W kręgach władzy. Władza absolutna. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название W kręgach władzy. Władza absolutna
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Крутой детектив
Серия W kręgach władzy
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-586-4



Скачать книгу

że policja powinna piętnować nie tych, którzy delikatnie przekraczają prędkość, ale tych, którzy blokują lewy pas, nie włączają kierunkowskazów i tamują ruch.

      Mężczyzna pokiwał głową z zadowoleniem, ale nie przyspieszył.

      – Dodam do tego, że zatrzymanie przez drogówkę to nic innego jak dorosła wersja bycia zatrzymanym przez nauczyciela za bieganie po szkolnym korytarzu.

      Rozmówca uśmiechnął się lekko, ale zrobił to wyłącznie z uprzejmości.

      – Panie, mój głos i tak pan masz – zadeklarował. – Ale po takich rzeczach od mundurowych raczej ich pan nie dostaniesz.

      Wskazówka prędkościomierza nawet nie drgnęła, więc Patryk ostatecznie zrezygnował z dalszych prób i uznał, że musi uzbroić się w cierpliwość.

      – Normalnie chętnie bym depnął – odezwał się po chwili kierowca, zjeżdżając z mostu Poniatowskiego w Wioślarską. – Ale sam pan widzisz, ile teraz policji jeździ. Co oni w ogóle robią?

      Hauer wiedział tylko tyle, ile naprędce przekazała mu Swoboda. I nie miał oporów, by dzielić się tym z kierowcą – za kilkanaście minut mężczyzna i tak usłyszy wszystko w radiu.

      – Przecież już dawno po sprawie – dodał kierowca. – Co się stało, to się stało, nie? Po co popierdalają na bombach, jakby pół miasta się paliło?

      – Cóż…

      – Jest jakieś zagrożenie? – kontynuował kierowca. – Mów pan, jeśli tak.

      – Służby tego nie wykluczają.

      – Że… czego?

      – Zidentyfikowali człowieka, z którym współdziałał zamachowiec. I kiedy ruszyli jego tropem, okazało się, że atak pod sejmem mógł być tylko początkiem.

      – Pajacujesz pan…

      – Chciałbym – przyznał Patryk, który nagle zwęszył okazję, by szybciej zjawić się w gmachu przy Wiejskiej. – Ale niestety takie mam informacje. I dlatego kluczowe jest, żebym czym prędzej…

      – Nie musisz pan mówić nic więcej – oznajmił mężczyzna, po czym mocno wcisnął pedał gazu i minął samochód próbujący zmienić pas. – To jest stan wyższej konieczności.

      Hauer uśmiechnął się w duchu.

      Milena miała rację, kiedy wspomniała o potędze strachu i tym, co dzięki niemu można osiągnąć. Widział to teraz jak na dłoni, a kierowca vana właściwie stanowił ilustrację tego, co żona chciała mu przekazać.

      Kiedy zajechali pod wejście dla niepełnosprawnych od strony Górnośląskiej, Milena już czekała na męża. Patryk szybko pożegnał rozmówcę i ruszył w kierunku budynku. Nie musiał niczego jej tłumaczyć. Zaraz po wejściu do samochodu napisał jej krótką wiadomość, która mówiła wszystko.

      Mimo to Mil sprawiała wrażenie, jakby dotarła do niej zupełnie inna nowina.

      – Coś nie w porządku? – zapytał, wodząc wzrokiem po grupie zebranych nieopodal dziennikarzy.

      – Wszystko.

      – Służby dorwą tego gościa, zanim…

      – Nie to mam na myśli – ucięła, a potem położyła rękę na oparciu wózka i kiedy Hauer go zatrzymał, obróciła się do niego. – Nie jestem zresztą nawet pewna, czy zagrożenie jest realne.

      – Myślisz, że to szopka Chronowskiego?

      – Nie takie rzeczy już robił. A teraz to idealna sytuacja, żeby utrzymał się przy władzy.

