.

Читать онлайн.
Название
Автор произведения
Жанр
Серия
Издательство
Год выпуска
isbn



Скачать книгу

wszystko nie mógł przestać się o nią martwić. Był zadziwiony jej świetną robotą tam, w parku Mosby’ego. Ale potem, kiedy odwoził ją do domu, zdawała się wykończona i zniechęcona. W drodze powrotnej niemal nie odezwała się do niego słowem. Może to było dla niej za dużo?

      Mimo wszystko żałował, że Riley nie ma teraz przy nim. Zdecydowała, że lepiej będzie, jeśli się rozdzielą, żeby szybciej zbadać więcej wątków. Nie mógł się z tym nie zgodzić. Zaproponowała, żeby on zajął się okolicznymi sklepami z zabawkami, podczas gdy ona pojedzie ponownie na miejsce zbrodni, które badali sześć miesięcy temu.

      Bill rozejrzał się, przytłoczony widokiem, i zastanowił, co w tym sklepie wywnioskowałaby Riley. Ze wszystkich, które dzisiaj odwiedził, ten był najbardziej elegancki. Usytuowany na przedmieściach Waszyngtonu, gdzie prawdopodobnie przyjeżdżało wielu klientów z klasą z bogatych hrabstw północnej Wirginii.

      Chodził po sklepie i patrzył. Wpadła mu w oko mała lalka. Jej mocno uniesione kąciki ust i blada cera przypominały ostatnią ofiarę. Wprawdzie była w pełni ubrana, w różową sukienkę z bogatą koronką przy kołnierzyku, mankietach i obszyciach, siedziała jednak w niepokojąco podobnej pozycji.

      – Myślę, że szukasz w nieodpowiednim dziale – usłyszał znienacka z prawej strony.

      Odwrócił się i zobaczył korpulentną niewysoką kobietę o ciepłym uśmiechu. Miała w sobie coś, co kazało mu sądzić, że jest tutaj szefową.

      – Dlaczego tak twierdzisz? – zapytał.

      Kobieta zachichotała.

      – Bo nie masz córek. Potrafię rozpoznać na kilometr mężczyznę, który nie ma córki. Nie pytaj mnie jak. To chyba rodzaj instynktu.

      Jej intuicja zrobiła na zaskoczonym Billu ogromne wrażenie.

      Kobieta wyciągnęła rękę.

      – Ruth Behnke – przedstawiła się.

      Bill uścisnął jej dłoń.

      – Bill Jeffreys. Zgaduję, że jesteś właścicielką.

      Zachichotała ponownie.

      – Widzę, że też masz instynkt. Miło cię poznać. Ale synów masz, prawda? Trzech, jak zgaduję.

      Bill się uśmiechnął. Intuicja była porażająca. Ta kobieta i Riley świetnie by się dogadywały, pomyślał.

      – Dwóch – odparł. – Ale byłaś blisko.

      Roześmiała się.

      – W jakim wieku? – Chciała wiedzieć.

      – Osiem i dziesięć lat.

      Rozejrzała się po sklepie.

      – Nie sądzę, żebym znalazła tu dla nich dużo rzeczy. Chociaż właściwie mam kilka całkiem ciekawych żołnierzyków w następnym rzędzie. Ale to nie jest to, co lubią teraz chłopaki, prawda? Teraz wszyscy chcą mieć gry wideo. W dodatku z przemocą.

      – Obawiam się, że masz rację.

      Rzuciła Billowi krytyczne spojrzenie.

      – Nie przyszedłeś tutaj, żeby kupić lalkę, prawda? – zapytała.

      Uśmiechnął się i potrząsnął głową.

      – Dobra jesteś – odparł.

      – To może jesteś gliną?

      Bill zaśmiał się cicho i wyjął odznakę.

      – Nie do końca, ale blisko.

      – O matko! – powiedziała przejęta. – Czego FBI szuka w moim sklepie? Jestem na jakiejś liście?

      – W pewnym sensie – powiedział Bill. – Ale nie masz się czym martwić. Twój sklep pojawił się w wynikach wyszukiwania okolicznych sklepów z zabytkowymi i kolekcjonerskimi lalkami.

