Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów. Joanna Jax

Читать онлайн.
Название Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów
Автор произведения Joanna Jax
Жанр Современная зарубежная литература
Серия Prawda zapisana w popiołach
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 978-83-7835-749-0



Скачать книгу

można było kupić warzywa, a w piekarni świeży, pachnący chleb.

      Ich kamienica, zbudowana z czerwonej cegły, mieściła się przy ulicy Żeromskiego, w dzielnicy zwanej Zatorze, i podobnie jak przed wojną mieszkali w niej przeważnie pracownicy kolei. Błażej dostał przydział lokalu w tym miejscu, bo pierwotnie pracował na dworcu, przy rozładunku wagonów. Na początku cieszyli się, że w ogóle mają gdzie mieszkać, ale jedenaście lat po wojnie zaczęli marzyć o nieco przestronniejszych wnętrzach, zwłaszcza że wydawało się, iż nowe budynki mieszkalne w Olsztynie rosną niczym grzyby po deszczu.

      To, co przeszli w Kazachstanie, a potem tułając się po świecie z armią Andersa, sprawiło, że przez długie lata nie ośmielali się nawet marzyć o czymś lepszym niż to, co zesłał im los oraz socjalistyczne władze. Błażej, odkąd pamiętał, klepał biedę, ale Gabriela żyła przed wojną zupełnie inaczej. Mieszkała w wygodnym domu, chodziła do dobrych szkół i dopiero po zesłaniu doświadczyła biedy, głodu i chorób. Tak bardzo ją to złamało, iż jeszcze wiele lat po wojnie wstydziła się przyznać, że chciałaby od życia czegoś więcej niż tylko łóżka do spania, ciepłego pieca zimą i codziennej pajdy chleba. Błażej zaś miał nieco większe ambicje, bo koniecznie pragnął zaimponować swojej małżonce.

      Siostra Gabrieli, Klara, pozostała w Kazachstanie i wyszła za tamtejszego kierownika kołchozu. Zapewne jej los nie był tak zły, jak tych, którzy nie mieli dobrze sytuowanych małżonków, jednak za każdym razem, gdy w ich domu czegoś brakowało, Gabrysia wzdychała głośno i mówiła, że nie może narzekać, bo zapewne Klarze jest ciężej na kazachskiej ziemi.

      – Dajże spokój, Ajdar jest w Modrom Sadie fiszą, wojna się skończyła, więc Klara została wielką panią – prychał nieco pogardliwie Błażej.

      – Ale ona jakoś tak pisze… Niby nic złego, ale ja czuję między wierszami, że wcale nie jest jej tam dobrze – mówiła Gabriela, którą łączyła z siostrą niemal metafizyczna więź.

      – Pewno za Polską tęskni, za lasami, za ciepłą zimą i mniej upalnym latem. Może nawet za językiem, bo z kim ona ma po polsku gadać? Z lustrem? Morawińscy zmarli, to ze znajomych została jej jedynie ich stuknięta córka i stara zrzęda Pieczarkowska. – Błażej próbował pocieszać Gabrielę, chociaż jego słowa częściej wywoływały u żony łzy zamiast uśmiechu.

      – Masz rację… – łkała. – Przecież ona nie ma nawet do kogo gęby otworzyć i tylko widzi ten cholerny step i niczego więcej.

      – To niech przyjedzie do Polski. Chociaż na wakacje.

      Błażej, nie rozumiał, dlaczego Klara jeszcze ani razu nie odwiedziła kraju. Jej małżonka zapewne było stać na to, by zafundować żonie podróż do ojczyzny na kilka tygodni.

      – Pewnie Ajdar boi się, że Klara wyjedzie do Polski i nigdy z niej nie wróci.

      – Dzieci przecież by nie zostawiła…

      – Może on tego nie wie… Tak bardzo za nią tęsknię. Tak bardzo chciałabym ją zobaczyć. Gdybym miała pieniądze, sama bym do niej pojechała. Nawet taki szmat drogi, nawet jeśli to miejsce wywołałoby we mnie tragiczne wspomnienia. – Gabriela ocierała łzy.

      Błażej pomyślał, że kiedyś zarobi tyle, by Gabrysia mogła odwiedzić siostrę, bo zrobiłby wszystko, by ją uszczęśliwić.

      Niekiedy, gdy szli z chłopcami na spacer do parku przy Wojewódzkim Domu Kultury i Oświaty Związków Zawodowych, przyglądali się urokliwym kamienicom mijanym po drodze, zastanawiając się, kto w nich mieszkał, zanim Olsztyn został przyłączony do Polski. Niektóre nawiązywały do secesji, inne zbudowane były w stylu eklektycznym, z fantazyjnymi ornamentami nad oknami i drzwiami, a gdzieniegdzie można było podziwiać balkony w barokowym stylu albo żłobkowane faktury tynków. Wyobrażali sobie wówczas, że kiedyś zamieszkają w jednej z takich kamienic.

