Название | Morawiecki i jego tajemnice |
---|---|
Автор произведения | Tomasz Piątek |
Жанр | Документальная литература |
Серия | #ArbitrorFakty |
Издательство | Документальная литература |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66095-13-7 |
To drugie pytanie dręczyło wielu obserwatorów. Niektórych nadal dręczy, gdyż w świetle cynizmu i korupcji rządów PiS w latach 2015–2019, afera taśmowa z 2014 r. może wzbudzać wręcz życzliwe uczucia. Co nagrano w restauracji? Co ujawniły media? To, że politycy rządzącej Platformy Obywatelskiej i inni przedstawiciele elity władzy spożywali obiady za 800 zł w warszawskiej restauracji Sowa & Przyjaciele. Z ich rozmów biło poczucie cynizmu i przepychu władzy („Za 6 tys. zł to pracuje złodziej albo idiota” „Te ośmiorniczki to ho, ho, ho!”) niekiedy okraszone przekleństwami. Ale nie wyszły na jaw żadne krwawe zbrodnie ani miliardowe afery. Raczej wady dość powszechne: pieczeniarstwo, kumoterstwo, wyniosłość, wulgarny język.
Jednak to właśnie ujawnienie tych banalnych wad podstawiło nogę platformerskiej elicie, która wcześniej zdawała się nie do pokonania. Był to moment, gdy Polska czuła się znudzona rządami PO, które odczuwano jako zastój i bierność. Tymczasem wśród pracowników i młodzieży trwał ferment. Nieprzerwany wzrost gospodarczy już nie cieszył. Polki i Polacy mieli dość dominującej od ćwierć wieku neoliberalnej retoryki, zgodnie z którą sukcesy kraju były zasługą przedsiębiorców (a ciężka praca na rzecz przedsiębiorcy stanowiła zaszczyt dla pracownika). Wyborcy odkrywali na nowo, że mają także prawa socjalne. Nie chcieli już więcej słyszeć o rosnącym dobrobycie, chcieli go posmakować. I to własnymi ustami, nie ustami swoich ministrów. Co więcej, nie tylko o żołądek i portfel tutaj chodziło. Polki i Polacy pragnęli być dumni ze swego państwa. Chcieli końca trwającej od ćwierćwiecza postkomunistycznej prowizorki i nieprzejrzystości. Gdy usłyszeli, jak dygnitarze nazywają państwo polskie „chujem, dupą i kamieni kupą”, zachwycając się zarazem ośmiorniczkami za 800 zł, zatrzęśli się ze złości. Jedni uwierzyli, że katolickie Prawo i Sprawiedliwość kieruje się bardziej rygorystycznymi zasadami niż cyniczni smakosze z luksusowej restauracji. Inni uznali, że obie największe partie – PiS i PO – są w tym samym stopniu złe, więc nie poszli do wyborów.
Efekt znamy: szeregowy poseł Jarosław Kaczyński rządzi Polską, a na czele rządu stoi jego protegowany Mateusz Morawiecki. Ich rozrywki kosztują więcej niż 800 zł. Koszty idą w miliardy. Te policzalne, ale należy się obawiać także strat niepoliczalnych i wielopokoleniowych, gdyż obaj liderzy wspólnie gwałcą podstawowe standardy demokratycznego państwa prawa i cywilizacji zachodniej. To, że część z rozrzucanych miliardów służy łataniu (bo przecież nie naprawianiu) socjalnych zaniedbań poprzednich rządów, niewielką jest pociechą. Zapewne przynosi to ogromną ulgę wielu biednym ludziom. Jednak trudno nie martwić się tym, że zamiast przemyślanej polityki socjalnej i emancypacji warstw niezamożnych widzimy próbę ich zniewolenia. Kij w postaci marchewki może być bardziej niebezpieczny niż zwykły kij.
Jak w tym wszystkim odnajduje się Mateusz Morawiecki, były neoliberalny bankowiec, który polskim pracownikom chciał oferować ciężką pracę za miskę ryżu? Znakomicie. Nie tylko został wicepremierem i premierem, lecz także, a może przede wszystkim stał się ulubieńcem Jarosława Kaczyńskiego. Rzecz jasna, Morawiecki ma w PiS wielu wrogów. Stanowi ciało obce w obozie władzy ze względu na swą przeszłość „bankstera” i doradcy lidera PO, Donalda Tuska. Niezbyt lubią go wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, których drażni jego biznesowa aparycja i korporacyjny sposób bycia (wielu z nich wolało poprzednią premier Beatę Szydło, „kobietę z ludu”). Mimo to Kaczyński wciąż lansuje Morawieckiego jako swego następcę wbrew wewnątrzpartyjnym spiskom i intrygom. Może prezes PiS wie, że niedługo przyjdą trudne czasy, pieniądze się skończą, marchewka stanie się kijem – i bankowy, biznesowy Morawiecki to jedyny lider obozu rządzącego, który zdobędzie się na cięcia socjalne? Jedyny, który będzie umiał wynegocjować wsparcie dla Polski za granicą, w świecie międzynarodowej finansjery?
