Название | Porachunki |
---|---|
Автор произведения | Yrsa Sigurðardóttir |
Жанр | Триллеры |
Серия | Freyja i Huldur |
Издательство | Триллеры |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-909-3 |
Masz takie piękne dzieci! Dobrze o nie zadbaj. Są ludzie, którzy mogliby je zdradzić tak, jak tylko Ty potrafisz.
Rozdział 4
– Ten sam charakter pisma. Bez cienia wątpliwości – zawyrokował grafolog. – Wygląda na to, że piszący nie próbuje nawet tego ukrywać. – Oderwał wzrok od monitora, na którym wyświetlał powiększone litery. – Nie widzę objawów wahania ani nadzwyczajnej staranności, możemy więc przyjąć, że chłopiec podpisany jako Thröstur nie próbował naśladować niczyjego pisma.
– Doskonale. – Huldar się wyprostował. Nie musiał już niecierpliwie się pochylać nad biurkiem pismoznawcy. W dawnych czasach nie traciłby czasu na takie wizyty. Zamiast przychodzić tu osobiście, przesłałby tylko tekst do analizy i poprosił o opinię telefonicznie. Ale chociaż cały wydział stanął na głowie z powodu odciętych dłoni, on nadal zajmował się tylko kapsułą czasu. Erla nie przewidziała dla niego żadnej roli w nowym śledztwie i już zaczął się zastanawiać, czy w ogóle dostanie jakiś przydział. Z tego co podsłuchał, mógł wnioskować, że sprawa w zasadzie się nie posunęła do przodu. Dłonie zostały wysłane do identyfikacji, ale nie przyszła jeszcze żadna informacja zwrotna. A przecież w policyjnym śledztwie brak wiadomości nie mógł oznaczać niczego dobrego.
– Warto tracić czas policji na coś takiego? – zapytał grafolog sceptycznym tonem, gdy Huldar wyjaśnił mu, skąd się wzięły analizowane teksty. – Po dziesięciu latach nikt raczej nie realizuje planów, które układał jako czternastolatek, prawda?
– Raczej nie, na szczęście, ale i tak mamy obowiązek zająć się tą sprawą. Ponoć nie ma reguł bez wyjątku.
Ekspert mruknął coś pod nosem, nie dało się jednak ocenić, czy wyraża aprobatę czy potępienie. Huldar miał to już gdzieś.
– Dziękuję. W tym układzie mogę porozmawiać z chłopcem.
– Chyba młodym mężczyzną. Ma dziś dwadzieścia kilka lat.
Huldar nie odpowiedział. Wyszedł, nie zabierając kserokopii listów z kapsuły czasu. Z ulgą stwierdził, że przestało wiać. Szalejąca burza najwidoczniej się już wyszalała. Huldar sięgnął po papierosa. Dawno już sobie darował próby rzucenia, ale też się nie afiszował z nałogiem. Żadna z jego pięciu sióstr nie mogła o tym wiedzieć, bo wszystkie przeginały, wygłaszając wykłady o szkodliwości palenia – a on nie był teraz w nastroju do wysłuchiwania kazań.
Telefon komórkowy odezwał się, gdy odkładał zapalniczkę. Odebrał, nie sprawdzając, skąd jest połączenie. Ostatnio niewielu wybierało jego numer. Okazało się, że dzwoni sekretarka, żeby z należytą powagą poinformować go, że zwolniła miejsce w kalendarzu dyrektora, może więc on przyjąć Huldara. Punktualnie dziesięć po dziewiątej. Nieco zaskoczony tą dokładnością Huldar podziękował jej i zapewnił, że przyjdzie, zapewne w towarzystwie psychologa dziecięcego, wyłącznie na wszelki wypadek.
Freyja stwierdziła przecież, że warto się temu lepiej przyjrzeć, a mieć w życiu nadzieję to nic złego.
Postanowił, że wróci do komendy, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie ma tam do roboty nic oprócz surfowania w sieci. Podczas spotkania z dyrektorem szkoły pozna nazwisko autora niepokojącego listu i będzie mógł z nim porozmawiać. Zapewne się potwierdzi, że wszystko jest w porządku, i sprawa zostanie zamknięta. A jego teczka spraw bieżących pozostanie pusta. Ostatni raz zaciągnął się papierosem i wsunął ręce do kieszeni kurtki.
