Название | Milczenie owiec |
---|---|
Автор произведения | Thomas Harris |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-824-9 |
– No cóż, jeśli myśli po prostu, że wygląda pierońsko dobrze, to ja gotów jestem się z nią zgodzić – oświadczył drugi młodzieniec. – Wbiłbym się w nią gładko jak w maskę przeciwgazową Mark Five.
– Zaraz bym miał taaakiego melona, nawet na mrozie – powiedział starszy, nie wiadomo czy do siebie samego, czy do kolegów.
Crawford rozmawiał już z pierwszym zastępcą szeryfa, niskim, schludnym facetem w okularach w drucianej oprawce i miękkich skórzanych butach, które w katalogach znaleźć można pod nazwą „Romeo”.
Stali w ciemnym korytarzu na tyłach budynku. Przy ścianie brzęczał automat z coca-colą, obok znajdowały się najprzeróżniejsze dziwaczne przedmioty: pedałowa maszyna do szycia, trójkołowy rowerek, rolka sztucznej trawy, nawinięta na stelaż płócienna markiza. Na ścianie wisiała wykonana sepią kopia wizerunku Świętej Cecylii przy klawikordzie. Miała splecione wokół głowy włosy. Na klawiaturę opadały lekko róże z rozjaśnionego nieba.
– Wdzięczny jestem, że powiadomił nas pan tak szybko, szeryfie – powiedział Crawford.
Pierwszy zastępca natychmiast dał do zrozumienia, że nie ma za co dziękować.
– Zadzwonił do was ktoś z biura prokuratora okręgowego – oznajmił. – Wiem, że nie zrobił tego szeryf. Szeryf Perkins jest właśnie na wycieczce na Hawajach razem z żoną. Rozmawiałem z nim dziś przez telefon o ósmej rano, tam była wtedy trzecia w nocy. Odezwie się jeszcze później, w ciągu dnia. Na razie, i to jest najważniejsze, kazał mi ustalić, czy to nie któraś z naszych miejscowych dziewcząt. Może podrzucono nam coś z zewnątrz. Musimy to stwierdzić, zanim się do czegokolwiek zabierzemy. Podrzucają nam czasem trupy aż z Phoenix City w Alabamie.
– W tym właśnie możemy pomóc, szeryfie. Jeśli…
– Rozmawiałem z dowódcą rezerw stanowych w Charlestonie. Przysyła nam kilku specjalistów z sekcji dochodzeniowej. W zupełności nam wystarczą. – Korytarz wypełnił się pomocnikami szeryfa i ludźmi z rezerwy stanowej; pierwszy zastępca miał zdecydowanie zbyt liczną świtę. – Będziemy do waszej dyspozycji, jak tylko okaże się to możliwe, możecie na nas liczyć, ale na razie…
– Szeryfie, ten rodzaj przestępstwa seksualnego charakteryzuje się pewnymi aspektami, które wolałbym omówić tylko w męskim towarzystwie, rozumie pan, o co mi chodzi? – przerwał mu Crawford, wskazując brodą Clarice. Wepchnął małego zastępcę do sąsiadującego z korytarzem zagraconego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Starling została sama, starając się ukryć irytację przed zachowującymi się hałaśliwie mężczyznami. Zacisnęła mocno zęby i wlepiła oczy w Świętą Cecylię, odwzajemniając jej eteryczny uśmiech i podsłuchując jednocześnie pod drzwiami. Słyszała podniesione głosy, potem strzępy rozmowy telefonicznej. Przed upływem czterech minut Crawford z zastępcą pojawili się z powrotem na korytarzu. Zastępca miał zaciśnięte usta.
– Oscar, wejdź od frontu i sprowadź tu doktora Akina. Zdaje się, że ma brać udział w nabożeństwie, ale nie sądzę, żeby już zaczęli. Powiedz mu, że mamy na linii Claxton.
W małym pokoiku zjawił się koroner, doktor Akin. W trakcie krótkiej telefonicznej konferencji z patologiem z Claxton opierał nogę o krzesło, postukując się w zęby wachlarzem z Armii Zbawienia. Potem zgodził się na wszystko.
W wytapetowanej w herbaciane róże sali, w której przygotowuje się do pochówku zwłoki, pod rzeźbionymi wysoko gzymsami, w domu z pomalowanymi w znajomy sposób na biało belkami Clarice Starling po raz pierwszy zetknęła się z dowodem istnienia Buffalo Billa.
Jaskrawozielony, zamknięty szczelnie na suwak pokrowiec na zwłoki był w tym miejscu jedynym współczesnym przedmiotem. Spoczywał na staromodnym porcelanowym stole do balsamowania. Zieleń odbijała się w szklanych drzwiczkach szafek, w ich wnętrzu ustawione były trójgrańce i opakowania z szybko krzepnącym płynem do wypełniania zwłok.
