, szczegółowy opis znalazłby się w raportach – zapewnił oschle Jesan. – W najlepszym razie mogę co najwyżej zgadywać, ale nawet te luźne hipotezy niewiele tłumaczą.

      – Na tym etapie zadowolę się zgadywaniem, komandorze floty.

      – Mów mi Jesan – powiedział i westchnął, rozsiadając się wygodniej. – Jeśli mam zgadywać… szczerze mówiąc, jest tylko jedno rozwiązanie, które zdaje się mieć choć odrobinę sensu: wytwarzają energię w miarę potrzeb i są bardzo wydajni w jej wykorzystywaniu.

      – Wytwarzają… Masz na myśli fuzję? To archaizm – zaprotestowała Helena.

      – Może to fuzja, może coś innego – przytaknął. – Z jakiejkolwiek technologii by korzystali, tak czy siak nie jest ona rejestrowana przez nasze systemy jako krzywa mocy, co pozostawia nam tylko dwie możliwości. Pierwsza, że w jakiś sposób maskują swoją sygnaturę, co jest niewykonalne, albo że w razie potrzeby generują moc ze składników bazowych, zamiast przechowywać ją w osobliwościach.

      – Druga opcja jest z pewnością możliwa, ale nikt tak nie robi – odparła Helena. – Zbyt wiele ograniczeń. Rdzeń osobliwości może przechowywać równowartość energetyczną masy całych planet i w razie potrzeby wydajnie przekształcać ją z powrotem w moc użyteczną. Nie ma mowy, by jakikolwiek okręt ze staromodnym reaktorem był w stanie temu dorównać, niezależnie od jego rodzaju.

      – Nie powiedziałem, że dorównują – zauważył Jesan. – To sprowadza nas do drugiego aspektu ich kunsztu technicznego: są od nas po prostu wydajniejsi w wykorzystaniu energii. Jako doskonały przykład mogę wskazać ich broń laserową, która, dodam, już wpłynęła na modernizację naszych konstrukcji w oparciu o same domysły co do sposobu jej działania.

      Helena zmarszczyła czoło, rozważając jego słowa.

      Uświadomiła sobie, że Jesan ma rację. Nawet ich ograniczona wiedza na temat gatunku-anomalii wskazywała, że cechowała go hiperwydajność w wykorzystaniu energii. Zwrócono uwagę, że uzbrojenie laserowe wroga jest w stanie zmieniać częstotliwość wiązki, aby skuteczniej razić namierzone cele.

      Gdyby okazało się to nie tyle prostym przykładem ich technologii, co raczej wskazówką dotyczącą filozofii całego gatunku, komandor floty mógł mieć całkowitą słuszność.

      – Zatem może to być gatunek o niższym stopniu zaawansowania technicznego lub rozwijający się w odmiennym kierunku – stwierdziła. – A przy tym wykazujący nadzwyczajne zdolności w wykorzystywaniu posiadanych zasobów? Interesujące.

      – Takie były moje konkluzje, zgadza się – rzekł Jesan z rezerwą.

      Jedno słowo przykuło uwagę Heleny.

      – „Były”? – spytała, zaintrygowana.

      – Ta ich superbroń, to, co dowódca ich floty nazwał „bronią strategiczną”… – Twarz Jesana wykrzywił gniew. – Ta technologia nie była ani stara, ani szczególnie wydajna. To była demonstracja brutalnej siły, wykraczającej poza wszystko, co dotąd widziałem.

      Helena westchnęła, lecz musiała się zgodzić.

      Superbroń wroga nie przypominała niczego, co znajdowało się w ich przepastnym archiwum.

      W oczach Jesana malowała się udręka, kobieta mog­ła niemal zobaczyć odbijające się w nich wspomnienia. Po chwili westchnął, osunąwszy się w fotelu.

      – Wciąż nachodzą mnie przebłyski tej straszliwej burzy, tego piekielnego wiru czystej, surowej mocy – przyznał z trudem. – Pojawił się nie wiadomo skąd, aby w mgnieniu oka zamienić okręty i budowle w obłok plazmy. Żadnej wskazówki, co uwolniło tę potęgę, by szalała we wszechświecie, tylko… słup ognistej furii prosto znikąd.

      Jesan zdawał się teraz wyczerpany, jakby każde słowo było niemal wyrywane siłą, wbrew jego woli. Gdy w końcu zamilkł, Helena pochyliła się ku niemu.

      – Co do dowódcy wrogiej floty, to czy coś zwróciło twoją uwagę podczas rozmowy?

      Jesan wzruszył ramionami.

      – Niewiele z tego na cokolwiek się przyda, jak sądzę. Był bardzo zdyscyplinowany, choć musiał trzymać na wodzy strach i gniew…

      Jesan zmarszczył brwi, przywołując wspomnienia.

      – I pogardę. Olbrzymią pogardę.

      Oczy Heleny otworzyły się nieco szerzej, niemal niezauważalnie. Dla niej nie było niczym wyjątkowym, by obcy spoza Imperium okazywał pogardę, ale żeby lord Imperium raczył to zauważyć? Prawdziwa rzadkość.

      – Dlaczego tak mówisz?

      Jesan zaśmiał się ponuro.

      – Poinformował mnie, że przeprowadza lekcję z prawidłowego wykorzystania broni strategicznej, tuż przed tym, jak obrócił nasze bazy w proch. Jego ton przypominał ten, którego mógłbym użyć, by poinstruować młodszego oficera na temat właściwego porządkowania kwater przed inspekcją. Jakby wiedział, że jestem za głupi, by zrozumieć, co próbuje przekazać, jednak czuł się w obowiązku udzielić mi pouczenia, niezależnie od rezultatów.

      Helena zdołała ukryć rozbawienie. Okazywanie takich emocji niczemu by nie służyło. Pewnie udałoby się jedynie zirytować źródło informacji, co byłoby niepożądane – no i oczywiście w złym tonie, zważywszy, ile istnień i zasobów pochłonęła ta „lekcja”.

      Mimo to musiała zapytać:

      – Czy wyciągnął pan naukę z tej prezentacji?

      Jesan na moment utkwił w niej wzrok, po czym wybuchnął śmiechem przepełnionym goryczą.

      – Raczej wątpię, komandorze. Aż do teraz prawie wcale o tym nie myślałem.

      Helena nie skomentowała.

      Słowa byłego lorda nie były dla niej zaskoczeniem.

      Pałac cesarski

      Prywatne komnaty cesarzowej

      – Nie pomyliłaś się w jego ocenie – stwierdziła nieco później Helena, przeciągając się na wygodnej kanapie. Cesarzowa stała po drugiej stronie pokoju i przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze.

      – Rzadko się mylę – stwierdziła krótko Jej Wysokość. – Masz coś do dodania?

      – Niespecjalnie – odparła Helena. – Jest kompetentny, lepszy niż większość imbecyli wyniesionych do rangi lordowskiej. Swoją drogą, dlaczego nie wspomniałaś, że został pozbawiony tytułu?

      Jej Wysokość Emilia Starsbane zachichotała cicho, oglądając się za siebie.

      – Ponieważ należało