Policja. Ю Несбё

Читать онлайн.
Название Policja
Автор произведения Ю Несбё
Жанр Криминальные боевики
Серия Ślady Zbrodni
Издательство Криминальные боевики
Год выпуска 0
isbn 9788327150813



Скачать книгу

tej, gdzie znajdował się pokój pacjenta. Czyżby przeoczył coś po drodze? Przełożył kubek z kawą do lewej ręki i znów wyjął pistolet. Ruszył z powrotem długimi, równymi krokami. Próbował balansować ciałem, nie patrząc na kubek, ale i tak czuł, jak niemal wrząca kawa parzy mu rękę. Okrążył róg. Nie było nikogo. Odetchnął z ulgą. Ruszył dalej do krzesła. Już miał usiąść, ale nagle zdrętwiał. Podszedł do drzwi pokoju pacjenta, otworzył. Chorego nie było widać, kołdra go zasłaniała.

      Ale dźwięk sonaru wciąż się rozlegał, widać też było linię przesuwającą się z lewa na prawo na zielonym ekranie i podskakującą za każdym razem, gdy rozlegał się pisk.

      Już miał zamknąć drzwi.

      Coś jednak kazało mu się zastanowić.

      Wszedł, zostawiając drzwi otwarte, okrążył łóżko. Zajrzał pacjentowi w twarz.

      To był on.

      Zmarszczył czoło. Nachylił się nad ustami chorego. Czyżby nie oddychał?

      Ale nie, poczuł lekki ruch powietrza i mdlący słodkawy zapach, być może lekarstw.

      Anton Mittet wyszedł z pokoju pacjenta. Zamknął drzwi za sobą. Spojrzał na zegarek. Wypił kawę. Znów popatrzył na zegarek. Zorientował się, że liczy minuty. Że pragnie, by akurat ten dyżur skończył się jak najszybciej.

      – Świetnie, że się zgodził na rozmowę ze mną – powiedziała Katrine.

      – Ze się zgodził? – powtórzył strażnik. – Większość chłopaków z tego oddziału dałaby sobie uciąć prawą rękę za możliwość spędzenia kilku minut sam na sam z kobietą. Rico Herrem to potencjalny gwałciciel. Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby przy tej rozmowie był ktoś jeszcze?

      – Umiem się o siebie zatroszczyć.

      – Nasza dentystka też tak mówiła. Ale w porządku, przynajmniej masz na sobie spodnie.

      – Spodnie?

      – Ona nosiła spódnicę i nylonowe pończochy. Umieściła Valentina na fotelu dentystycznym, a żadnego strażnika przy tym nie było. Sama możesz sobie wyobrazić…

      Katrine spróbowała.

      – Zapłaciła cenę za ubieranie się jak… Okej, jesteśmy na miejscu. – Przekręcił klucz w drzwiach do celi i otworzył. – Będę tuż za drzwiami, wystarczy, że krzykniesz.

      – Dziękuję. – Katrine weszła do środka.

      Mężczyzna z czerwoną czaszką siedział przy biurku. Obrócił się na krześle.

      – Witam w moich skromnych progach.

      – Miło mi – powiedziała Katrine.

      – Siądź tutaj. – Rico Herrem wstał, podsunął jej krzesło, a sam przycupnął na zaścielonym łóżku. W odpowiedniej odległości. Usiadła i poczuła ciepło jego ciała wciąż tkwiące w siedzeniu krzesła. Kiedy odrobinę się przybliżyła, Herrem odsunął się nieco dalej. Pomyślała, że może jest jednym z tych, którzy tak naprawdę boją się kobiet, i właśnie dlatego ich nie gwałcił, tylko je podglądał. Obnażał się przed nimi. Dzwonił do nich i opowiadał o wszystkim tym, co miał ochotę z nimi robić, lecz oczywiście nigdy nie wystarczyło mu na to odwagi. Kartoteka Rica Herrema była w rzeczywistości bardziej obrzydliwa niż przerażająca.

      – Wołałeś za mną, że Valentin nie umarł – zaczęła Katrine, pochylając się do przodu. Herrem jeszcze bardziej się cofnął. Każdym gestem wyrażał obronę, ale uśmiech miał cały czas taki sam, bezczelny, nienawistny. Obsceniczny. – Co chciałeś przez to powiedzieć?

      – A jak ci się wydaje, Katrine? – Nosowy głos. – Oczywiście to, że on żyje.

