Czarnobylska modlitwa.. Светлана Алексеевич

Читать онлайн.
Название Czarnobylska modlitwa.
Автор произведения Светлана Алексеевич
Жанр Документальная литература
Серия Reportaż
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788375364187



Скачать книгу

I zawsze coś znajdę, to pantofel, to kurczęta. Wszystko to dobro, wszystko na uciechę. Na powrót.

      – W nocy Boga prosimy, a za dnia milicję. Niech mnie pani spyta, czego płaczę. A ja sama nie wiem, czego płaczę. Rada jestem, że mieszkam we własnej chacie.

      – Przeżyli my wszystko, wszystko my znieśli.

      – Powiem pani dowcip. Wyszło rozporządzenie rządu o przywilejach dla ludzi z Czarnobyla. Do tych, którzy mieszkali w promieniu dwudziestu kilometrów od elektrowni, inni mają się zwracać „Jaśnie panie”, a do tych, co mieszkali przy samej elektrowni i przeżyli: „Jaśnie oświecony”… Cha, cha!

      – Dostałam się do lekarza. „Kochany, nóżki posłuszeństwa odmawiają. Stawy mnie bolą”. „Trzeba krowę oddać, babciu. Mleko zatrute” „Oj, nie – płaczę – chociaż nogi bolą i kolana, to krowiny nie oddam. Swojej karmicielki”.

      – Mam siedmioro dzieci. Wszystkie mieszkają w miastach. Zostałam tu sama. Jak zatęsknię, to siadam sobie pod ich zdjęciami. Pogadam… Ciągle… Ciągle sama. Sama pomalowałam dom, zużyłam sześć puszek farby. No i tak mieszkam. Wychowałam czterech synów i trzy córki. A mąż dawno umarł. Jestem sama.

      – Natknąłem się na wilka, ot tak: on stoi i ja stoję. Popatrzyliśmy jedno na drugie, i wtedy wilk odskoczył w bok Pognał przed siebie. Wtedy czapka mi się podniosła ze strachu.

      – Każde zwierzę boi się człowieka. Jak zwierzęcia nie zaczepisz, to i ono cię ominie. Kiedyś jak chodził człowiek po lesie i usłyszał głosy, to biegł do ludzi, a teraz kryje się przed człowiekiem. Nie daj Boże spotkać człowieka w lesie!

      – Wszystko, co jest w Biblii napisane, wszystko to się sprawdza. Tam nawet o naszym kołchozie jest napisane. I o Gorbaczowie… że będzie wielki naczelnik ze znamieniem na czole i wielkie państwo się rozleci. A potem nastanie Sąd Boży. Ci, co mieszkają w miastach, wszyscy zginą, a we wsi tylko jeden człowiek zostanie. Człowiek będzie się cieszył, jak ludzki ślad zobaczy! Nawet nie człowieka, ale jego ślad…

      – Mamy światło z lampy. Naftowej. Ahaa… Baby już pani doniosły. Zabijemy świniaka, to niesiemy do piwnicy albo zakopujemy w ziemi. W ziemi mięso leży trzy dni. Samogon pędzimy z własnego żytka. Z jagód.

      – Mam dwa worki soli. Nie zginiemy bez państwa! Drew jest pełno, las dookoła. W chałupie ciepło. Lampa się pali. Dobrze nam tutaj! Ja trzymam kozę, koziołka, trzy świnie, czternaście kurek. Ziemi do woli, trawy do woli. Woda w studni jest. Wolność. Dobrze nam tu! Nie kołchoz mamy, ale komunę. Komunizm! Tylko konika dokupimy. I wtedy nikt więcej nam nie będzie potrzebny. Jeszcze tylko konika…

      – Myśmy nie do domu wrócili, jak mówił jeden dziennikarz, co tu przyjechał, ale cofnęli się w czasie o sto lat. Żniemy sierpem, kosimy kosą. Młócimy cepami ziarno na asfalcie. Mój wyplata koszyki. A ja w zimie wyszywam. Tkam.

      – We wojnę z naszej rodziny zginęła siedemnastka. Zabili dwóch moich braci. Mama płakała i płakała. A chodziła taka jedna staruszka po wsiach, żebraczka. „Skarżysz się? – mówi do mamy. – Nie ma czego. Kto oddał życie za innych, ten jest święty”. Ja też mogłabym wszystko dla ojczyzny. Tylko zabić nie potrafię… Jestem nauczycielką, zawsze uczyłam: kochajcie człowieka. Dobro zawsze zwycięża. Dzieci są małe, mają czystą duszę.

      – Czarnobyl… To wojna nad wojnami. Człowiek nigdzie się nie ukryje. Ani na ziemi, ani w wodzie, ani na niebie.

      – Radio my od razu wyłączyli. Nie słuchamy żadnych wiadomości, za to żyjemy w spokoju. Nie denerwujemy się. Przyjeżdżają ludzie, opowiadają: wszędzie wojna. Podobno socjalizm się skończył i żyjemy w kapitaliźmie. Nawet car wróci. Prawda to?!

      – Z lasu to dzik do ogrodu zajrzy, to łosza. Ludzie rzadko. Sami milicjanci…

      – A pani niech do mnie wstąpi do chałupy.