Wszyscy funkcjonariusze uwijali się jak w ukropie, ale biurko Huldara mogłoby równie dobrze stać na innej planecie. Nikt się do niego nie zbliżał, a jeśli już ktoś przechodził obok, to co najwyżej rzucał Huldarowi przelotne spojrzenie. Odzywał się do niego tylko Gudlaugur, który brzmiał, jakby ze stresu odchodził od zmysłów. Zadanie, które mu przydzielono, ewidentnie przekraczało jego możliwości. Od czasu do czasu Huldar widział wystające nad górną krawędź monitora, pokryte kropelkami potu czoło młodego kolegi. Sytuacja zakrawała na dowcip: on, jeden z najbardziej doświadczonych detektywów w zespole, siedział, kręcąc młynka palcami, a zestresowany nowicjusz załamywał się pod natłokiem obowiązków.
Punkt krytyczny nastąpił, gdy Huldar złapał się na oglądaniu filmów o kotach na YouTubie. Wyszedł zza biurka, zapukał do drzwi Erli i otworzył je, nie czekając na reakcję, bo zdawał sobie sprawę, że widzi go przez szklane przepierzenie i najprawdopodobniej nie zaprosi go do środka.
– Muszę porozmawiać. Obiecuję się streszczać. – Kątem oka zauważył zdjęcie skał Reynisdrangar. Kupił je, żeby ożywić swój nowy pokój. Zostało zdjęte i oparte o ścianę. Prawdę mówiąc, przeleżało na podłodze także niemal przez cały czas jego urzędowania. Nie potrafił się zebrać i go powiesić, żeby nie kusić losu. Oczywiście niedługo po tym, jak zdjęcie zajęło miejsce na ścianie, on stracił stołek. Jeśli wielkie kolumny czarnych skał miały moc sprowadzania pecha na każdego, kto się ośmielił użyć ich jako dekoracji, to Huldar miał nadzieję, że Erla zostawi je tam, gdzie stoją.
Erla starała się zachowywać z nonszalancją, ale błysk w jej oczach sugerował, że oczekiwała awantury. Huldar pośpiesznie rozwiał jej obawy.
– Potrzebuję zajęcia. Nie potrafię siedzieć za biurkiem i stawiać pasjansa, podczas gdy pozostali członkowie zespołu nie wyrabiają się z robotą.
– Nie wyrabiają się? Kto się nie wyrabia? – Zaskoczona mina Erli miała stworzyć wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą, ale stosy papierów zawalające jej biurko przeczyły tym słowom.
– Na przykład Gudlaugur.
– Gulli?
– Gudlaugur. Dzieciak siedzi naprzeciwko mnie. Najwyraźniej sobie nie radzi, dlatego mnie kusi, żeby mu pomóc. Oczywiście w ramach dodatkowych zajęć. – Huldar sam przysunął sobie krzesło, ponieważ Erla ewidentnie nie miała zamiaru powiedzieć mu, żeby usiadł. – No i ciekawi mnie, jak idzie śledztwo. Nie ma w tym chyba niczego dziwnego?
– Oczywiście, że nie ma. Ale jestem teraz trochę zajęta. Nie chciałam cię w niczym pomijać. Pomyślałam tylko, że masz dość roboty z tą – zawiesiła głos – jak ona się nazywała?
– Kapsuła czasu – wycedził, ignorując informację, że jest zajęta. – Spodziewam się zamknąć tę sprawę jutro i potem będę zupełnie wolny.
– Ach tak? – Erla nie sprawiała wrażenia szczególnie poruszonej. Jak wiele się zmieniło! Kiedyś przejawiała wręcz żenującą ochotę, żeby z nim pracować, i dla nikogo nie było tajemnicą, że się w nim durzy. Nie tęsknił za tamtymi czasami, ale żałował, że przestała w nim widzieć członka ich zespołu. Nie miał pojęcia, dlaczego się zwróciła przeciwko niemu. Może uznała, że jest rozgoryczony po degradacji, i chciała uniknąć spięcia. Tylko że on nigdy by go nie sprowokował. Jak chce, niech sobie zatrzyma to stanowisko. Jemu zależało wyłącznie na powrocie do dawnych zajęć.
Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały ponure.
– Dobrze więc, porozmawiam z zastępcą komisarza. Skoro ty nie masz dla mnie zajęcia, on na pewno coś mi znajdzie. Zapewne też potraktuje moją prośbę jako sygnał, że twój zespół jest nie w pełni wykorzystany, i podrzuci ci jakąś papierkową robotę. Wiem, że zawsze ma do wypełnienia mnóstwo różnych formularzy, których bardzo chętnie się pozbędzie. – Huldar zerknął na papiery zawalające biurko Erli, dostrzegając kilka znajomych tabel, które sam kiedyś mozolnie wypełniał. Zaczął się zbierać do wyjścia. Nie tak wyobrażał sobie rezultat tej wizyty, ale nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek w pracy robił z niego idiotę.