Название | Historia zaginionej dziewczynki |
---|---|
Автор произведения | Elena Ferrante |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7999-569-1 |
32
Gdy wyszłam na ulicę, zawahałam się: może powinnam poczekać przy bramie na powrót ojca i przywitać się z nim? Pokręcić się i poszukać braci? Sprawdzić, czy moja siostra jest w domu? Znalazłam kabinę telefoniczną, zadzwoniłam do Elisy i zaciągnęłam dziewczynki do jej wielkiego apartamentu z oknami wychodzącymi na Wezuwiusza. Po mojej siostrze nie było jeszcze niczego widać, choć bardzo się zmieniła. Sam fakt bycia w ciąży sprawił, że nie tylko się rozrosła, ale i zdeformowała. W jej ciało, słowa i głos wdarła się wulgarność. Miała ziemistą cerę i tak podły humor, że wpuściła nas z niechęcią. Ani przez moment nie odnalazłam u niej dawnego uczucia i nieco dziecinnego respektu, jakimi zawsze mnie darzyła. A kiedy wspomniałam o stanie zdrowia naszej matki, napadła na mnie ostro. Nigdy bym się po niej nie spodziewała takiego ataku, przynajmniej w stosunku do mnie. Wykrzyknęła:
– Lenù, lekarz powiedział, że ma się świetnie, że to jej dusza cierpi. Mama jest zdrowa, jedyne, z czego trzeba ją wyleczyć, to ból. Gdybyś jej tak nie zawiodła, nie byłoby z nią tak źle.
– Przestań pleść bzdury.
To jeszcze bardziej ją rozjuszyło.
– Bzdury? Powiem ci jedno, ja się czuję o wiele gorzej niż mama. Zresztą skoro przeniosłaś się do Neapolu i wiesz lepiej niż lekarz, zajmij się nią. Nie zrzucaj wszystkiego na mnie. Wystarczy, że poświęcisz jej trochę czasu, a zobaczysz, że odżyje.
Ugryzłam się w język, nie zamierzałam się kłócić. Dlaczego tak się do mnie zwraca? Czyżbym ja też zmieniła się na gorsze, jak ona? Czyżby epoka siostrzanej zgody dobiegła końca? A może Elisa, najmłodsza w rodzinie, jest wyraźnym dowodem na to, że dzisiaj dzielnica niszczy ludzi jeszcze bardziej niż w przeszłości? Dziewczynki siedziały grzecznie, milczały, były wyraźnie rozczarowane, że ciocia nie zwróciła na nie najmniejszej uwagi. Powiedziałam im więc, że mogą skończyć cukierki od babci. Potem zapytałam swoją siostrę:
– Jak ci się układa z Marcellem?
– Wspaniale, a jak ma się układać? Gdyby nie wszystkie problemy, które zwaliły się na niego po śmierci matki, bylibyśmy naprawdę szczęśliwi.
– Jakie problemy?
– Problemy, Lenù, problemy. Skup się na książkach, a życie zostaw nam.
– Co z Peppem i Giannim?
– Pracują.
– Nigdy nie mogę ich spotkać.
– Twoja wina, bo nigdy cię nie ma.
– Teraz będę częściej bywać.
– Świetnie. W takim razie porozmawiaj również ze swoją przyjaciółką Liną.
– Co się dzieje?
– Nic. Ale ona jest jednym z problemów Marcellego.
– W jakim sensie?
– O to zapytaj Linę, a jeśli ci odpowie, to jej przekaż, żeby się nie wychylała.
W tych słowach dostrzegłam groźną małomówność Solarów i uświadomiłam sobie, że już nigdy nie będzie między nami takiej zażyłości jak dawniej. Odparłam, że moje stosunki z Liną się rozluźniły, ale że dowiedziałam się od naszej matki, że już nie pracuje dla Michelego i założyła własną firmę. Wtedy Elisa wybuchła:
– Założyła własną firmę za nasze pieniądze!
– Nie rozumiem.
– Czego nie rozumiesz, Lenù? Michele zatańczy tak, jak ona mu zagra. Ale z moim Marcellem nie pójdzie jej tak łatwo.
