Название | Jezioro Ciszy. Inni |
---|---|
Автор произведения | Anne Bishop |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | INNI |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66328-03-7 |
Poczekał, aż wejdzie na komisariat i zamknie drzwi. Wtedy zapytał:
– Czy coś takiego miało już kiedyś miejsce?
– Nie. – Julian był wyraźnie ponury. – Wayne, posłuchaj… Właśnie dzwoniła do mnie Ineke Xavier. Najwyraźniej właśnie wiozą tu Vicki DeVine na przesłuchanie.
– Nic dziwnego. Na jej terenie znaleziono trupa, a chłopcy z JWK muszą mieć oficjalne oświadczenie. – Grimshaw zmarszczył czoło. – Ale skoro Ineke się martwi, to dlaczego zadzwoniła do ciebie, a nie do mnie? Przecież podałem jej numer mojego telefonu komórkowego oraz numer na komisariat.
– Bo jeszcze cię nie zna. Jesteś policjantem z patrolu drogowego, przydzielonym tu tylko tymczasowo. Przywiozłeś ze sobą torbę z kilkoma zmianami odzieży oraz pokrowiec z zapasowym mundurem i paroma służbowymi koszulami…
– Czy pod moją nieobecność policzyła także moje majtki?
– Chodzi mi o to, że nikt nie wie, po której stronie się opowiesz. – Julian stanął obok Grimshawa przy oknie. Obaj obserwowali Sprężyniaki. Ludzie wchodzący i wychodzący z banku musieli je omijać. Stworzenia schodziły im z drogi, ale nie oddalały się zbytnio – a gdy nagle zapragnęły zaatakować czyjeś kostki lub łydki, delikwent nie miał żadnego pola manewru. – Wayne, w tym wszystkim musisz być dobrym gliną.
– Nie sądzę, żeby pani DeVine uważała mnie za dobrego glinę.
– W takim razie lepiej zrób coś, żeby zmieniła zdanie.
Grimshaw przyjrzał się człowiekowi, który kiedyś był jego przyjacielem. Może nadal nim był. Człowiekowi, który miał niesamowite wyczucie tego, co się dzieje w danym miejscu.
– W porządku. Będę dobrym gliną.
Julian skinął głową.
– Mówiłem ci, że musisz ostrożnie dobierać sobie sojuszników. Upewnić się, że wszyscy wiedzą, że jesteś dobry. – Spojrzał na Sprężyniaki. – Wszyscy.
– Cholera.
Na jedno z miejsc parkingowych przed bankiem wjechał nieoznakowany samochód. Natychmiast zwrócił uwagę Sprężyniaków.
Grimshaw założył służbowy pas i czapkę.
– Chyba na mnie pora.
Wyszedł na ulicę dokładnie w chwili, gdy jeden z agentów JWK otworzył tylne drzwi samochodu.
– Przepraszam – powiedział, patrząc na Sprężyniaki, które zaczęły się gromadzić wokół jego nóg. – Muszę pomóc tej pani.
Stworzenia zeszły mu z drogi i umożliwiły przejście do samochodu JWK, ale cały czas trzymały się tuż za nim.
Doszedł do wozu dokładnie w momencie, gdy Vicki DeVine wysiadła z niego chwiejnie. Ponieważ agent JWK tylko na nią patrzył, Grimshaw zrobił długi krok i wyciągnął rękę. Chwyciła ją. Nie był pewien, czy zdaje sobie sprawę z tego, czyją dłoń trzyma.
Cholera, ta kobieta cała się trzęsła. A sądząc po mowie ciała, była kilka oddechów od omdlenia.
– Pani DeVine, czy mogę coś dla pani zrobić?
– My się tym zajmiemy – facet z JWK uprzedził odpowiedź.
Spojrzała na Grimshawa. Chyba próbowała się skupić. On zaś zaczął się zastanawiać, co się wydarzyło w drodze z Kłębowiska.
– Detektyw mówi, że bezprawnie zajęłam Kłębowisko – odezwała się. – Chce zobaczyć dokumenty świadczące o tym, że ta ziemia należy do mnie. Idziemy do banku, żeby otworzyć moją skrytkę.
– Czy chce pani, żeby ktoś pani towarzyszył?
