.

Читать онлайн.
Название
Автор произведения
Жанр
Серия
Издательство
Год выпуска
isbn



Скачать книгу

jest co najmniej pięćdziesiąt pierwszorzędnych ciężkich przestępstw, każdy dzieciak, którego dorwiecie, sam dorobi ze dwadzieścia, a wy wszyscy odbijecie sobie na demokratach za to, że zrobili sobie imprezę w waszym mieście.

      Kilku gliniarzy zaklaskało. Kilku bandziorów gwizdnęło. Gliniarz podał Mesplède’owi teczkę i powiedział bezgłośnie: „Są tu”. Otyły bandzior strzelił stawami palców.

      Brown uderzył dłońmi w kolana. Mesplède pomachał swoją łodygą selera.

      Zestaw chemiczny – Wayne zbełtał sobie koktajl na dobranoc. Nembutal i Jack Daniels – niechybnie bezpieczna dawka dla zawodowego chemika.

      Spłynęło i osiadło. Wyciągnął się w oczekiwaniu na kurtynę. Od czasu Zachodniego Las Vegas była to jego szesnasta skalkulowana dawka.

      Niedługo przestanie. Składniki, które uwarzył nad jeziorem Tahoe, wystarczą mu jeszcze na przyszły tydzień. Już zmniejszał dawki nasenne. Nad Tahoe osiągnął apogeum – sen ponaddwudziestogodzinny. Kontakt z Carlosem i grupą Hughesa utrzymywał przez szyfrowaną linię. Jestem w lesie, wracam do siebie. Dysk mi wypadł.

      Kupili to. Jego osobliwe zachowanie przypisali chorobie. Dwight dopiął twórczość na temat zabójstw. Z czasem pojawią się plotki. Kolejne dwa martwe bambusy – nikt się nie przejmie.

      Kurtyna zaczęła opadać. Kiedy światło gasło, zobaczył czarną kobietę odzianą w czerń.

      22

      (Las Vegas, 26.08.1968)

      Freddy O. opisywał Grapevine.

      Wsiuńska speluna z atmosferą lasów północy przesyconą ultraprawicową nutą. Jaskrawe neony piwa Hamm. Obite poliestrem jodły. Zdjęcie bobra przyklejone nad pisuarami. Wszędzie poupychane kubki z cynglem w uchu. Serwetki z rasistowskimi komiksami – Wara, bambusie.

      Dwight i Freddy unosili się na wodzie w basenie w Złotej Pieczarze. Woda była zimna jak w fiordzie. Mieli dla siebie najgłębszą część. Freddy relacjonował plotki.

      Emitowało je sześć szumowin: Brundage, Kling, DeJohn, Currie, Pierce, Luce. Faceci, którzy robią napady z bronią w ręku i handlują narkotykami, z upodobaniem do prawicowych ubawów. Totalne moczymordy i ćpuny. Trzymali się razem. Co wieczór zamykali Grapevine i zostawali w środku, żeby pierdolić bez sensu. Mieli klucze do speluny. Właściciele ufali im, że zostawią kasę za gorzałę i zamkną przybytek, wychodząc. To nie oni byli obiektami inwigilacji BAT. To dobrze. BAT nie poprowadzi śledztwa w sprawie ich zbiorowego zabójstwa.

      Kelner przyniósł Freddy’emu cuba libre, a Dwightowi mrożoną herbatę. Unosili się na wodzie i gadali. Freddy powiedział, że to robota na trzech ludzi. Dwight, że nie, że na czterech. Wayne zna francusko-korsykańskiego najemnika. Prezentuje się doskonale. Weźmy go.

      Freddy się zgodził. Przemknęła apetyczna blondynka i rozproszyła uwagę. Dwight dosmarował sobie olejku do opalania. Omawiali spotkanie trzydziestego. Więc będziemy mieli Wayne’a i najemnika. Damy radę.

      – Nie możemy przekroczyć planu – powiedział Dwight. – Tych sześciu debili i nikt więcej. Jest późno, oni są sami, wygadują te polityczne pojebstwa i nagle jebut.

      – Jasne – dodał Freddy. – Przyjeżdża policja z St. Louis, pracuje na miejscu zajścia, robi testy i mówi „To i to”. Wszystkie elementy pasują do siebie.

      – Musimy strzelać bez tłumików. Chcemy, żeby usłyszano i zauważono liczne wystrzały. Nie możemy użyć tłumików, bo znajdą ślady na łuskach.

