Narzeczona z Brazylii. Линн Грэхем

Читать онлайн.
Название Narzeczona z Brazylii
Автор произведения Линн Грэхем
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия Światowe życie extra
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-4318-6



Скачать книгу

wilgotne włosy. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Jedna z sióstr przyszła jej zakomunikować, że matka przełożona ją wzywa.

      – Twój gość przyjechał – poinformowała ją siostra Mariana z tajemniczym uśmiechem.

      A więc jednak przyjechał, pomyślała szczerze zaskoczona. Czy to oznaczało, że naprawdę pojedzie do Anglii i do dziadka, którego nigdy nie widziała?

      – Tia jest bardzo miłą, serdeczną i szczodrą dziewczyną. Może się wydawać bardzo spokojna – mówiła przełożona klasztoru – ale potrafi być uparta, niestabilna i zbuntowana. Trzeba jej bardzo pilnować. Łamie reguły, z którymi się nie zgadza. Choćby teraz, karmi przybłąkanego psa, chociaż wie, że to zabronione.

      – Nie jest już dzieckiem – zauważył Max z łagodnym wyrzutem wobec tej zasadniczej kobiety.

      – To prawda, ale choć bardzo chce być niezależna, nie mam wrażenia, żeby można jej było na zbyt wiele od razu pozwolić.

      – Będę o tym pamiętał – zapewnił Max, w duchu ciesząc się z ulgą, że Tia pragnie niezależności. Z obrazu, jaki przedstawił mu Andrew, widział pobożną i poukładaną dziewczynę, która robiła tylko to, co jej mówiono. Opis przełożonej bardziej go zachęcił, niż odstraszył.

      Ale gdy drzwi się otworzyły, wszystkie myśli uleciały mu z głowy na widok młodej kobiety o nadzwyczajnej urodzie. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, co było dla niego kompletnie nowym doświadczeniem, jeśli chodziło o kobiety.

      Tia po wejściu do biura przełożonej zatrzymała się jak wryta. Jedno spojrzenie na Maxa i wprost zaparło jej dech w piersiach. Miał jedną z tych typowych męskich renesansowych twarzy, które widziała na zdobionych manuskryptach. Był olśniewająco piękny. Nagle, w jednej chwili, spłynęła na nią świadomość, co to znaczy być kobietą. Nerwowo wygładziła zmiętą spódnicę.

      – Tio, to Maximiliano Leonelli, którego przysłał twój dziadek – oświadczyła matka przełożona.

      – Możesz mówić Max – zachęcił, wyciągając rękę w geście powitania.

      – Tia – wyszeptała.

      Ma oczy swojego dziadka, zorientował się Max, zastanawiając się, jaka figura kryje się pod tym bezkształtnym workiem, który służył jej za sukienkę. Uderzyła go skromność jej ubioru i zniszczone sandały. Wyglądały jak z darów dla biednych. Nie wiedział tak naprawdę, kogo powinien winić, czy Paula, za bycie lichym ojcem, czy Andrew, za to, że nie próbował wcześniej zająć się wnuczką.

      – Możesz zaprowadzić pana Leonellego do jego pokoju i upewnić się, że podadzą mu kolację – zaproponowała przełożona. – Jutro nas opuścisz, Tio.

      Tia odwróciła się z niedowierzaniem.

      – Naprawdę?

      – Tak – potwierdził Max.

      Nagle rozbrzmiały dzwony wzywające na modlitwę.

      – Nie musisz uczestniczyć w dzisiejszej mszy – oświadczyła jej matka przełożona. – Pan Leonelli nie jest praktykującym katolikiem.

      – A co z potrzebami twojej duszy? – spytała zdezorientowana.

      – Moja dusza radzi sobie doskonale bez mszy – odpowiedział jej gładko. – Będziesz się musiała przyzwyczaić do świeckiego życia.

      Tia spostrzegła, jak matka przełożona ostrzegawczo kręci głową, i nie powiedziała ani słowa, choć przerażała ją myśl o dziadku, który także nigdy nie uczęszczał na mszę. Tata opowiadał jej, że jego ojciec, a jej dziadek, żyli w świecie bez Boga, i wyglądało na to, że mówił prawdę.

