Название | Ciemniejsza strona Greya |
---|---|
Автор произведения | Э. Л. Джеймс |
Жанр | Эротическая литература |
Серия | |
Издательство | Эротическая литература |
Год выпуска | 2011 |
isbn | 978-83-8110-030-4 |
To prawdziwe męczarnie. Gdy lody zaczynają się rozpuszczać, spływają z mego ciała na łóżko. Usta Christiana kontynuują swoje słodkie tortury, mocno ssąc, delikatnie muskając. Och, błagam! Głośno dyszę.
– Chcesz trochę? – I nim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, jego język wsuwa się do mych ust. Jest zimny, zręczny, smakuje wanilią i Christianem. Pyszny.
Gdy zaczynam się przyzwyczajać do tego doznania, on znowu siada i przesuwa łyżeczkę z lodami środkiem mego ciała, przez brzuch aż do pępka, gdzie pozostawia porcyjkę lodów. Och, są bardzo zimne, ale w dziwny sposób palą mi skórę.
– Już to kiedyś robiłaś. – Oczy Christiana lśnią. – Będziesz musiała leżeć nieruchomo, w przeciwnym razie lody wylądują na łóżku. – Całuje po kolei obie piersi i mocno ssie brodawki, po czym jego usta podążają śladem lodów w dół mego ciała, ssąc i liżąc.
A ja się staram. Naprawdę się staram leżeć nieruchomo, pomimo tego przyprawiającego o zawrót głowy połączenia zimna i jego rozpalającego dotyku. Ale moje biodra mimowolnie zaczynają się poruszać, wirując w swoim własnym rytmie, ulegając czarowi tej chłodnej wanilii. Christian przesuwa się niżej i zaczyna zlizywać lody z mego brzucha, wsuwając język do pępka.
Jęczę. O mamusiu. Jest zimno, jest gorąco, jest podniecająco. Ale on nie przestaje. Łyżeczkę z lodami przesuwa jeszcze niżej, na włosy łonowe, na łechtaczkę. Krzyczę głośno.
– Ćśś – mówi łagodnie Christian, a jego magiczny język zabiera się za zlizywanie lodów.
Jęczę cichutko.
– Och… proszę… Christianie.
– Wiem, skarbie, wiem.
Nie przerywa ani na chwilę, a moje ciało się unosi – coraz wyżej i wyżej. Wkłada we mnie jeden palec, po chwili drugi i w przejmująco wolnym tempie wsuwa je i wysuwa.
– Właśnie tak – mruczy, rytmicznie pocierając przednią ścianę pochwy, jednocześnie liżąc i ssąc.
Nieoczekiwanie przeżywam orgazm tak intensywny, że oszałamia wszystkie moje zmysły, zamazując to, co się dzieje wokół mego ciała. Wiję się i jęczę. O rany, szybko poszło.
Mgliście uświadamiam sobie, że Christian przerwał swoje rozkoszne działania. Zakłada prezerwatywę, a chwilę później wchodzi we mnie. Szybko i głęboko.
– O tak! – jęczy, wbijając się we mnie. Cały się klei; resztki roztopionych lodów przechodzą z mojej skóry na jego. To dziwne, rozpraszające uczucie, ale doznawać go mogę tylko przez kilka sekund, gdyż Christian nagle wychodzi ze mnie i przekręca mnie na brzuch.
– Teraz tak – mruczy i znowu jest we mnie, ale nie od razu wznawia ten swój nieustępliwy rytm. Wychyla się, uwalnia mi dłonie i pociąga do góry, tak że praktycznie siedzę na nim. Jego dłonie zamykają się na moich piersiach. Pociąga lekko za brodawki. Jęczę, odrzucając do tyłu głowę. Christian muska nosem moją szyję, a potem kąsa ją, zaczynając poruszać biodrami, rozkosznie powoli, raz po raz wypełniając mnie sobą.
– Masz pojęcie, ile dla mnie znaczysz? – dyszy mi do ucha.
– Nie. – Brak mi tchu.
– A właśnie że wiesz. Nie pozwolę ci odejść.
