Название | Niebie Zaklęć |
---|---|
Автор произведения | Морган Райс |
Жанр | Героическая фантастика |
Серия | Kręgu Czarnoksiężnika |
Издательство | Героическая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9781632914576 |
Romulus obrócił się i patrzył wzburzony na swych uciekających ludzi.
Luanda siedziała zaszokowana i pojęła, iż to jej szansa. Coś innego zajmowało teraz Romulusa, który odwrócił się i pognał za swymi ludźmi, usiłując zawrócić ich w stronę mostu. Była to chwila, na którą czekała.
Z tłukącym się w piersi sercem Luanda skoczyła na nogi, odwróciła się i puściła biegiem w stronę mostu. Wiedziała, iż ma jedynie kilka krótkich chwil; jeśli dopisze jej szczęście, może – może – nim Romulus się spostrzeże, zdoła odbiec wystarczająco daleko, by dotrzeć na drugą stronę. A jeśli dotrze na drugą stronę, być może jej obecność tam przywróci Tarczę.
Musiała podjąć tę próbę. Wiedziała, iż musi to uczynić teraz albo nigdy.
Luanda biegła i biegła, oddychając tak szybko, że niemal nie była w stanie zebrać myśli, a nogi jej drżały. Potykała się, nogi jej były jak z ołowiu, a w gardle zasychało. Biegnąc, młóciła rękoma dokoła, a zimny wiatr muskał jej ogoloną głowę.
Biegła coraz szybciej i szybciej, aż usłyszała swe tłukące się w piersi serce i własny oddech, a wszystko wokoło stało się niewyraźne. Pokonała dobre pięćdziesiąt jardów mostu, nim usłyszała pierwszy krzyk.
Romulus. Najwyraźniej ją spostrzegł.
Nagle za jej plecami rozległ się odgłos pędzących jeźdźców, przemierzających most w pogoni za nią.
Luanda parła do przodu i przyspieszyła jeszcze, słysząc zbliżających się mężczyzn. Biegła między ciałami żołnierzy Imperium, spalonymi przez smoki. Niektóre z nich wciąż płonęły. Luanda robiła co tylko w jej mocy, by je omijać. Odgłos pędzących za nią koni przybrał jeszcze na sile. Obejrzała się przez ramię, ujrzała uniesione wysoko włócznie i wiedziała, iż tym razem Romulus zamierza ją ukatrupić. Wiedziała, iż za kilka krótkich chwil te włócznie utkwią w jej plecach.
Luanda spojrzała przed siebie i ujrzała ziemię Kręgu ledwie kilka stóp przed sobą. Gdyby tylko zdołała tam dobiec. Jeszcze dziesięć stóp. Gdyby tylko mogła przekroczyć granicę być może, łudziła się, Tarcza podniosłaby się i ocaliła ją.
Mężczyźni przyspieszyli, gdy Luanda stawiała ostatnie kroki na moście. Odgłos galopujących koni ogłuszał ją, czuła pot koni i mężczyzn. Skuliła się, spodziewając się, iż lada chwila jedna z włóczni przebije jej plecy. Brakowało im do niej kilku stóp. Lecz jej brakowało tyle samo do Kręgu.
Doprowadzona do rozpaczy Luanda rzuciła się przed siebie, gdy ujrzała za plecami żołnierza unoszącego w dłoni włócznię. Uderzyła o ziemię z łoskotem. Kątem oka spostrzegła włócznię przecinającą powietrze, zmierzającą wprost na nią.
Lecz gdy tylko Luanda przekroczyła granicę, gdy wylądowała na ziemi Kręgu, nagle Tarcza ponownie uniosła się za nią. Znajdująca się o cale za nią włócznia rozbryznęła się w powietrzu. Wszyscy żołnierze na moście za nią krzyknęli, unosząc dłonie do twarzy. Stanęli w płomieniach i rozpadli się.
Po chwili pozostały po nich jedynie górki popiołu.
Po drugiej stronie mostu stał Romulus, przyglądając się wszystkiemu. Wrzeszczał i bił się w pierś. Był to krzyk pełen rozpaczy. Krzyk kogoś, kto został pokonany. Przechytrzony.
Luanda leżała na ziemi, dysząc ciężko, zaszokowana. Nachyliła się i ucałowała ziemię, na której leżała, po czym odrzuciła głowę w tył i roześmiała się w zachwycie.