Skupiła się na nim trochę bardziej, tak jakby wreszcie zaczęła pojmować, kim jest i co mówi.
– Dziękuję, oficerze Grimshaw. Byłabym bardzo wdzięczna.
– Oficerze, to nie jest konieczne. – Marmaduke Swinn obszedł samochód i wkroczył na chodnik. Wyglądał tak, jakby miał ochotę kopnąć któregoś ze Sprężyniaków tak mocno, by wylądował po drugiej stronie ulicy. Stworzenia, które się w niego wpatrywały, wcale nie miały przyjaznych mordek.
– Chronić i służyć – powiedział Grimshaw z uśmiechem.
Był ciekaw, co by się stało, gdyby wskazał na Swinna i powiedział: To jest bardzo zły człowiek. Jak Sprężyniaki zareagowałyby na takie słowa? Czy przyjęłyby inną postać terra indigena, taką z kłami i szponami? Szacował, że na chodniku przed bankiem i komisariatem jest ich około trzydziestu. Gdyby przybrały śmiercionośną postać, szanse tych z JWK byłyby marne…
– Spójrzmy na te dokumenty i wyjaśnijmy temat. – Puścił dłoń Vicki, ale złapał ją za łokieć. Chciał, by czuła jego wsparcie w drodze do banku.
Za nimi podążyli Swinn i jego człowiek.
Stojący obok kasy dyrektor banku popatrzył na Grimshawa z zaskoczeniem. Następnie wymienił szybkie spojrzenie ze Swinnem.
Cholera. Co tu się działo? Dyrektor spodziewał się, że Swinn przyjedzie z Vicki DeVine, ale obecność Grimshawa zdenerwowała go do tego stopnia, że zaczął się pocić. Co oznaczało, że policjant nienależący do zespołu Swinna stanowił dla nich spory problem.
– Obecność tylu osób z całą pewnością nie będzie konieczna – powiedział bankowiec, po czym wyjął klucze i podsunął pani DeVine rejestr do podpisania.
Grimshaw rzucił mu spojrzenie, pod wpływem którego każdy złoczyńca zacząłby się wić. I ten zaczął.
Skrytka bankowa została wyjęta ze skarbca i przyniesiona do niewielkiego pokoju, w którym ludzie mogli na osobności coś z niej wyjąć lub coś do niej włożyć. Ponieważ pomieszczenie to było nie większe od windy, przy czym blat i krzesło zajmowały połowę przestrzeni, drugi mężczyzna z JWK został na zewnątrz. Cztery osoby w takim pokoiku to i tak był tłok. Grimshaw wiedział, dlaczego on i Swinn się tutaj znaleźli, ale jaką rolę pełnił dyrektor banku? Może świadka?
– Nie ma ich – powiedziała Vicki DeVine, wpatrując się w pustą skrytkę. – Dokumenty zniknęły. I pieniądze też! Miałam w skrytce sześć tysięcy dolarów…
– To jest bank – powiedział Swinn, podczas gdy dyrektor uparcie twierdził, że nic nie mogło zniknąć. – Dlaczego nie założyła pani lokaty? Przecież w skrytce te pieniądze w ogóle nie zarabiały.
Kobieta wbiła w niego wzrok.
– Bo nie straciłabym ich, gdyby bank upadł. To niewielka instytucja, a nie jakiś regionalny potentat. W ciągu ostatniego roku upadło kilka takich małych banków. Nie chciałam ryzykować.
– Ma pani problemy z zaufaniem? – mruknął Grimshaw.
– Tak! – Na jej twarz wróciły kolory. Doszedł do wniosku, że jeśli się wkurzy, to raczej nie zemdleje. Odpowiadało mu to.
– Do otwarcia skrzynki potrzebne są dwa klucze – powiedział Swinn. – Pani DeVine, myślę, że nie była pani z nami szczera.
– Wiem, co znajdowało się w tej skrzynce – zaprotestowała.
– Ale nie może pani tego udowodnić. – Swinn triumfował, tak jakby zdobył decydujący punkt.
– Racja. – Dyrektor banku gwałtownie pokiwał głową. – Nie może pani tego udowodnić.
– Oczywiście, że mogę – warknęła. – Zrobiłam