Z mojego gardła wydobywa się głośny jęk, gdy jego ruchy stają się coraz szybsze.
– Jesteś moja, Anastasio.
– Tak, twoja – dyszę.
– Troszczę się o to, co jest moje – syczy i przygryza mi ucho.
Krzyczę.
– Tak, mała, chcę cię słyszeć.
Jedną ręką oplata mnie w talii, drugą chwyta za biodro i wchodzi we mnie jeszcze mocniej, jeszcze głębiej, a ja znowu krzyczę. I zaczyna się morderczy rytm. Jego oddech staje się coraz głośniejszy, coraz bardziej urywany, taki jak mój. Czuję w dole brzucha znajome przyspieszenie. Znowu!
Jestem jednym wielkim doznaniem. Właśnie to robi ze mną Christian – bierze moje ciało i obejmuje je w posiadanie, tak że nie jestem w stanie myśleć o niczym poza nim. Jego czary są przemożne, upajające. Jestem motylem schwytanym w jego sieć, nie potrafię i nie mam ochoty uciec. Jestem jego… cała jego.
– No dalej, mała – syczy przez zaciśnięte zęby. Jak na zawołanie, niczym uczeń czarnoksiężnika pozbywam się wszystkich hamulców i jednocześnie doznajemy spełnienia.
Leżymy na łyżeczki na lepkim prześcieradle. Christian wtula nos w moje włosy.
– Przeraża mnie to, co do ciebie czuję – szepczę.
Nieruchomieje.
– Mnie też, maleńka – mówi cicho.
– A jeśli mnie zostawisz? – Ta myśl jest straszna.
– Nigdzie się nie wybieram. Nie sądzę, abym się kiedykolwiek tobą nasycił, Anastasio.
Odwracam się i patrzę na niego. Twarz ma poważną, szczerą. Przechylam się i delikatnie go całuję. Uśmiecha się i wkłada mi kosmyk włosów za ucho.
– Jeszcze nigdy nie czułem tego, co po twoim odejściu, Anastasio. Poruszyłbym niebo i ziemię, aby uniknąć powtórki. – W jego głosie pobrzmiewa smutek.
Jeszcze raz go całuję. Chciałabym jakoś poprawić nam nastrój, ale robi to za mnie Christian.
– Pójdziesz ze mną jutro na letnie przyjęcie mego ojca? To coroczna impreza dobroczynna. Obiecałem, że się zjawię.
Uśmiecham się, czując nagłą nieśmiałość.
– Oczywiście, że pójdę. – Cholera. Nie mam w co się ubrać.
– Co się stało?
– Nic.
– Powiedz mi – nalega.
– Nie mam w co się ubrać.
Christian przez chwilę wygląda na skrępowanego.
– Nie złość się, ale w moim mieszkaniu nadal znajdują się te wszystkie ubrania dla ciebie. Jestem pewny, że znajdziesz tam kilka sukienek.
Sznuruję wargi.
– Naprawdę? – mruczę. Nie chcę się z nim dzisiaj kłócić. Muszę wziąć prysznic.
Dziewczyna, która wygląda jak ja, stoi przed SIP. Chwileczkę – ona to ja. Jestem blada i nieumyta, w zbyt dużym ubraniu. Wpatruję się w nią, a ona ma na sobie moje rzeczy; jest wesoła, zdrowa.
– Co masz, czego nie mam ja? – pytam ją.
– Kim jesteś?
– Jestem nikim… A kim ty jesteś? Ty też jesteś nikim…?
– No to jesteśmy dwie. Nic nie mów, wyrzucą nas, wiesz… – Na jej twarzy pojawia się uśmiech, paskudny grymas, który jest tak przerażający, że zaczynam krzyczeć.
– Jezu, Ana! – Christian mną potrząsa.
Czuję kompletną dezorientację. Jestem w domu… jest ciemno… w łóżku z Christianem. Kręcę głową, próbując się dobudzić.
– Skarbie, wszystko w porządku? Przyśniło ci się coś niedobrego.
– Och.
Włącza lampkę i spowija nas przytłumione światło. Christian przygląda mi się z niepokojem.
– Ta dziewczyna – szepczę.
– O co