Uch, za wiele głębokich wydechów. Nagle zakręciło jej się w głowie i opadła na kierownicę, naciskając przypadkiem klakson. Wzdrygnęła się, słysząc głośne trąbienie. Przez szybę zauważyła, że przygląda jej się jeden z mechaników. Głupiej żonie Dwayne’a, która bez powodu włącza klakson. Czerwieniąc się, otworzyła drzwiczki, wysunęła zza kierownicy swój wielki brzuch i weszła do salonu BMW.
Wewnątrz pachniało skórą i woskiem do karoserii. Dwayne nazywał tę gamę zapachów, która teraz przyprawiała ją o mdłości, afrodyzjakiem dla facetów. Przystanęła wśród seksownych, kuszących rusałek. Tegoroczne modele lśniły w świetle reflektorów zmysłowymi liniami i chromem. Mężczyzna mógł w tym salonie stracić duszę. Przesuwając ręką po metalicznej niebieskiej karoserii i przyglądając się zbyt długo swemu odbiciu w szybie, zacząłby widzieć swoje marzenia. Zobaczyłby, kim mógłby być, gdyby miał taki wóz.
– Pani Purvis?
Odwróciwszy się, Mattie spostrzegła, że macha do niej Bart Thayer, jeden ze sprzedawców z salonu jej męża.
– O, witaj – powiedziała.
– Szuka pani Dwayne’a?
– Tak. Gdzie on jest?
– Chyba… – Bart spojrzał w kierunku pomieszczeń biurowych. – Zaraz sprawdzę.
– Nie trzeba. Sama go znajdę.
– Nie! To znaczy… przyprowadzę go, dobrze? Powinna pani usiąść i odpocząć. W pani stanie nie można być zbyt długo na nogach. – W ustach Barta zabrzmiało to zabawnie. Miał większy brzuch niż ona.
Zdobyła się na uśmiech.
– Jestem tylko w ciąży, Bart. To nie kalectwo.
– Kiedy będzie ten wielki dzień?
– Za dwa tygodnie. Taki przynajmniej mam termin. Ale nigdy nie wiadomo.
– Święta prawda. Mój pierwszy syn nie spieszył się na świat. Urodził się z trzytygodniowym opóźnieniem i potem spóźniał się już zawsze. – Mrugnął okiem. – Zaraz znajdę Dwayne’a.
Patrzyła, jak idzie w kierunku pomieszczeń biurowych. Podążyła za nim i zobaczyła, jak puka do drzwi biura Dwayne’a. Nie było odpowiedzi, zapukał więc ponownie. W końcu drzwi sie otworzyły i Dwayne wystawił głowę. Był wyraźnie zaskoczony, zauważywszy Mattie, która machała do niego z salonu.
– Mogę z tobą porozmawiać? – zawołała.
Dwayne wyszedł natychmiast z biura, zamykając za sobą drzwi.
– Co ty tu robisz? – warknął.
Bart przyglądał się im, zmierzając powoli w kierunku wyjścia.
– Wiesz, Dwayne, chyba zrobię sobie małą przerwę na kawę.
– Tak, tak – mruknął Dwayne. – Jak chcesz.
Bart czmychnął z salonu. Mąż i żona zostali sami.
– Czekałam na ciebie – oznajmiła Mattie.
– Co?
– Miałam kontrolne badania, Dwayne. Obiecałeś, że przyjdziesz. Doktor Fishman czekała dwadzieścia minut, ale dłużej już nie mogliśmy. Nie zobaczyłeś sonogramu.
– O Chryste. Zapomniałem. – Dwayne przygładził dłonią ciemne włosy. Zawsze poprawiał fryzurę, koszulę, krawat. Lubił powtarzać, że kiedy sprzedaje się produkty wysokiej klasy, trzeba stosownie wyglądać. – Przepraszam.
Mattie sięgnęła do torebki i wyjęła fotografię z polaroidu.
– Chcesz chociaż zobaczyć zdjęcie?
– Co na nim jest?
– Nasza córeczka. To obraz z sonogramu.
Spojrzał na zdjęcie i wzruszył ramionami.
– Niewiele tu widzę.
– Widać rączkę i nóżkę. Jak dobrze się przyjrzeć, można zobaczyć nawet buzię.
– Jasne. – Oddał jej fotografię. – Dziś wieczorem wrócę do domu trochę później, dobrze? O szóstej przyjeżdża facet na jazdę próbną. Zjem kolację sam.
Włożyła zdjęcie z powrotem do torebki i westchnęła.
– Dwayne…
Cmoknął ją pospiesznie w czoło.
– Odprowadzę cię. Chodź.
– Nie moglibyśmy napić się razem kawy?
– Mam klientów.
– Ale w salonie nikogo teraz nie ma.
– Mattie, proszę. Pozwól mi zająć się pracą, dobrze?
Drzwi biura Dwayne’a nagle się otworzyły. Odwróciwszy głowę, Mattie dostrzegła wychodzącą stamtąd kobietę, chudą blondynkę, która czmychnęła korytarzem do innego pomieszczenia.
– Kto to? – zapytała Mattie.
– Co?
– Ta kobieta, która wyszła właśnie z twojego biura.
– A, ona? – Odchrząknął. – To nasz nowy nabytek. Pomyślałem, że już najwyższy czas zatrudnić sprzedawczynię. No wiesz, odnowić zespół. Okazała się prawdziwym skarbem. W zeszłym miesiącu sprzedała więcej samochodów niż Bart, a to coś znaczy.
Mattie wpatrywała się w zamknięte drzwi biura Dwayne’a, myśląc: To właśnie wtedy się zaczęło. W zeszłym miesiącu. Wtedy wszystko się między nami zmieniło i Dwayne stał się nagle obcym człowiekiem.
– Jak ona ma na imię? – chciała wiedzieć.
– Posłuchaj, naprawdę muszę wracać do pracy.
– Chcę tylko wiedzieć, jak ma na imię. – Dostrzegła w oczach męża poczucie winy, gorejące jak neon.
– Chryste! – Odwrócił się. – Tylko tego mi brakuje.
– Pani Purvis? – Zakrzyknął do niej od drzwi salonu Bart. – Wie pani, że siadła pani opona? Mechanik właśnie mi to powiedział.
Popatrzyła na niego zdumiona.
– Nie… nie wiedziałam.
– Jak można tego nie zauważyć? – spytał Dwayne.
– Być może… no cóż, wóz jakby stracił przyspieszenie, ale…
– To nie do wiary. – Dwayne zmierzał już do drzwi. Ucieka ode mnie, jak zawsze, pomyślała. Teraz w dodatku jest zły. Czemu nagle ja jestem wszystkiemu winna?
Podążyła za nim z Bartem do swojego samochodu. Dwayne przykucnął obok prawego tylnego koła, kręcąc głową.
– Możesz uwierzyć, że tego nie zauważyła? – powiedział do Barta. – Spójrz na tę pieprzoną oponę! Jest w strzępach!
– Hej, to się zdarza – odparł Bart, rzucając Mattie życzliwe spojrzenie. – Powiem Edowi, żeby założył nową. Żaden problem.
– Zobacz felgę, jest cała wykrzywiona. Ile kilometrów przejechała na tym flaku? Jak można być tak tępym?
– Daj spokój, Dwayne – rzekł Bart. – Nic takiego się nie stało.
–