Proxima. Stephen Baxter

Читать онлайн.
Название Proxima
Автор произведения Stephen Baxter
Жанр Научная фантастика
Серия Proxima/Ultima
Издательство Научная фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788381165075



Скачать книгу

świat. Widoczny, choć nie jest naszym sąsiadem w tym układzie.

      – Ta planeta chowa się za słońcem. Wtedy jest zaćmiona. Widać, że za chwilę znowu to się stanie. Jenny…

      – Gotowa.

      Iskierka na skraju słonecznej tarczy mrugnęła po raz ostatni i znikła.

      – Teraz!

      – Mam!

      Mardina roześmiała się. Wydawała się zadowolona.

      – Trzeba czekać mniej więcej godzinę – tłumaczył Yuri. – Potem zjawia się po drugiej stronie.

      Mardina przykucnęła, zamyślona.

      – Jedna godzina… spośród około dwustu, których potrzeba, żeby Proxima c okrążyła gwiazdę. No jasne. Tarcza Proximy zajmuje jedną dwusetną łuku na niebie. Ale należy wziąć poprawkę, bo Proxima e krąży wolniej po własnej orbicie… Dlaczego to robisz, Eden?

      Wzruszył ramionami.

      – Żeby jakoś mierzyć czas.

      – Rozumiem. – Uśmiechnęła się. – Zegar na niebie, gdy nie ma podziału na dzień i noc.

      – Bardzo chciałam się tym zajmować – wtrąciła z udawanym ożywieniem Jenny. – Zegarami, kalendarzami i innymi takimi rzeczami. Byłam jubilerką w Londres. No, w zasadzie pomocnikiem jubilera. Technikiem.

      Yuri wiedział, że to prawda. Być może lgnęła do niego również dlatego, że po wylądowaniu dowiedziała się o jego brytyjskich korzeniach, aczkolwiek on pochodził z niezależnej Północnej Brytanii, a ona z Angleterre, południowej prowincji europejskiej. Nie bardzo go obchodziło, jaką drogę przeszła między sklepem jubilerskim w Londres a łapanką, w wyniku której trafiła na Proximę c.

      – Nieźle sobie radzę – zwróciła się do Mardiny. – Z przyrządami.

      Mardina spojrzała na nią ze wzrokiem wyrażającym – jak się zdawało Yuriemu – coś jakby litość. Ujęła jej dłonie i odwróciła je spodem do góry.

      – To będą dłonie farmerki, Amsler. Nie widzę tu odpowiednich warunków do „przyrządów”. Jeśli chcesz robić kalendarze, będziesz musiała wziąć przykład z Edena. Kije wbite w ziemię. Małe teleskopy… Wiesz, Eden, jest tego więcej na niebie, wystarczy się przyjrzeć. Ten układ ma w sumie sześć planet. Dwie wewnątrz orbity Proximy c, trzy na zewnątrz. Trzy są wielkości Marsa lub mniejsze, ale tam, w górze, poruszają się dwie mega-Ziemie, między innymi e. Dalej jest Pas Kuipera i to właściwie byłoby tyle. Żadnych gazowych olbrzymów. Wydaje się, że układy czerwonych karłów nie mają dość masy, żeby dochować się olbrzymów. Najdalsza planeta znajduje się tylko trzydzieści kilka milionów kilometrów od gwiazdy. U nas byłaby wewnątrz orbity Merkurego. Macie tu cały miniaturowy układ słoneczny o rozmiarach mniejszych niż średnica orbity Merkurego. Planetolog nazwałby go „układem zwartym”. Takie często spotyka się w galaktyce, częściej niż układy podobne do naszego… Do tego dochodzą Alfy Centauri A i B, gwiazdy ciągu głównego. Okrążają siebie nawzajem co osiemdziesiąt lat i każda ma własne planety. To starszy układ niż nasz, Yuri. Orbity planet ustaliły się i ustabilizowały. Oś obrotu Proximy c nie waha się jak oś, dajmy na to, ziemskiego Księżyca. I wnętrze układu dawno się oczyściło z komet i planetoid, które się rozbiły. Wszystko, co mogło się tu zdarzyć, już się zdarzyło, i dziś całość porusza się jak w zegarku. Opowiedz to wnukom. Założę się, że można opracować długowieczny kalendarz na podstawie…

      – Nie traktuj mnie protekcjonalnie!

      Odsunęła się od niego, zdumiona tym nagłym wybuchem.

      – Jestem członkiem załogi. Nie powinieneś odzywać się do mnie w ten sposób.

      Podsunął jej nadgarstki, czekając na plastikowe rzemyki.