      – Domyślam się, że msze są nieodłącznym elementem życia w klasztorze – zauważył Max, gdy podążali korytarzem.

      – Oczywiście.

      – Będziesz mogła chodzić na mszę w Anglii – zapewnił ją. – To będzie twój wybór.

      Tia przytaknęła, z niedowierzaniem myśląc o perspektywie, że w ogóle będzie mogła dokonywać jakichkolwiek wyborów.

      – Na czym polega twoja praca w klasztorze?

      – Zwykle robię to, co potrzeba. Gotuję, sprzątam, opiekuję się dziećmi w sierocińcu i uczę je angielskiego.

      Uśmiechnęła się nieśmiało, a Max wpatrywał się z zachwytem w linię jej szczodrych ust. Ja jej pożądam, pomyślał skonsternowany. Ale przecież, tłumaczył sobie, aby ją poślubić, musiał jej pragnąć. Nie mógł się ożenić z kobietą, której by nie uznał za atrakcyjną. Dlaczego starał się zdusić naturalną fizyczną reakcję? Wnuczka Andrew była absolutnie klasyczną pięknością. To oczywiste, że reagował na nią w ten sposób.

      Tia pokazała mu skromny pokój, przypominający ogołoconą celę, z żelaznym łóżkiem i drewnianym krucyfiksem na ścianie.

      – Łazienka jest na korytarzu. A może najpierw chcesz pójść na kolację? – spytała, wpatrując się w niego intensywnie. Zdała sobie sprawę, że próba odwrócenia swej uwagi od tego mężczyzny jest dla niej poważnym wyzwaniem.

      – Tak. Jestem głodny – wyznał.

      – Zabiorę cię do refektarza.

      – Opowiedz mi o psie. O ile dobrze zrozumiałem, masz psa.

      – Kto ci powiedział o Teddym? – wykrzyknęła przerażona. – Mój Boże, a więc matka przełożona się dowiedziała!

      – Chyba niewiele umyka uwadze tej kobiety, nawet jeśli to tylko mały pies – stwierdził szczerze. – Jeśli chcesz go zabrać do Anglii, będziemy go musieli zaszczepić przed podróżą.

      Jej twarzyczkę rozjaśniła nagła radość.

      – Będę mogła zabrać Teddy’ego ze sobą? Jesteś pewny?

      – Oczywiście, że możesz – odpowiedział, zahipnotyzowany szczerą emocją w jej pięknych oczach.

      – Trudno uwierzyć, że mogę go wziąć, tak po prostu – wyznała. – Czy to nie będzie za dużo kosztować?

      – Twój dziadek jest bardzo zamożny i chce, żebyś była szczęśliwa w Anglii.

      – Och, dziękuję ci, dziękuję, dziękuję! – bez chwili wahania Tia entuzjastycznie rzuciła mu się na szyję i mocno uściskała z wdzięczności.

      Przez chwilę Max stał oniemiały, ponieważ nie był przyzwyczajony do takich uścisków. Prawdę mówiąc, nie mógł sobie przypomnieć, żeby ktokolwiek kiedykolwiek to robił. Powoli podniósł ramiona i niezgrabnie położył ręce na jej barkach. – Nie dziękuj mnie, ale swojemu dziadkowi, gdy go zobaczysz. Wykonuję tylko jego prośbę.

      Przepełniona szczęściem Tia zabrała Maxa do refektarza i chętnie odpowiadała na pytania.

      – A ty lubisz psy?

      – Nigdy nie miałem żadnego, ale twój dziadek miał psy. – Przebiegły wewnętrzny głos podszepnął mu, by wychwalał nie tylko Andrew, jeśli ma zamiar zrobić na niej wrażenie.

      Na nieszczęście, Max nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać. Nigdy wcześniej nie musiał tego robić, a diamentowe kolczyki czy bransoletka raczej nie zdałyby egzaminu w tym wypadku. Ale wiedział, że musi otworzyć sobie drzwi do jej serca i zdobyć zaufanie.

      A więc ten przystojny Max był gotów się zająć wszystkimi formalnościami, by bezdomny mały piesek mógł pojechać za ocean, pomyślała Tia z rosnącym zachwytem. Podziwiała go i była mu ogromnie wdzięczna. To na pewno miły, wrażliwy mężczyzna, stwierdziła beztrosko.