      Tak naprawdę nie miał pojęcia, czego dokładnie szukać. Riley poradziła mu, żeby sprawdził kilka miejsc tego typu, zakładając, że zabójca mógł w nich bywać lub przynajmniej odwiedzać je od czasu do czasu. Czego dokładnie oczekiwała, nie wiedział. Czy spodziewała się, że zabójca tam będzie? Albo że któryś z pracowników miał z nim styczność?

      Wątpliwe. Nawet jeśli, to mało prawdopodobne, żeby zobaczył w nim mordercę. Prawdopodobnie wszyscy mężczyźni, którzy tu przychodzili – o ile przychodzili – byli dziwakami.

      Riley chciała raczej, żeby wczuł się w sposób myślenia zabójcy, w jego sposób widzenia świata.

      Będzie zawiedziona, pomyślał Bill. Ja po prostu nie mam ani takiej intuicji, jak ona, ani talentu do identyfikowania się z mordercą.

      Wydawało mu się, że ona szuka punktu zaczepienia. Na terenie, który przeczesywali, znajdowały się tuziny sklepów z zabawkami. Lepiej by było, stwierdził, gdyby technicy kryminalni nadal skupiali się na producentach lalek. Choć jak do tej pory bez efektu.

      – Zapytałabym, co to za sprawa – zagadnęła Ruth. – Ale raczej nie powinnam.

      – Nie – odparł Bill. – Raczej nie powinnaś.

      Nie żeby sprawa była tajemnicą. Nie po tym, jak ludzie senatora Newbrougha wydali na ten temat oświadczenie prasowe. Media pękały już w szwach od tych wiadomości. W FBI jak zwykle urywały się telefony z błędnymi wskazówkami, a internet aż huczał od dziwacznych teorii. Wszystko to zaczynało być nieznośne.

      Tylko po co o tym mówić tej kobiecie? Wydawała się miła, a jej sklep tak czysty i niewinny, że Bill nie chciał denerwować jej czymś tak mrocznym i szokującym jak seryjny morderca z obsesją na punkcie lalek.

      Była jednak rzecz, o którą musiał zapytać.

      – Powiedz mi… – zaczął. – Ilu z twoich klientów to osoby dorosłe? Mam na myśli dorosłych bez dzieci.

      – Och, to zdecydowanie większość moich klientów. Kolekcjonerzy.

      Bill był zaintrygowany. Nigdy by na to nie wpadł.

      – Jak sądzisz, dlaczego oni zbierają lalki?

      Kobieta obdarzyła go dziwnie chłodnym uśmiechem.

      – Bo ludzie umierają, Billu Jeffreysie – odparła łagodnie.

      Teraz Bill zdumiał się naprawdę.

      – Słucham?

      – Kiedy się starzejemy, tracimy ludzi. Przyjaciele i bliscy umierają. Czujemy żal. A lalki zatrzymują dla nas czas. Pomagają zapomnieć o stracie. Dają ukojenie i pocieszenie. Rozejrzyj się tylko. Są tu lalki, które mają ponad sto lat, i takie prawie nowe. W niektórych przypadkach nie da się ich rozróżnić. Są wiecznie młode.

      Bill rozejrzał się wokół i poczuł nieswojo pod spojrzeniem tych wszystkich wpatrzonych w niego stuletnich zabawek. Zastanawiał się, ilu ludzi przeżyły. Czego były świadkami? Miłości, złości, nienawiści, przemocy? A jednak wciąż gapiły się tym samym pustym wzrokiem.

      Nie rozumiał ich.

      Ludzie powinni się starzeć, pomyślał. Wziąwszy pod uwagę całe to panujące na świecie zło i strach, powinni robić się starzy, pomarszczeni i siwi. Jak on. Jeśli pomyśleć o wszystkim, co widziałem, byłoby grzechem wciąż wyglądać tak samo, stwierdził. Miejsca zbrodni zapuściły w nim korzenie i sprawiły, że nie chciał już pozostawać młody.

      – One także nie są żywe – powiedział w końcu.

      Uśmiech kobiety zmienił się w słodko-gorzki, niemal współczujący.

      – Czy aby na pewno, Billu? Większość moich klientów by się z tobą nie zgodziła. Ja chyba