Kraina Ognia . Морган Райс

Читать онлайн.
Название Kraina Ognia
Автор произведения Морган Райс
Жанр Героическая фантастика
Серия Kręgu Czarnoksiężnika
Издательство Героическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9781632915436



Скачать книгу

ty zrobiła? – szlochała Dauphine.

      – Ale ja jestem niewinna! – krzyknęła Alistair.

      Dauphine odwróciła się do niej z wyrazem nienawiści na twarzy, następnie spojrzała na żołnierzy.

      – Aresztować ją! – rozkazała.

      Alistair poczuła łapiące ją od tyłu ręce, które szarpnięciem ustawiły ją do pionu. Była osłabiona, nie była więc w stanie oprzeć się strażnikom, którzy wykręcili jej ręce do tyłu i zaczęli ją wyprowadzać. Niewiele obchodziło ją co się z nią stanie, jednak teraz, kiedy ją wyprowadzali, nie mogła  znieść myśli o tym, że zostanie oddzielona od Ereca. Nie teraz, nie kiedy najbardziej jej potrzebował. Uzdrawiająca moc, którą mu przekazała, była jedynie tymczasowa. Wiedziała, że będzie potrzebował kolejnej sesji, a jeśli jej nie dostanie – umrze.

      – NIE! – wrzasnęła. – Zostawcie mnie!

      Ale jej krzyki pozostały bez odzewu. Wyprowadzali ją, jakby była kolejnym, zwyczajnym więźniem.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Thor uniósł dłonie i przysłonił oczy, oślepiony światłem, kiedy lśniące, złote drzwi do zamku jego matki otworzyły się szeroko – blask był tak intensywny, że Thor ledwie był w stanie cokolwiek zobaczyć. W jego kierunku kroczyła postać, jakaś sylwetka. Kobieta. Każdą cząstką swojego jestestwa czuł, że to jego matka. Serce Thora waliło kiedy zobaczył, że tam stoi i trzymając ręce pod bokiem patrzy wprost na niego.

      Powoli światło zaczęło zanikać. Było teraz wystarczająco łagodne, aby mógł opuścić ręce i na nią spojrzeć. Nastała chwila, na którą czekał przez całe swoje życie, moment, o którym zawsze marzył. Nie umiał w to uwierzyć – to naprawdę była ona. Jego matka. Wewnątrz tego zamku, wznoszącego się na szczycie skały. Thor otworzył szeroko oczy i po raz pierwszy w życiu zawiesił na niej wzrok. Stała zaledwie kilka stóp stąd, odwzajemniając jego spojrzenie. Po raz pierwszy ujrzał jej twarz.

      Oddech uwiązł mu w gardle, kiedy na nią patrzył – była to najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Wyglądała na ponadczasową – zdawała się być jednocześnie stara i młoda, jej skóra była niemal przezroczysta, a twarz lśniąca. Uśmiechnęła się do niego uroczo, jej długie blond włosy sięgały do pasa. Miała duże, jasne, przezroczyste, szare oczy. Jej doskonale wyrzeźbione kości policzkowe i linia szczęki były niezwykle podobne do jego własnych. Co jednak najbardziej zaskoczyło Thora, to to, że im dłużej na nią patrzył, tym więcej własnych cech rozpoznawał w jej twarzy – kształt szczęki, usta, cień szarych oczu, a nawet dumnie wyglądające czoło. Wydawało mu się, jakby w pewien sposób, spoglądał na samego siebie. Wyglądała też równie efektownie jak Alistair.

      Matka Thora ubrana była w białą jedwabną togę i pelerynę. Kaptur jej szaty był opuszczony. Stała z opartymi pod bokiem rękami, które zdobiła biżuteria. Jej dłonie były smukłe, a skóra wydawała się tak gładka, jakby należała do niemowlęcia. Thor wyczuwał intensywną energię jaka od niej biła. Była ona silniejsza niż jakakolwiek energia, której dotychczas doświadczył. Jakby otaczało go słońce. Gdy tak stał pławiąc się widokiem, poczuł skierowaną w swoją stronę falę miłości. Nigdy wcześniej nie czuł tak bezwarunkowej miłości i akceptacji. Czuł się, jakby tu właśnie należał.

      Stojąc tu teraz przed nią, Thor poczuł wreszcie, że część niego samego wreszcie się wypełniła. Poczuł, jakby wszystko na świecie było teraz tak, jak ma być.

      – Thorgrinie, mój synu – powiedziała.