      – I do mnie też. Tak dawno nie było gościa w mojej chacie.

      – Żegnam się i modlę… Boże! Dwa razy milicja piec mi rąbała… Wywozili go traktorem… A ja z powrotem! Jakby puścili tu ludzi, toby wszyscy na kolanach wrócili do domu. Roznieśli po świecie nasze nieszczęście. Tylko zmarłym pozwalają wracać. Przywożą ich tu. A żywi – tylko nocą. Lasami…

      – Na Radunicę4 wszyscy tutaj się pchają. Co do jednego. Każdy chciałby swoich odwiedzić. Milicja według listy przepuszcza, nie wolno tylko dzieciom do lat osiemnastu. Przyjadą i tak chętnie wystają każdy koło swojej chaty. W swoim ogrodzie pod jabłonią. Najpierw na grobach popłaczą, potem rozchodzą się po swoich zagrodach. I tam też płaczą i się modlą. Stawiają świeczki. Wiszą na swoich płotach jak na mogiłach. Zdarza się, że i wieniec położą przy domu. Powieszą biały rusznik5 na furtce. Ojczulek modlitwę przeczyta: „Bracia i siostry! Cierpliwi bądźcie!”.

      – Na cmentarz zabierają i jajka, i bułki. Wielu też bliny zamiast chleba. Kto co ma. Każdy siada przy swoich. Mówią:

      „Siostro, odwiedzić cię przyszłam. Chodź do nas na obiad”. Albo: „Mamusiu nasza. Tatulku. Wujku……”. Wołają dusze z nieba. Jak komu tego roku kto pomarł, to płacze, a komu dawniej, to już nie. Pogadają, powspominają. Wszyscy się modlą. Kto nie umie, też się modli.

      – Ale w nocy nie wolno płakać po umarłych. Jak słońce zajdzie, to już nie. Przyjmij, Boże, ich dusze. Wieczne odpoczywanie!

      – Kto nie skacze, ten płacze. Jedna Ukrainka sprzedaje na bazarze wielkie czerwone jabłka. Woła: „Kupujcie ludzie, jabłuszka!

      Czarnobylskie jabłka!”. A drugi jej radzi: „Kobito, nie gadaj, że to czarnobylskie, bo nikt nie kupi”. „Gadanie! Jeszcze jak kupują! Jeden dla teściowej, drugi dla szefa!”.

      – Jeden tu taki wrócił z więzienia. Bo ogłosili amnestię. Mieszkał w sąsiedniej wiosce. Matka mu zmarła, dom zakopali. To przystał do nas. „Dajcie, gospodyni, kawałek chleba i słoniny. Narąbię wam drew”. I tak chodzi po prośbie.

      – Jak burdel w kraju, to zaraz tu do nas ludzie uciekają. Przed innymi ludźmi. Przed prawem. I żyją sami. Obcy ludzie… Niedobrzy, nijakiej w oczach nie mają życzliwości. Jak wypiją sobie, to i podpalić mogą. Nocą śpimy, a pod łóżkiem mamy widły, siekiery. W kuchni przy drzwiach stoi młotek.

      – Na wiosnę biegał tu wściekły lis, a kiedy wściekły, to się łasi. Nie może patrzeć na wodę. Jak się postawi na dworze wiadro wody, to można się nie bać lisa! Ucieknie.

      – Przyjeżdżają tu… Kręcą o nas filmy, ale my tych filmów nigdy nie obejrzymy. Nie mamy ani telewizorów, ani prądu. Tyle widać, co przez okno. No i modlimy się oczywiście. Przedtem mieliśmy komunistów zamiast Boga, teraz został nam tylko Bóg.

      – My tu wszyscy ludzie zasłużeni. Ja jestem partyzantem, byłem w partyzantce przez rok. A kiedy nasi wyrzucili Niemców, trafiłem do wojska. Na Reichstagu wypisałem swoje nazwisko: Artiuszenko. Zdjąłem szynel, budowałem komunizm. No i gdzie teraz jest ten komunizm?

      – Tutaj, u nas. Żyjemy jak bracia i siostry.

      – W tamtym roku, kiedy się wojna zaczęła, nie było grzybów ani jagód. Uwierzy pani? Sama ziemia czuła nieszczęście. Rok czterdziesty pierwszy. Oj, pamiętam to, nie zapominam o wojnie! Rozeszły się plotki, że przygnano naszych jeńców i kto rozpozna swojego, może go zabrać. Poderwały się nasze baby, pobiegły! Wieczorem przyprowadziły, jedna swojego, druga obcego. Ale znalazła się taka gadzina. Żyła jak wszyscy… Żonaty, dwoje dzieci. Doniósł do komendantury, żeśmy wzięły Ukraińców. Waśko, Saszko… Następnego dnia przyjeżdżają



<p>4</p>

Radunica (Radonica) – u Słowian Wschodnich tradycyjne święto zmarłych, uznane przez Cerkiew prawosławną i obchodzone dziewiątego dnia po Wielkiejnocy.

<p>5</p>

Rusznik – wyszywany ręcznik płócienny, mający dla Słowian Wschodnich znaczenie nie tylko estetyczne, ale i religijne.