33
Elisa też nie zaprosiła nas na obiad. Dopiero kiedy odprowadziła nas do drzwi, dotarło do niej, jak niegrzecznie nas potraktowała, i zwróciła się do Elsy: chodź z ciocią. Znikły na kilka minut, co sprawiło Dede wielką przykrość. Moja córka chwyciła mnie za rękę, żeby nie czuć się zaniedbana. Kiedy wróciły, Elsa miała poważną minę i wesołe oczy. Moja siostra z trudem trzymała się na nogach, zamknęła drzwi, jak tylko weszłyśmy na schody.
Na ulicy Elsa pokazała nam sekretny prezent od cioci: dwadzieścia tysięcy lirów. Elisa podarowała jej pieniądze tak, jak robili to niektórzy odrobinę bogatsi krewni, kiedy byłyśmy małe. Ale wtedy pieniądze tylko z pozoru były prezentem dla nas, dzieci, bo musieliśmy od razu przekazać je matce, która wydawała je na potrzeby domowe. Najwyraźniej również Elisa zamierzała podarować je raczej mnie niż Elsie, i to w całkiem innym celu. Dwadzieścia tysięcy lirów – równowartość aż trzech książek w pięknej oprawie – miało mi pokazać, że Marcello ją kocha i zapewnia jej dostatnie życie.
Uspokoiłam dziewczynki, które już brały się za łby. Musiałam poddać Elsę szczegółowemu przesłuchaniu, żeby wreszcie przyznała, że zgodnie z wolą ciotki pieniądze są dla niej i dla Dede, po dziesięć tysięcy dla każdej. Jeszcze nie przestały się kłócić i szturchać, kiedy usłyszałam wołanie. To była Carmen w niebieskim fartuchu pracownicy stacji benzynowej. W roztargnieniu nie zauważyłam, że właśnie ją minęłyśmy. Machała do mnie. Spojrzałam na jej kruczoczarne loki i szeroką twarz.
Nie udało mi się wykręcić. Carmen zamknęła stację i zaprosiła nas na obiad. Przyszedł też mąż, którego jeszcze nie miałam okazji poznać. Przyprowadził dzieci z przedszkola, dwóch chłopców: jednego w wieku Elsy, drugiego młodszego o rok. To był łagodny i niezwykle życzliwy człowiek. Z pomocą dzieci nakrył do stołu, potem posprzątał i umył talerze. Nigdy do tej pory nie widziałam żadnej pary z mojego pokolenia, która byłaby ze sobą tak zżyta, tak zadowolona ze wspólnego życia. Wreszcie poczułam się mile widziana, nawet moje córki odnalazły się w tym domu: zjadły ze smakiem, a potem zaczęły matkować dwóm chłopcom. Nabrałam otuchy, spędziłam dwie spokojne godziny. Kiedy Roberto poszedł otworzyć stację benzynową, ja i Carmen zostałyśmy same.
Zachowywała się z dyskrecją, nie zapytała o Nina, czy przeprowadziłam się do Neapolu, żeby z nim zamieszkać. Miała minę kogoś, kto już wszystko wie. Mówiła o mężu, że jest pracowity, oddany rodzinie. Lenù, stwierdziła, w tym całym nieszczęściu on i dzieci to prawdziwe szczęście. I zaczęła wspominać przeszłość: smutny koniec ojca, poświęcenia matki i jej śmierć, okres, kiedy pracowała w wędliniarni Stefana Carracciego, kiedy Ada przyszła na miejsce Lili i zaczęła ją dręczyć. Pośmiałyśmy się trochę z czasów, gdy była dziewczyną Enza: co za idiotyzm, powiedziała. Ani razu nie wspomniała o Pasqualem, to ja o niego zapytałam. Wtedy ona wpatrzyła się w podłogę, pokręciła głową, po czym skoczyła na nogi, jakby usiłowała przegnać coś, czego nie chciała albo nie mogła powiedzieć.
– Idę zadzwonić do Liny – rzuciła – jeśli się dowie, że się spotkałyśmy, a ja jej nie zawiadomiłam, przestanie się do mnie odzywać.
– Daj spokój, ma pracę.
– Coś ty, teraz ona jest panią i może robić, co chce.
Usiłowałam powstrzymać ją rozmową, zapytałam więc ostrożnie o relacje między Lilą a Solarami. Carmen się speszyła, odparła, że niewiele wie, i poszła do telefonu. Słyszałam, jak entuzjastycznie informuje ją o naszej – mojej i córek – obecności. Kiedy wróciła, rzekła:
– Bardzo się cieszy, zaraz będzie.
Od