      – Jasne – powiedział Freddy. – Wszyscy z zasady noszą przy sobie spluwy, ale nie będziemy mieli czasu rozbroić ich i zabić z ich własnej broni. Będziemy musieli zabrać ze sobą broń z wykrywalnym pochodzeniem z St. Louis.

      – Jasne, i to twoje zadanie. Ty będziesz teraz chłopcem z St. Louis, więc zrobisz włam do kilku sklepów z bronią i lombardów i zajumasz kilka sztuk, żeby śledczy je potem namierzyli. I rewolwery, Freddy. Nie chcę, żeby nam się blokowały żadne automaty.

      Freddy upił cuba libre.

      – Jasne. Sprzątamy ich, podkładamy spluwy tak, jakby strzelali do siebie nawzajem, wyciągamy ich prawdziwe spluwy i przemieszczamy ciała, tak żeby dopasować plamy krwi. W tej części wszystko jest jasne i proste.

      Dwight upił herbaty mrożonej.

      – Wchodzimy i wychodzimy w ciągu czterech minut. Mówiłeś, że oni zawsze walą na maksa z szafy grającej, tak?

      – Tak. Najgorsza na świecie oklahomska muza. I głośna.

      – To dobrze. To po części zagłuszy wystrzały, a sąsiedzi są przyzwyczajeni do harmidru o każdej porze. Przy wyjściu podkręcimy muzę, co zwiększy szanse, że któryś ziom zadzwoni ze skargą na hałas i jakiś patrol głupków zareaguje i znajdzie ciała.

      Freddy unosił się za deską.

      – Jeszcze jeden zasadniczy szczegół.

      – Kokaina – powiedział Dwight. – Dostali trochę czystego szajsu i odjechali. Zostawimy kilka kresek na blacie. Wayne wytopi porcyjkę. Weźmiemy parę cienkich igieł do insuliny i naszprycujemy ich koką post mortem. Możemy im się wkłuć między palcami od nóg, ślady będą za małe, żeby je zauważyć przy autopsji.

      – To konkretne i nie pozostawia wątpliwości – rzekł Freddy. – Od razu zostanie skategoryzowane jako wielokrotne zabójstwo białej biedoty wszech-kurwa-czasów i góra po dwunastu godzinach sprawa będzie zamknięta.

      Dwight kiwnął głową.

      – Zrobimy to przekonująco. I nie martw się o Wayne’a. On jest solidny.

      Freddy się roześmiał.

      – Martwimy się o niego, a to zimnokrwisty zabójca.

      Dwight się roześmiał.

      – A my mamy po prostu farta, że wsioki są białe.

      Podszedł kelner z mrugającym telefonem. Freddy wyszedł z basenu i zawalczył z kablem i słuchawką. Dwight zamknął oczy i odwrócił się do słońca.

      – To do ciebie – powiedział Freddy. – Ten twój Bowen jest w areszcie w Chicago.

      23

      (Chicago, 26.08.1968)

      Żabojad podał Crutchowi ciasteczko haszyszowe. Ich kierowca był gliną. Na służbie. Przejazd przez strefę rozruchów w Chicago wróżył nieustanny odlot.

      To był pomysł Mesplède’a. Wpadł na Crutcha w holu. Crutch opowiedział się za. Bowen siedział w areszcie. Buzz pracował na podsłuchu. Pooglądać Historię, pewnie.

      Mesplède kazał mu się trzymać z dala od Wayne’a Tedrowa – „Powinieneś nie żyć, mon ami”. Crutch się zgodził. Mesplède ponownie podkreślił swoje zasługi: „Może pewnego dnia cię poproszę, żebyś podsłuchał Wayne’a”. Crutch się zgodził. Historia ciągle go odnajdywała: „Najpierw Miami, teraz to”.

      Chłopcy z czerwonymi flagami. Dziewczęta bez staników. Gliniarze z kipami. Nimfowate laski rzucające bukiety na Gwardię Narodową.

      Gliniarz za kierownicą sunął Old Crow. Radiowóz miał klimę. Mieli pokaz, a unikali nocnego upału.

      Uliczne burdy. Ciskane kamienie/pałowanie. Długowłose dzieciaki całe zakrwawione. Dzieciak bez oka. Dzieciak trzymający w ręku zęby.

      – Przyznam, że wojna jest niepopularna – powiedział Mesplède. – Przyznam, że z natury się przeciąga, ale nigdy nie przyznam, że jest absolutnie konieczna.

      Crutch