Udało jej się. Była bezpieczna.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Thorgrin stał na placu naprzeciw Andronicusa, otoczony obiema armiami. Nikt się nie poruszał, wszyscy przyglądali się jedynie, jak ojciec i syn raz jeszcze stają naprzeciw siebie. Andronicus stał w całej swej okazałości, górując nad Thorem wzrostem, dzierżąc w jednej dłoni ogromny topór, a w drugiej miecz. Stanąwszy naprzeciw niego, Thor zmusił się, by oddychać spokojnie, głęboko, by panować nad emocjami. Musiał zachować przytomny umysł, skupić się podczas walki z tym mężczyzną, tak samo, jak gdyby walczył z każdym innym wrogiem. Musiał wmówić sobie, iż nie stawał naprzeciw swego ojca, lecz największego przeciwnika. Mężczyzny, który skrzywdził Gwendolyn; który skrzywdził wszystkich jego ziomków; mężczyzny, który przejął kontrolę nad jego umysłem. Mężczyzny, który zasłużył sobie na śmierć.
Rafi nie żył, Argon odzyskał władzę, wszystkie nieumarłe stwory znalazły się znów pod powierzchnią ziemi i nie można było odwlekać już tego starcia, potyczki Andronicusa z Thorgrinem. Była to bitwa, która miała zadecydować o losach toczącej się wojny. Thor nie pozwoli mu się wymknąć, nie tym razem. Andronicus, przyparty do muru, wreszcie zdawał się gotów zmierzyć ze swym synem.
– Thornicusie, jesteś mym synem – rzekł Andronicus niskim głosem, a jego słowa poniosły się po polu bitwy. – Nie chcę wyrządzić ci krzywdy.
– Lecz ja chcę wyrządzić krzywdę tobie – odrzekł Thor, nie pozwalając swemu ojcu wciągnąć się w gierki umysłowe.
– Thornicusie, synu mój – powtórzył Andronicus. Thor ostrożnie dał krok naprzód. – Nie chcę cię zabić. Złóż oręż i dołącz do mnie. Dołącz do mnie, jak uprzednio. Jesteś mym synem. Nie ich synem. W twych żyłach płynie moja krew, nie ich. Moja ojczyzna jest także twoją; Krąg jest dla ciebie jedynie przybranym domem. Wywodzisz się z mego ludu. Ci ludzie nic dla ciebie nie znaczą. Powróć do domu. Powróć do Imperium. Pozwól mi być ojcem, którego zawsze pragnąłeś mieć. I stań się synem, którym zawsze pragnąłem, byś był.
– Nie zamierzam z tobą walczyć – rzekł w końcu Andronicus, opuściwszy swój topór.
Thor nie miał ochoty dłużej go słuchać. Musiał wykonać teraz jakiś ruch, by nie zezwolić temu potworowi zawładnąć swym umysłem.
Thor wydał z siebie okrzyk bitewny, uniósł wysoko miecz i natarł, opuszczając go oburącz na głowę Andronicusa.
Andronicus wpatrywał się w niego zdumiony i w ostatniej chwili pochylił się, schwycił topór z ziemi, uniósł go i zablokował cios Thora.
Wokoło miecza posypały się iskry, gdy ich bronie zetknęły się. Byli ledwie cale od siebie i obaj jęknęli, gdy Andronicus parował cios Thora.
– Thornicusie – wydusił Andronicus. – Twa siła jest wielka. Lecz to moja siła. Ode mnie ją otrzymałeś. Moja krew płynie w twoich żyłach. Przerwij ten obłęd i dołącz do mnie!
Andronicus odepchnął Thora, a ten zatoczył się kilka kroków w tył.
– Nigdy! – krzyknął Thor wyzywającym tonem. – Nigdy do ciebie nie powrócę. Nie jesteś mi ojcem. Jesteś obcy. Nie zasługujesz na to, by być mym ojcem!
Thor natarł ponownie, krzycząc, i opuścił miecz. Andronicus zablokował uderzenie, a Thor, przewidziawszy ten ruch, okręcił się szybko z mieczem i ciął go w ramię.
Andronicus wrzasnął, a z rany trysnęła krew. Zatoczył się i obrzucił Thora niedowierzającym spojrzeniem, przykładając do rany dłoń i przyglądając się krwi na palcach.
– Zamierzasz mnie zabić – powiedział Andronicus, jak gdyby po raz pierwszy to pojął. – Po wszystkim, co dla ciebie uczyniłem.
– W rzeczy samej – odrzekł Thorgrin.
Andronicus spojrzał na niego bacznie, jak gdyby patrzył na nową osobę, i wyraz jego twarzy szybko zmienił się z zadziwienia i rozczarowania w gniew.
– Nie jesteś zatem mym synem! – wykrzyknął. – Wielki Andronicus nie prosi dwa razy!
Andronicus