      – Nie wygłupiaj się. – Jeszcze przez chwilę siedziała z nimi z urażoną miną. Potem wstała, strzepała z nóg pył i odeszła w kierunku wahadłowca.

      – Musiałeś jej to powiedzieć? – zaprotestowała Jenny. – Dogadywaliśmy się jakoś!

      Wzruszył ramionami.

      – Ona tylko udaje przyjacielskie zamiary. Bawi ją to. Czym by się miała przejmować? Za parę dni nie będzie jej tutaj. Cokolwiek jej powiemy, niczego to nie zmieni. – Mimo całej swojej zadziorności odczuwał strach na myśl o tym, że wahadłowiec odleci i pęknie ostatnie ogniwo łączące go z Ziemią. Jakby miał przed sobą perspektywę śmierci, nieodwracalnej katastrofy. Ten sam lęk dostrzegał u innych. Różnica polegała na tym, że on skrywał go w sobie. Tymczasem Jenny myślała, że jeśli będzie przymilać się do astronautów, zmienią zdanie i zabiorą ją do domu. Absurd. – Wracasz do obozu czy pomożesz mi to skończyć?

      Burczała pod nosem, lecz została z nim przez godzinę, dopóki Proxima e nie pojawiła się po drugiej stronie tarczy gwiazdy. Na koniec przykryli sprzęt, spakowali się i wrócili tam, skąd przyszli. Jenny w grobowym milczeniu.

      Rozdział 13

      DZIESIĄTEGO DNIA, kiedy wahadłowiec miał wystrzelić z powrotem na orbitę i połączyć się z „Ad Astrą”, major Lex McGregor zwołał spotkanie. Ostatnie spotkanie z kolonistami, jak się wyraził.

      Powietrze było przejrzyste i skwarne, a światło Proximy Centauri biło po oczach. McGregor kazał ustawić w cieniu skrzydła rząd rozkładanych krzeseł, lecz starczyło ich tylko dla załogi i strażników pokoju. Koloniści usiedli na ziemi u stóp członków załogi w oślepiającym blasku Proximy. Abbey Brandenstein, która zamordowała Josepha Mullane’a, siedziała w niewielkim oddaleniu z rękami skutymi na plecach.

      Szczupły i elegancki McGregor w swoim czarno-srebrnym uniformie, na którym nie osiadł ani jeden pyłek, z grzywą blond włosów lśniącą w promieniach słońca, przechadzał się tam i z powrotem przed całym tym zgromadzeniem. Był w dobrej formie dzięki rygorystycznym codziennym biegom wokół jeziora. Chodząc z przyczepionym do głowy zestawem słuchawkowym, zmuszał ich do czekania na początek przemówienia, które prawdopodobnie miało odcisnąć piętno na ich całym życiu.

      – No… No… – rozmawiał z kolegami ze statku. – Żartujesz! Dobra, Bill, na razie. – Z chichotem wyłączył urządzenie. – Jajcarze z nich! No, w porządku – zwrócił się w końcu do gromadki siedzącej na ziemi. Przywołał uśmiech na usta, rozpromieniony jak dumny dyrektor szkoły. – I stało się. Dla nas to już koniec misji, w pewnym sensie; pozostał tylko nudny powrót do domu. Dla was, oczywiście, to dopiero początek, wspaniały start, narodziny zupełnie nowej społeczności, nowego świata! Cóż to za dzień! I jak to się dobrze składa, że dopisała pogoda… Ale, wiecie, przyszło mi do głowy, że powinniście odpowiednio nazwać swój nowy świat. „Proxima c” nie wystarczy. To termin astronomiczny, a nie nazwa ojczystej planety. O ile mi wiadomo, żadna z pozostałych grup nie wymyśliła jeszcze niczego konkretnego. Możecie być pierwsi. No więc jakieś pomysły? – Powiódł wzrokiem po twarzach.

      Yuri widział, że wszyscy są w lekkim szoku i nie wiedzą, co powiedzieć.

      – Ejże, śmiało. Nikt nie chce przejść do historii?

      Ostatecznie głos zabrała Mardina Jones:

      – To może „Per Ardua”?

      – Pani porucznik, że co, proszę?

      – To pierwsza część zdania, od którego pochodzi nazwa statku. Pełne zdanie brzmi: Per ardua ad astra, przez przeciwności do gwiazd. To dewiza NBRAF-u, Królewskich Sił Lotniczych Północnej Brytanii. Szkoliłam się z nimi, mimo że nie współtworzą ISF. Wydaje mi się, że kiedyś było to