      Był to najpiękniejszy głos jaki kiedykolwiek słyszał. Miękki, odbijający się od starożytnych kamiennych ścian zamku, brzmiał jakby dobył się z samych niebios. Thor stał tam zaskoczony, nie mając pojęcia co powiedzieć. Czy to wszystko było prawdziwe? Zastanawiał się, czy nie jest to kolejna kreacja Krainy Druidów, po prostu kolejna zjawa, kolejny raz kiedy umysł płatał mu figle. Odkąd tylko pamiętał, pragnął przytulić swoją matkę. Posunął się więc krok naprzód, zdeterminowany, aby dowiedzieć się, czy to tylko przywidzenie.

      Wyciągnął ręce, aby ją objąć, a kiedy to robił, bał się, że jego uścisk napotka jedynie na powietrze, a to co widzi okaże się li tylko iluzją. Ale kiedy spróbował ją uchwycić, poczuł, że jego ramiona oplatają się wokół niej, poczuł, że dotyka prawdziwej osoby – co więcej, osoba ta odwzajemniała jego uścisk. Było to najcudowniejsze uczucie na całym świecie.

      Przytuliła go mocno, a Thor poczuł się wspaniale, wiedząc, że jest prawdziwa. Wiedząc, że wszystko to jest prawdziwe. Że ma matkę, że ona naprawdę istnieje, że stała tu we własnej osobie, w całym tym świecie iluzji i fantazji – i że naprawdę jej na nim zależało.

      Po dłuższej chwili, odchylili się od siebie – Thor spojrzał na nią ze łzami w oczach i zobaczył, że jej oczy również są mokre od łez.

      – Jestem z ciebie taka dumna synu – powiedziała.

      Patrzył na nią, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa.

      – Ukończyłeś swoją podróż – dodała. – Zasłużyłeś na to, aby tu być. Zawsze wiedziałam, że uda ci się stać tym, kim się właśnie stałeś.

      Thor przyglądał się jej, wciąż pozostając zdumionym, że ona naprawdę istnieje. Zastanawiał się, co powiedzieć. Przez całe swoje życie miał do niej tyle pytań, a teraz, stojąc tuż przed nią, miał w głowie pustkę. Nie wiedział nawet gdzie zacząć.

      – Chodź ze mną – powiedziała i odwróciła się. – Pokażę ci miejsce, w którym się urodziłeś.

      Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, którą Thor uchwycił.

      Szli obok siebie wchodząc do zamku. Matka wskazywała mu drogę, emanując światłem, które odbijało się od ścian. Thor zastanawiał się nad tym wszystkim – było to najbardziej olśniewające miejsce, jakie widział w całym swoim życiu. Ściany zrobione były z połyskującego złota, wszystko lśniło, doskonałe, surrealistyczne. Wydawało mu się, jakby znalazł się w magicznym, niebiańskim zamku.

      Szli w dół, długim korytarzem o łukowatym suficie. Od wszystkiego odbijało się światło. Thor spojrzał w dół i zobaczył, że podłoga pokryta była diamentami, połyskiwała milionem punkcików światła.

      – Dlaczego mnie zostawiłaś? – spytał nagle Thor.

      Były to pierwsze słowa jakie wypowiedział. Zaskoczyły one nawet jego samego. Z wszystkich rzeczy, o które chciał ją zapytać, z jakiegoś powodu te słowa wyskoczyły z niego jako pierwsze. Poczuł się zakłopotany i zawstydzony, że nie był dla niej milszy. Wcale nie chciał być szorstki.

      Jednak współczujący uśmiech jego matki nie zniknął z jej twarzy. Szła obok i patrzyła na niego z czystą miłością. Czuł z jej strony wielką miłość i akceptację. Czuł, że go nie osądzała, niezależnie od tego, co powiedział.

      – Masz prawo się na mnie złościć – powiedziała. – Muszę prosić cię o wybaczenie. Ty i twoja siostra znaczyliście dla mnie więcej, niż cokolwiek innego na świecie. Chciałam wychować was tutaj – ale nie mogłam. Ponieważ jesteście wyjątkowi. Oboje.

      Przeszli przez kolejny korytarz. Matka zatrzymała się i odwróciła w stronę Thora.

      – Nie jesteś zwyczajnym Druidem, Thorgrinie, nie jesteś też zwyczajnym wojownikiem. Jesteś najwspanialszym wojownikiem jaki kiedykolwiek istniał i będzie istniał na świecie – jak również najwspanialszym Druidem. Twoje przeznaczenie jest wyjątkowe. Twoje życie zostało zaplanowane jako coś większego, znacznie większego, niż tylko to miejsce. Twoje życie i twoje przeznaczenie zostały pomyślane jako coś, co musisz dzielić ze światem. To właśnie dlatego musiałam puścić cię wolno.