Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax

Читать онлайн.
Название Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy
Автор произведения Joanna Jax
Жанр Историческая литература
Серия
Издательство Историческая литература
Год выпуска 0
isbn 978-83-7835-724-7



Скачать книгу

z Żydami i jej rodakami. Traktowała to jak coś zupełnie naturalnego. Przecież byli okupantami, trwała wojna, więc jej zdaniem wszystkie poczynania Niemców były dozwolone i nie należało zbytnio się nad nimi zastanawiać, a jedynie nad tym, by sobie umościć w tym wszystkim wygodne gniazdko. Kiedy czasami wyrzucał jej, że zadaje się z Wolfem, mrużyła oczy i szeptała:

      – Kuba, ja po prostu lubię czuć się bezpiecznie. I pragnę normalnie żyć. Jak kiedyś. A on daje mi to wszystko. Pamiętam, jak weszli Rosjanie, jak zamknęli Tobiasza, a moich rodziców wypędzili z Ponar, a potem wywieźli na Syberię, gdzie oboje zmarli. Nie chcę skończyć tak jak oni. Ani jak Tobiasz.

      – Tak, za to teraz Niemcy urządzili w Ponarach miejsce kaźni dla tysięcy niewinnych. Daj spokój, Lauro, oni są takimi samymi barbarzyńcami, jak Rosjanie. Nie słyszałaś o tym, co dzieje się w Warszawie, w Krakowie… Na Boga… – Kuba próbował jej tłumaczyć pozornie oczywiste sprawy.

      – Słyszałam. Dlatego tym bardziej będę miła dla Wolfa, bo nie chcę, żeby spotkało mnie coś złego. Kocham tylko ciebie – powiedziała słodko i dodała: – Ale z tamtą dziewczyną to już wszystko skończone?

      – Nic nie było zaczęte, Lauro. Mówiłem ci, kim jest ta kobieta, a teraz nawet jej nie widuję. Wyjechała do rodziny, gdzieś w okolice Brześcia, i tyle – uciął Kuba.

      Okłamał ją. Widywał wtedy Agnieszkę, choć w istocie bardzo rzadko i na krótko. Nie wyjechała, w tym czasie wciąż mieszkała u Ratajskiej i nie miała się gdzie podziać. List do swoich kompanów, który zaniosła do zaprzyjaźnionego sklepu, pozostał bez odpowiedzi, a to oznaczało, że wpadli wszyscy i nikt nie był w stanie udzielić jej pomocy. Nadchodziło lato i Wiesiek coraz bardziej naciskał na zabranie Agnieszki z mieszkania Ratajskiej. Wokół pałętało się pełno Niemców, a sąsiedzi robili się wścibscy. Kuba kombinował jak mógł, Agnieszka również, ale w końcu podjęli decyzję o wyjeździe z Wilna. To znaczy ona miała zamieszkać w starej leśniczówce, a on od czasu do czasu ją odwiedzać, by przywozić jej rzeczy niezbędne do przetrwania. Nie mógł jednak powiedzieć o tym wszystkim Laurze. Z prostej przyczyny – nie ufał jej. To była chyba najgorsza możliwa opcja. Kochać kogoś do szaleństwa i nie ufać mu za grosz.

      Dotarli na dworzec i odnaleźli Janka Mazurka, który ulokował ich w wagonie pocztowym. Dopóki pociąg nie ruszył, siedzieli skuleni pomiędzy regałami, wypełnionymi płóciennymi workami z korespondencją i opieczętowanymi paczkami. Odetchnęli dopiero, gdy pociąg ruszył.

      Nie bez trudu odnaleźli starą leśniczówkę. W istocie stała w gęstych chaszczach, zbudowana była z ciemnego drewna i w wielu miejscach pokryta mchem. Idealnie wtapiała się w krajobraz. Gdyby nie odnaleźli jej przed zmierzchem, z pewnością musieliby spędzić noc pod gołym niebem.

      – Trochę tu strasznie – wyszeptała Agnieszka, gdy Kuba otwierał kłódkę przytwierdzoną do drzwi wejściowych.

      Zdążyli niemal w ostatniej chwili, bo zaczynało robić się ciemno.

      – I bezpiecznie. Nikt tutaj nie trafi – pocieszająco powiedział Kuba, ale wzdrygnął się na myśl, że niebawem dziewczyna pozostanie w tym miejscu sama. Po chwili dodał: – Będę tutaj przyjeżdżał w każdy wolny dzień.

      – Dziękuję – powiedziała cicho Agnieszka, z przerażeniem rozglądając się po ciemnym i dość ponurym pomieszczeniu, oświetlanym przez mdłe światło latarki.

