Dziady. Adam Mickiewicz

Читать онлайн.
Название Dziady
Автор произведения Adam Mickiewicz
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-270-3968-2



Скачать книгу

Imię Ojca, Syna, Ducha.

      Czy widzisz Pański krzyż?

      Nie bierzesz jadła, napoju?

      Zostawże nas w pokoju!

      A kysz, a kysz!

      CHÓR

      A kto prośby nie posłucha,

      W imię Ojca, Syna, Ducha.

      Czy widzisz Pański krzyż?

      Nie bierzesz jadła, napoju?

      Zostawże nas w pokoju!

      A kysz, a kysz!

       Widmo znika.

      GUŚLARZ

      Podajcie mi, przyjaciele,

      Ten wianek na koniec laski.

      Zapalam święcone ziele,

      W górę dymy, w górę blaski!

      CHÓR

      Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

      Co to będzie, co to będzie?

      GUŚLARZ

      Teraz wy, pośrednie duchy,

      Coście u tego padołu

      Ciemnoty i zawieruchy

      Żyłyście z ludźmi pospołu;

      Lecz, od ludzkiej wolne skazy,

      Żyłyście nie nam, nie światu,

      Jako te cząbry i ślazy,

      Ni z nich owocu, ni kwiatu.

      Ani się ukarmi zwierzę,

      Ani się człowiek ubierze;

      Lecz w wonne skręcone wianki

      Na ścianie wiszą wysoko.

      Tak wysoko, o ziemianki,

      Była wasza pierś i oko!

      Która dotąd z czystym skrzydłem

      Niebieskiej nie przeszła bramy,

      Was tym światłem i kadzidłem

      Zapraszamy, zaklinamy.

      CHÓR

      Mówcie, komu czego braknie,

      Kto z was pragnie, kto z was łaknie.

      GUŚLARZ

      A toż czy obraz Bogarodzicy?

      Czyli anielska postać?

      Jak lekkim rzutem obręcza

      Po obłokach zbiega tęcza,

      By z jeziora wody dostać,

      Tak ona świeci w kaplicy.

      Do nóg biała spływa szata,

      Włos z wietrzykami swawoli,

      Po jagodach uśmiech lata,

      Ale w oczach łza niedoli.

      GUŚLARZ I STARZEC

      Do nóg biała spływa szata,

      Włos z wietrzykami swawoli,

      Po jagodach uśmiech lata,

      Ale w oczach łza niedoli.

      GUŚLARZ

      Na głowie ma kraśny wianek,

      W ręku zielony badylek,

      A przed nią bieży baranek,

      A nad nią leci motylek.

      Na baranka bez ustanku

      Woła: baś, baś, mój baranku,

      Baranek zawsze z daleka:

      Motylka rózeczką goni

      I już, już trzyma go w dłoni;

      Motylek zawsze ucieka.

      DZIEWCZYNA

      Na głowie mam kraśny wianek,

      W ręku zielony badylek,

      Przede mną bieży baranek,

      Nade mną leci motylek.

      Na baranka bez ustanku

      Wołam: baś, baś, mój baranku,

      Baranek zawsze z daleka;

      Motylka rózeczką gonię

      I już, już chwytam go w dłonie;

      Motylek zawsze ucieka.

      DZIEWCZYNA

      Tu niegdyś w wiosny poranki

      Najpiękniejsza z tego sioła,

      Zosia pasając baranki

      Skacze i śpiewa wesoła.

      La la la la

      Oleś za gołąbków parę

      Chciał raz pocałować w usta;

      Lecz i prośbę, i ofiarę

      Wyśmiała dziewczyna pusta.

      La la la la

      Józio dał wstążkę pasterce,

      Antoś oddał swoje serce;

      Lecz i z Józia, i z Antosia

      Śmieje się pierzchliwie Zosia.

      La la la la

      Tak, Zosią byłam, dziewczyną z tej wioski.

      Imię moje u was głośne,

      Że chociaż piękna, nie chciałam zamęścia

      I dziewiętnastą przeigrawszy wiosnę,

      Umarłam nie znając troski

      Ani prawdziwego szczęścia.

      Żyłam na świecie; lecz, ach! nie dla świata!

      Myśl moja, nazbyt skrzydlata,

      Nigdy na ziemskiej nie spoczęła błoni.

      Za lekkim zefirkiem goni,

      Za muszką, za kraśnym wiankiem,

      Za motylkiem, za barankiem;

      Ale nigdy za kochankiem.

      Pieśni i fletów słuchałam rada:

      Często, kiedy sama pasę,

      Do tych pasterzy goniłam stada,

      Którzy mą wielbili krasę;

      Lecz żadnego nie kochałam.

      Za to po śmierci nie wiem, co się ze mną dzieje,

      Nieznajomym ogniem pałam;

      Choć sobie igram do woli,

      Latam, gdzie wietrzyk zawieje,

      Nic mię nie smuci, nic mię nie boli,

      Jakie chcę, wyrabiam cuda.

      Przędę sobie z tęczy rąbki,

      Z przezroczystych łez poranku

      Tworzę motylki, gołąbki.

      Przecież nie wiem, skąd ta nuda:

      Wyglądam kogoś za każdym szelestem,

      Ach, i zawsze sama jestem!

      Przykro mi, bez ustanku

      Wiatr mną jak piórkiem pomiata.

      Nie wiem, czy jestem z tego, czy z