Kryształowi. Tom 3. Polowanie. Joanna Opiat-Bojarska

Читать онлайн.
Название Kryształowi. Tom 3. Polowanie
Автор произведения Joanna Opiat-Bojarska
Жанр Современные детективы
Серия Kryształowi
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1269-0



Скачать книгу

środków przymusu bezpośredniego w tej sytuacji nie było możliwe. Strzał go przestraszył, puścił Honoratę. Upadła.

      – Dlaczego pan go nie powalił na ziemię?

      – Mówiłem, że nie mogłem. To był zamach na życie policjantki. Policjantów właściwie, bo po ostrzegawczym gość chciał wycelować we mnie. Wtedy strzelił Endriu. Gdyby nie on, moglibyśmy nie gadać. Notatkę sporządziłem. Przystąpiłem do reanimacji. Z psychologiem gadałem.

      – Proszę bardzo. – Natalia Kuśmierczyk wróciła z tacą. – Dla pana z mleczkiem. – Postawiła przed nim filiżankę.

      Driver przyglądał się kobiecie. Szczupła, jakiś metr siedemdziesiąt wzrostu. Ciemne włosy sięgające ramion kontrastowały z bladą twarzą. Naturalne, nieprzedłużane rzęsy, zmarszczki na czole i czerwone plamy na policzkach świadczyły o tym, że nie jest fanką makijażu. Szare ubranie – materiałowe luźne spodnie i rozpinany sweter – ukrywało jej kształty. Wyglądała jak tysiące innych kobiet zbliżających się do pięćdziesiątki. Zupełnie jakby sama już dawno zapomniała, że jest kobietą. Jedynie paznokcie pomalowane na neutralny beżowy kolor zdradzały, że mimo wszystko nadal o siebie dba.

      – Pije pan z cukrem?

      – Tak, poproszę.

      Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco i wybiegła do kuchni. Jeśli Driver miałby określić ją jednym słowem, to idealne byłoby niemieckie „Hausfrau”. Nie gospodyni domowa, ale kobieta domowa. Taka, której priorytetem są domownicy, ognisko domowe i sam dom. Dla której fakt, że zapomniała na tacy postawić cukierniczkę, jest niewybaczalnym błędem.

      – Już jestem. Przepraszam.

      – Nie szkodzi. Pani Natalio, proszę opowiedzieć mi o wtorkowym popołudniu.

      – Wtorkowym? – Spojrzała na niego przerażona.

      – Proszę usiąść – starał się mówić łagodnie. – Rozmawiała pani z dziennikarzem.

      – Ach, to! – Przewróciła oczami. – Wie pan co? Gdybym wiedziała, że to tak będzie, to z nikim bym nie rozmawiała. Poza tym to nie był dziennikarz, tylko zwykły facet, który nagrywał wszystko komórką.

      – Wywołała pani burzę medialną.

      – O tym właśnie mówię. Opowiedziałam jednemu facetowi, co słyszałam, a z tego zrobiła się taka afera, że aż na przesłuchanie mnie wezwali, a teraz przysłali pana. Mam tego dość. To wstyd jest, proszę pana, sąsiedzi przecież mają oczy i uszy. Będą gadać. Jeśli chce mnie pan prosić, żebym wycofała zeznania, to chętnie to zrobię. Mój mąż jest dorosły i rozumie, ale dzieci…

      Driver spojrzał na wiszące na ścianach zdjęcia. Wszystkie przedstawiały roześmianą rodzinę dwa plus dwa na przestrzeni kilkunastu lat. Dorośli się starzeli, a dzieci dorastały.

      – Ile mają lat? – zapytał, bo na niektórych fotografiach chłopiec był prawie tak wysoki jak jego matka.

      – Kamil siedemnaście, a Zuza piętnaście i pół.

      – To nie są takie małe. Rozumieją. Bardzo pyszna kawa.

      – Dziękuję. Sama parzę. Mam specjalny dzbanek.

      – Jak wszystko dobrze pójdzie, to będzie jedna z ostatnich rozmów z policją. To znaczy ze mną. Proszę mi jeszcze raz opowiedzieć, tak na spokojnie, co pani wie.

      – No właśnie nie wiem nic. Nie widziałam nikogo i niczego. Po prostu jechałam tamtędy i zatrzymałam się na papierosa. Nie palę w aucie, więc jak zobaczyłam zjazd do lasu, wjechałam, wyłączyłam silnik.