      – Valentina Gjertsena znaleziono martwego tu, w więzieniu.

      – Tak się wszystkim wydaje. Ten, co stoi za drzwiami, powiedział ci, co Valentin zrobił z dentystką?

      – Wspomniał coś o spódnicy i nylonowych pończochach. Was, zdaje się, takie rzeczy podniecają.

      – Podniecają Valentina. I mówię to dosłownie. Przychodziła tu dwa razy w tygodniu. Wielu skarżyło się wtedy na ból zębów. Valentin posłużył się jednym z jej własnych wierteł, żeby ją zmusić do zdjęcia pończoch i wciągnięcia ich na głowę. Zgwałcił ją na fotelu dentystycznym, a później tłumaczył: „Po prostu leżała tam jak truchło”. Chyba udzielono jej złych rad o tym, jak powinna się zachowywać, gdyby coś zaszło. Dlatego Valentin wyjął zapalniczkę i podpalił te pończochy. Widziałaś kiedyś, jak się topi nylon? Nieźle ją to rozruszało. Zapach twarzy pieczonej w nylonie jeszcze całymi tygodniami tkwił w tych ścianach. Nie wiem, co się z nią dalej działo, ale przypuszczam, że już nie musi się bać, że ktoś zechce ją zgwałcić.

      Katrine popatrzyła na niego. Żałosna gęba, pomyślała. To ktoś, kto dostał tyle razy, że ten uśmiech stał się jego odruchem obronnym.

      – Jeżeli Valentin nie umarł, to gdzie jest teraz? – spytała.

      Herrem uśmiechnął się jeszcze szerzej i podciągnął kołdrę na kolana.

      – Chcesz być miły? Więc powiedz mi, jeżeli na próżno tracę czas, Rico – westchnęła Katrine. – Spędziłam tyle czasu w psychiatryku, że szaleńcy mnie nudzą, okej?

      – Pani sierżant chyba nie sądzi, że udzielę tych informacji gratis.

      – Nie mam stopnia sierżanta, jestem śledczym specjalistą. Jaka jest twoja cena? Złagodzenie kary?

      – Wychodzę w przyszłym tygodniu. Chcę pięćdziesiąt tysięcy koron.

      Katrine zaśmiała się głośno i serdecznie. Tak serdecznie, jak tylko potrafiła. Dostrzegła wściekłość zapalającą się w jego oczach.

      – No to koniec rozmowy – oświadczyła, wstając.

      – Wobec tego trzydzieści tysięcy. Jestem kompletnie spłukany, a kiedy stąd wyjdę, będzie mi potrzebny bilet na samolot, który zabierze mnie daleko stąd.

      Katrine pokręciła głową.

      – Płacimy donosicielom tylko wtedy, kiedy jest mowa o informacjach rzucających zupełnie nowe światło na jakąś sprawę. Na  w i e l k ą  sprawę.

      – A jeśli to jest taka sprawa?

      – I tak musiałabym porozmawiać z moimi szefami. Ale czuję, że chciałeś mi o czymś opowiedzieć. Nie przyszłam tu, żeby negocjować za pomocą czegoś, czego nie mam. – Podeszła do drzwi i uniosła rękę, żeby w nie zapukać.

      – Zaczekaj – powstrzymał ją Czerwonogłowy dość niepewnym głosem. Kołdrę podciągnął pod samą brodę. – Mogę ci trochę opowiedzieć.

      – Ale ja nie mam dla ciebie nic w zamian. – Katrine już pukała w drzwi.

      – A wiesz, co to jest? – Wyciągnął w jej stronę narzędzie o barwie miedzi, na którego widok serce Katrine ominęło jedno uderzenie. Przez ułamek sekundy sądziła, że to rękojeść pistoletu. Ale to była maszynka do tatuażu, a lufą pistoletu okazała się rurka z igłą sterczącą na jej końcu.

      – To ja jestem w tym gospodarstwie tatuażystą. I to cholernie dobrym. Wiesz może, w jaki sposób udało im się zidentyfikować tego znalezionego w celi trupa jako zwłoki Valentina?

      Katrine patrzyła na niego. Na wąskie, pełne nienawiści oczka. Na cienkie wilgotne wargi. Na czerwoną skórę przeświecającą spomiędzy rzadkich włosów. Tatuaż. Twarz demona.

      – Wciąż nic dla ciebie