      Kuba zapalił świecę i również zaczął rozglądać się po wnętrzu. Musiał rozpalić w kominku, bo noce wciąż były chłodne i miał nadzieję, że znajdzie kilka wyschniętych polan. Postanowił, że nazajutrz rozejrzy się za siekierą i przygotuje Agnieszce drewno, ale teraz, w tych egipskich ciemnościach, nie miał na to zbyt wielkich szans, a bateria w latarce powoli się kończyła. Nafty także przywiózł mało, więc należało dozować ją oszczędnie, by pewnego dnia Agnieszka nie pozostała zupełnie bez światła.

      Na szczęście koło kominka leżało kilka szczap, a nawet stara gazeta do rozpałki. Zerknął na datę. Siedział wtedy w podmoskiewskim łagpunkcie i marzył o kolejnych spotkaniach z piękną Galiną. Niekiedy myślał o niej i zastanawiał się, czy poukładała już sobie życie uczuciowe, czy był dla niej tym, kim dla niego Laura. Cierniem w sercu, człowiekiem, którego jednocześnie kocha się i nienawidzi. Nie życzył tego ani jej, ani sobie, bo była to fatalna mieszanka. On o tym wiedział najlepiej.

      Kuba i Agnieszka przysiedli na wyświechtanej kanapie, stojącej w pobliżu kominka, i milczeli. Przypomniał sobie pewną noc, którą spędził w Oszmianie, w domu znajomego oficera. Siedział wówczas przy kominku, tak jak teraz, z córką kapitana Kąckiego i milczał. Ona także nic nie mówiła, a jednak poczuł wówczas jakiś wewnętrzny spokój. To była jedna z nielicznych nocy, gdy nie szarpały nim niechciane uczucia, jakimi obdarzył tę straszną kobietę, Laurę Przebindowską.

      – Chciałam zostać lekarzem – powiedziała cicho Agnieszka. – Ale weszli Rosjanie i zakończyłam swoją edukację po pierwszym roku. Mój ojciec był oficerem polskiego wojska, pojechał walczyć z Niemcami i nigdy nie powrócił do domu. Zapewne go wykończyli. Dlatego będę z nimi walczyć, kiedy nadarzy się okazja. Tylko teraz nawet nie wiem, w jaki sposób mogłabym to robić.

      – Jesteś pewna, że to Niemcy? Widziałem w Brześciu wielką paradę niemiecko-sowiecką. Dzisiaj wydaje się to tak odległe, że aż nierzeczywiste. Sowiety obściskujące się ze szwabami. I tam właśnie przekazano Rosjanom wojennych jeńców. Więc wielce możliwe, że twojego ojca wcale nie wykończyli Niemcy, tylko Rosjanie – niepewnie powiedział Kuba.

      – Pojechał bić się z nimi. Jeśli zginął, to albo z ich rąk, albo przez nich – mruknęła.

      – Jeśli dasz sobie spokój z dywersją, jest szansa, że kiedyś zostaniesz lekarzem. Jeżeli jednak wpakujesz się w kłopoty, żadne twoje marzenie się nie spełni – spokojnie powiedział Kuba.

      – Moim marzeniem jest żyć i umrzeć w swojej ojczyźnie. Tego nauczył mnie ojciec – stanowczo odparła Agnieszka.

      – Na razie musisz żyć tutaj – westchnął. – A ja mam proste marzenia. Chciałbym załapać się do jakiegoś jazzowego bandu, jeździć z nim po świecie, a w domu mieć kochającą mnie kobietę. No, właśnie… Dom. Najpierw chciałbym mieć swój dom, miejsce na ziemi, do którego zawsze będę mógł powrócić, gdy przeje mi się ten wielki, wspaniały świat.

      – Nie masz kobiety? – zdziwiła się. – Jesteś taki… atrakcyjny. Przystojny, dystyngowany i czarujący. Można się w tobie zakochać w pięć minut.

      Kuba nigdy tak o sobie nie myślał. Tym bardziej nie spodziewał się usłyszeć podobnych komplementów od dziewczyny, która zdawała się nim kompletnie niezainteresowana. Jednak sprawiło mu to przyjemność. Agnieszka miała w sobie coś, co powodowało, że mimo grożącego mu niebezpieczeństwa czuł przy niej jakiś wewnętrzny spokój. Tak jak niegdyś przy pannie Klarze Kąckiej. Niekiedy zastanawiał się nawet, co teraz się z nią dzieje. Teraz czuł to samo przy Agnieszce. Podobała mu się, ale nawet nie myślał o tym, by zaciągnąć ją od razu do łóżka. Nachodziła go tkliwość i czułość, jakby atmosfera wokół była zbyt delikatna i wiotka, by psuć ją bezdusznym aktem seksualnym. Jakże to było różne od tego, co przeżywał przy Laurze. Wystarczyło, że ta znalazła się w pobliżu, i wszystko wokół gęstniało, dusiło i domagało się spełnienia, aż do fizycznego bólu.

      – A naprawdę jak masz na imię? – zapytał.

      – Naprawdę mam na imię Róża – powiedziała cicho i dodała szybko: – Ale zapomnij to imię, zanim stąd wyjedziesz.

      – Masz