      Najbardziej jednak przypadło im do gustu osiedle niewielkich, czterorodzinnych domów z małymi ogródkami na tyłach, mieszczące się na ulicach noszących przed wojną nazwy sławnych kompozytorów. Dla takiego ogródka Gabriela była nawet skłonna zrezygnować z eleganckich wykuszów okien, które zdobiły inne budynki. Zanim nie zobaczyła tych zacisznych, pełnych zieleni uliczek, marzyła sobie, że gdy dostaną mieszkanie w secesyjnej kamienicy, w wykuszu Błażej zrobi jej drewnianą skrzynkę, na której poukłada stosy poduszek i będzie to jej miejsce do odpoczynku. A gdy znudzi ją czytanie książek i słuchanie radia, po prostu otworzy okno i będzie patrzyła na przechodniów. Błażej nie sprowadzał jej na ziemię i jedynie uśmiechał się pod nosem, gdy snuła swoje opowieści, bo miał świadomość, że posiadanie psotnych bliźniaków w domu może nieco pokrzyżować plany małżonki dotyczące świętego spokoju, o przydziale na taki lokal już nie wspominając.

***

      Następnego dnia jak co dzień Błażej Piotrowski udał się do pracy, by brać udział w doniosłym przedsięwzięciu, jakim było odbudowanie Starego Miasta. Ten dzień jednak różnił się tym od innych, że zaraz po pracy miał pójść na spotkanie z tajemniczym jegomościem.

      Restauracja Pod Żaglami umiejscowiona była w dziewiętnastowiecznym budynku Domu Towarzyskiego „Kopernik”. Błażej nie pamiętał, czy kiedykolwiek miał okazję być w tak eleganckim lokalu. Jeszcze przed wojną raz wstąpił do holu wileńskiego George’a, ale tylko dlatego, że umówiony był tam z miejscowym paserem. Nie miał pojęcia o etykiecie przy restauracyjnym stole i modlił się, by ów gość, z którym się umówił, nie zaproponował mu obiadu. Na szczęście człowiek zamówił jedynie kawę. Gabrysia zawsze rugała Błażeja, że zbyt głośno miesza cukier w herbacie, bezlitośnie obstukując szklanki i kubki, oraz za to, że nie wyjmuje z nich łyżeczki, gdy pije. Kiedy więc kelner postawił przed nim szklankę z parującą kawą, Błażej myślał jedynie o tym, by nie wyjść na prostaka. Postanowił, że w ogóle nie osłodzi kawy i dzięki temu problem sam się rozwiąże. Pociągnął łyk napoju i skrzywił się. Była gorzka jak diabli.

      – Obywatelu Piotrowski, będziecie pracowali dla wojska. Ludowego wojska, żeby była jasność. Od tego momentu wszystko, o czym rozmawiamy i co obywatel zobaczy, objęte jest tajemnicą państwową. Nikt, nawet wasza żona, nie może się dowiedzieć, gdzie i dla kogo pracujecie.

      – Mam być kapusiem? – zapytał hardo Błażej.

      Mężczyzna westchnął.

      – Macie być stolarzem. Na mnie mówcie towarzysz Janek, a miejsce, o którym mowa, nosi kryptonim W-1. Jutro zgłosicie się do jednostki wojskowej przy Warszawskiej, stamtąd samochód zabierze was do miejsca przeznaczenia.

      – Zgadzam się – wydukał niepewnie Błażej, bo propozycja człowieka, który wcześniej nawet mu się nie przedstawił, zaczęła wydawać się coraz bardziej tajemnicza.

      Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem. Zapewne dlatego, że zgoda Błażeja nie była mu do niczego potrzebna. Piotrowski był bowiem rezerwistą i pewnego dnia po prostu mógł otrzymać rozkaz. Zerknął na zegarek i oznajmił:

      – Muszę już iść. Zostańcie i dokończcie kawę.

      Kiedy „towarzysz Janek” opuścił lokal, Błażej od razu sięgnął po cukiernicę i wsypał do szklanki trzy łyżeczki cukru, a potem skupił się na lekcjach savoir-vivre’u, których udzielała mu Gabrysia. Musiał przyznać, że posiadanie takiej żony miało swoje zalety. W ciągu dekady wielu rzeczy się nauczył, a zwłaszcza poprawnego mówienia. Nie miał do niej żalu o ciągłe strofowanie go, wręcz przeciwnie, sam prosił, by zwracała mu uwagę, gdy będzie zachowywał się lub wysławiał niewłaściwie. Nie wiedział, dlaczego tak mu na tym zależało. Chyba dlatego, żeby Gabriela nigdy nie musiała się za niego wstydzić. W końcu ożenił się z córką rotmistrza Kąckiego,