      Niełatwo było to przyznać, ale Adam Chronowski zdawał się niezniszczalny. Przetrwał ataki, które powinny raz na zawsze przekreślić jego karierę, i wychodził obronną ręką nawet z najgorszych opresji. Każdy inny na jego miejscu siedziałby już za kratami, on jednak wciąż był szefem rządu.

      Wielokrotnie sprawiał wrażenie bezbronnego, znajdującego się pod ścianą desperata, ale ostatecznie za każdym razem wychodził z kłopotów bez szwanku. I wszystko wskazywało na to, że tym razem także może tak się stać.

      – Będziemy go mieć na oku – zapewnił Patryk.

      – Mniejsza o niego.

      – Więc o co chodzi?

      – O to, co zaraz się wydarzy.

      Hauer ściągnął brwi, spodziewał się bowiem zupełnie innej reakcji. Spojrzał przed siebie, myśląc o tym, że od sali posiedzeń dzieli go jedynie krótki łącznik między budynkami. Jeszcze przed momentem spieszyło mu się tak, że powinien przemknąć przez korytarz jak huragan. Rezerwa żony ostudziła jednak entuzjazm.

      – Skąd ten dystans? – spytał.

      – Stąd, że zaraz zostaniesz odsunięty na boczny tor.

      – Wręcz przeciwnie.

      – Nie – uparła się. – Swoboda wszystko to sobie zaplanowała. Ciebie wypchnie na marszałka, tymczasową głowę państwa, a sama zostanie szefową rządu.

      – Mniejszościowego? UR nie ma większości, Mil.

      – Ale będzie ją miała po wyborach.

      – Nie ma żadnych wyborów.

      – Będą – zapewniła go. – Bo zaraz po tym, jak ty pójdziesz na strażnika żyrandoli, Swoboda doprowadzi do samorozwiązania sejmu. Każe ci rozpisać nowe wybory, a opozycja zgarnie w nich całą pulę. Teresa zostanie premierem.

      – Nawet jeśli, to…

      – Skończy się twoja kariera, Patryk.

      – Nie przesadzaj.

      – Nie przesadzam – odparła ciężko i mocniej ścisnęła wózek, jakby trzymała nie jego uchwyt, ale dłoń męża. – Pałac Prezydencki to czarna dziura, dobrze o tym wiesz. Nikt stamtąd nie wraca.

      Miał wrażenie, że Milena nieco dramatyzuje, ale co do najważniejszej kwestii się nie myliła. Żaden prezydent nie zdołał wrócić do bieżącej polityki po zakończeniu kadencji. Niektórzy twierdzili, że to klątwa Krakowskiego Przedmieścia, ale prawda była taka, że chodziło o podstawowe zasady rządzące tym światem.

      Prezydent miał być niezależny, nie podlegać szefowi swojego ugrupowania i nie sympatyzować z żadną partią. Nawet jeśli tylko udawał bezstronność, prędzej czy później prowadziło to do konfliktów z jego środowiskiem. Drzwi się zamykały, a mosty wprawdzie nie paliły, lecz stopniowo niszczały. Po tym nie było już powrotu do partyjnej polityki.

      – Teresa doprowadzi do łączonych wyborów prezydenckich i parlamentarnych – dodała Mil. – Będzie walczyć o wszystko. O władzę absolutną.

      – Wiem. I ja tak samo postąpiłbym na jej miejscu.

      – Ale ty nie wystawiłbyś siebie jako kandydata na prezydenta.

      – Nikt nie mówi, że…

      – Naprawdę chcesz się oszukiwać? – przerwała mu. – Zaraz zostaniesz marszałkiem właśnie po to, by być kandydatem w wyborach. I wygrasz je, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa. Druga kadencja też będzie w zasięgu, o ile nie dojdzie do jakiejś tragedii.

      Hauer przełknął ślinę. Wszystko działo się stanowczo zbyt szybko, w dodatku doszła sprawa z Bianczim i rzekomą tajną notatką. Przez to wszystko nie miał czasu, by zastanowić się, jak dalekosiężne okażą się dziś podejmowane decyzje.

      – Twoja prezydentura będzie trwała dziesięć lat – ciągnęła Milena. – I co potem?

      Nie miał odpowiedzi na to