Jedno jest pewne. W 2014 r. zaczął się wielki wzlot Mateusza Morawieckiego. Bankowiec znalazł się na szczytach władzy za sprawą kilku ośmiorniczek. Jak również kilku „pluskiew” – czyli urządzeń podsłuchowych nielegalnie zamontowanych w warszawskiej restauracji Sowa & Przyjaciele.
Czy miał jakiś związek ze zorganizowaniem tej operacji?
Wiemy już, że dobrze znał przynajmniej jednego z jej prawdopodobnych organizatorów.
WIELKIE PRZESUNIĘCIE
Znaczenie rządów PiS dla naszego codziennego życia. Koniunktura, tyrania i nędza. Polska przesunięta na Wschód. Nieistniejące Międzymorze. Afera taśmowa, czyli zemsta Putina na polskich prozachodnich elitach
Co nas to obchodzi? – zapyta sceptyk (albo raczej cynik). Co nas obchodzi to, że kilka lat temu doszło do intrygi, dzięki której jedna partia obaliła drugą, a pewien bankowiec został premierem? Nawet jeśli stało się to przy udziale nieprzyjaznego mocarstwa, nawet jeśli osłabia to struktury naszego państwa – to przecież nic strasznego się nie dzieje. Politycy zawsze kradną i marnują pieniądze. Może trzeba się cieszyć, że pisowcy robią to tak jawnie i bezczelnie. W ten sposób łatwiej policzyć straty, które zresztą nie zaszkodziły dotąd gospodarce albo zaszkodziły w ograniczonym stopniu. Oczywiście, ich najgorsze skutki mogą przyjść z opóźnieniem, ale na razie koniunktura trwa. A jeśli się załamie, to przecież bankowiec Morawiecki właśnie po to został premierem, aby w razie załamania gospodarczego wyprowadzić Polskę na prostą.
Niestety, chodzi o sprawy znacznie istotniejsze niż chwilowy triumf populizmu. Chodzi o to, jak będziemy żyć przez następne lata i dziesięciolecia. Chodzi o treść naszej codziennej egzystencji. Przykład Wenezueli pokazuje nam, jak może się skończyć przekupywanie społeczeństwa przez agresywnych, wspieranych przez Kreml populistów. Dzieci tego kraju, mimo jego ogromnych bogactw naturalnych, rozgrzebują śmietniki w poszukiwaniu resztek jedzenia. Ale nie trzeba sięgać tak daleko. Sąsiadujemy przecież z Rosją, krajem jeszcze bogatszym w złoża, o wielkiej kulturze i wysokim poziomie edukacji. Krajem tym rządzi populistyczny dyktator Władimir Putin. Trzeba mu przyznać jedno: przez dłuższy czas umiał zaspokoić podstawowe potrzeby egzystencjalne rosyjskiej prowincji. Emeryci z wiosek pod Tułą, Rostowem i Krasnojarskiem mieli chleb i cebulę, nawet jajka i olej. Nie wiadomo jednak, jak ich los będzie wyglądać teraz, gdy polityka Putina wpędziła Rosję w problemy gospodarcze. A wyrażenie „problemy gospodarcze” w Rosji ma inne znaczenie niż w Polsce. Znaczy ono – nawet dziś, 30 lat po upadku komunizmu – że pewnego dnia ze sklepów może zniknąć np. ser we wszelkich postaciach. Na początku 2019 r. Federalna Służba Statystyki Państwowej (Rosstat) opublikowała szokujący raport o ubóstwie w Rosji. Okazuje się, że 19 mln Rosjan żyje w ubóstwie, a 80 proc. rosyjskich rodzin deklaruje, że ledwo wiąże koniec z końcem18.
Tak jest w tyraniach, w których wszystko zależy od kaprysów i błędów tyrana. Tak jest w społeczeństwach, które odrzucają standardy demokracji zachodniej. Jeżeli Polska definitywnie je odrzuci, nasze życie codzienne się zmieni. Niczego nie będziemy mogli być pewni. Ani tego, że w sklepie będzie ser, ani tego, że policjant nie połamie nam kończyn bezkarnie. Do obecnych strachów – takich jak strach przed kredytem, utratą pracy, biedą, chorobą – dojdzie strach przed politykami wielkimi i małymi. Włącznie z wójtem czy radą dzielnicy, którą dotąd mogliśmy ignorować. Na każdym kroku, w każdym zakątku potrzeby partii rządzącej staną się ważniejsze od potrzeb obywatela. Krytyka jej poczynań zostanie uznana za zdradę i bezprawny, antypaństwowy bunt (tak zresztą już jest przedstawiana w państwowych mediach posłusznych partii rządzącej). Nasze społeczeństwo straci podmiotowość – i straci je także państwo. Rząd, który rządzi z łaski Putina, będzie skazany na sojusz z Putinem – choćby nawet miał za sobą długą historię używania i nadużywania antyrosyjskiej retoryki. Będzie skazany na ten sojusz także dlatego, że innych sojuszników utraci. Zresztą, już ich traci. Polska od trzech i pół roku nieustannie
18