      – Nałóg?

      – Najwyraźniej.

      – Sam nie palę, ale mam przyjaciela, który pali od dwudziestu lat. A pani od ilu? – zapytał, uważnie obserwując reakcję.

      Gdyby była nałogową palaczką, miałaby charakterystyczne zmarszczki nad ustami.

      – Od dziesięciu.

      Nie uwierzył jej.

      – Dobrze pani wygląda jak na taki staż w truciu się – zażartował.

      – Bo nie palę w domu. Mąż nie lubi. Nie palę też w aucie.

      – Zatrzymała się pani na papierosa. I co dalej?

      – Usłyszałam strzał. Nie było to bardzo blisko, ale słyszałam wyraźnie. Rozglądałam się dłuższą chwilę. Wie pan, bałam się trochę, bo jednak byłam sama w lesie. Jeśli jakiś, pożal się Boże, pijany myśliwy albo młodzież po narkotykach… No, nie czułam się bezpiecznie. Ale nie było słychać żadnych kroków, nic takiego. Więc dopaliłam papierosa. Dopiero wtedy usłyszałam drugi strzał. Tak jak zeznałam, minęło pewnie z dziesięć minut. Na pewno nie mniej niż osiem.

      – Skąd ta pewność?

      – Bo spoglądałam na zegarek. Po pierwszym strzale była piętnasta dwadzieścia dwa. Chwilę przed drugim było już wpół do trzeciej.

      – Co pani zrobiła?

      – Kiedy?

      – Po drugim strzale.

      – Wsiadłam do auta. Posiedziałam chwilę, żeby się uspokoić. Bo wie pan, ja naprawdę się zdenerwowałam. Nie lubię przemocy, a dwa strzały to już ewidentnie myśliwy. Tak sobie pomyślałam. A potem odjechałam. To znaczy chciałam odjechać, ale przy głównej drodze stał człowiek. Pytał, czy wiem, co się stało, bo kawałek dalej widział auto wbite w drzewo, ale nie znalazł w nim kierowcy.

      Z policyjnych akt Driver wiedział, że mężczyzna, który rozmawiał z Natalią, wcześniej nakręcił filmik, na którym widać było rozwalonego seata. Swoje dzieło przesłał na mailową skrzynkę kontaktową pewnej telewizji. Dziennikarze połączyli fakty i szybko wypuścili w eter wiadomość, że wersja policji nie zgadza się z wersją świadka.

      – Jaki jest pani stosunek do policji? – Nagle zmienił temat, co Natalia Kuśmierczyk przyjęła z wyraźną ulgą.

      – Do policji? Taki sam jak jej stosunek do mnie. – Uśmiechnęła się.

      – To znaczy?

      – Jest pan dla mnie miły, więc poczęstowałam pana kawą. A właśnie, mam jeszcze ciasto, mój sernik, domowej roboty. Że też go nie podałam! Bardzo pana przepraszam, zaraz przyniosę. Musi pan koniecznie spróbować!

      W głowie Hubiego pojawiła się myśl, że za kilkanaście lat pogrzeby będą odbywały się online, bo ludzie nie będą mieli ani czasu, ani ochoty, żeby uczestniczyć w tak nudnych i długich ceremoniach. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że instagramowe narcyzy, egoistyczne korpoludki i ekoświry skupione jedynie na własnym rozwoju będą w stanie poświęcić półtorej godziny, by towarzyszyć komuś w ostatniej drodze. Świat schodził na psy.

      Rozejrzał się. Garstka osób żegnająca żonę Mikiego należała do pokolenia, które potrafiło w ciszy znosić niedogodności i rozumiało, że pewne rzeczy robi się tak po prostu. Bo wypada. Bo trzeba. Bo inaczej nie można.

      – Zobacz, jak on wygląda. Załamał się chłop. A ta baba, co idzie obok niego, to kto? – Kobieta za jego plecami ewidentnie przyszła pooglądać i pokomentować. – Biodro mnie już boli! Stefan! Nie tak szybko!

      Nie znał ani tej kobiety, ani Stefana. Nie znał nikogo z rodziny oprócz córki Mikiego, która przyleciała z Londynu specjalnie po to, by stanąć z ojcem w pierwszym rzędzie. Chociaż właściwie jej też nie znał. Pamiętał ją jeszcze jako pryszczatą szesnastolatkę. Dziś obok smutnego i zmęczonego Mikiego szła