Crawford poszedł z powrotem do samochodu po nadajnik, Clarice tymczasem rozpakowywała swój zestaw na blacie obok dużego podwójnego zlewu przy ścianie.
W pokoju przebywało za dużo ludzi. Kilku pomocników, pierwszy zastępca, wszyscy wcisnęli się do środka i nie zamierzali wcale wyjść. To nie było w porządku. Dlaczego nie przyjdzie tu Crawford i nie wyrzuci ich za drzwi?
Doktor włączył duży zakurzony wentylator. Uniesiona podmuchem zatrzepotała odstająca od ściany tapeta.
Stojącej przy zlewie Clarice Starling potrzebny był teraz ktoś, kto dodałby jej odwagi większej niż ta, którą odznacza się skaczący na spadochronie żołnierz piechoty morskiej. Przed oczyma stanął jej obraz, który pomógł, ale zarazem przeszył dotkliwym bólem.
Jej matka stoi przy zlewie i zmywa krew z kapelusza ojca, puszcza nań strumień zimnej wody. Mówi: „Wszystko będzie dobrze, Clarice. Powiedz siostrze i braciom, żeby umyli ręce i siedli do stołu. Musimy porozmawiać, a potem zrobimy kolację”.
Starling zdjęła z szyi chustkę i obwiązała sobie nią włosy niczym wiejska gospodyni. Ze swego zestawu wyjęła parę chirurgicznych rękawic. Kiedy po raz pierwszy w Potter otworzyła usta, jej głos zabrzmiał z większą niż normalna siłą.
Ta siła sprawiła, że Crawford zatrzymał się w progu i słuchał.
– Panowie! Panowie! Mówię do panów. Proszę poświęcić mi chwilę uwagi. Chciałabym się teraz zająć ofiarą. – Trzymała dłonie na wysokości ich twarzy i naciągała rękawice. – Winniśmy jej jeszcze kilka rzeczy. Dostarczyli ją panowie aż do tego miejsca i wiem, że jej bliscy podziękowaliby wam za to, gdyby mogli. Teraz proszę wyjść i pozwolić mi się nią zaopiekować.
Crawford ujrzał, jak nagle cichną i nabierają szacunku, jak poganiają się wzajemnie, szepcząc: „Szybciej, Jess. Wychodzimy na dwór”. Zobaczył, jak zmienia się ich stosunek do zmarłej. Skądkolwiek do nich dotarła, kimkolwiek była, rzeka przyniosła ją właśnie tutaj, w to miejsce, i kiedy tak leżała bezbronna na stole, w tym pokoju, obecność przy niej Clarice Starling nabierała specjalnego znaczenia. Zrozumiał, że Starling jest w tym miejscu spadkobierczynią starych mądrych wiejskich kobiet, zielarek i znachorek, które zawsze czynią to, co jest konieczne, które pilnują, żeby wszystko obracało się jak w zegarku, a kiedy dla niektórych czas dobiega kresu, myją ich i ubierają przed pochówkiem.
W pokoju razem z ofiarą zostali Crawford, Clarice i lekarz. Doktor Akin i dziewczyna przyglądali się sobie, odkrywając jakby łączące ich pokrewieństwo. Oboje byli dziwnie zmieszani i zarazem dziwnie zadowoleni.
Crawford wyjął słoiczek maści Vicks VapoRub i zaoferował go pozostałym. Starling przyglądała się, jak jej użyć, a kiedy doktor i Crawford wtarli ją w okolice nozdrzy, zrobiła to samo.
Obrócona tyłem szukała aparatu leżącego na samym spodzie torby z ekwipunkiem. Za sobą usłyszała zgrzyt otwieranego suwaka.
Zamrugała szybko, patrząc na herbaciane róże na ścianie. Nabrała powietrza i wypuściła je z płuc. A potem odwróciła się i spojrzała na ciało leżące na stole.
– Powinni byli włożyć ręce w papierowe torby – powiedziała. – Zrobię to, kiedy skończymy. – Wyłączyła automat w aparacie i ustawiając ręcznie ekspozycję, dokładnie sfotografowała ciało.
Ofiara miała szerokie biodra i według wskazań taśmy mierniczej, sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. W miejscach pozbawionych skóry jej ciało przybrało pod wpływem wody szary kolor. Przebywało w zimnej wodzie nie dłużej niż kilka dni. Skórę zdjęto, poczynając od prostej linii tuż pod piersiami aż do kolan, w obszarze, który