Название | Odyssey One. Tom 6. Przebudzenie Odyseusza |
---|---|
Автор произведения | Evan Currie |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65661-58-6 |
Hadrian sprawdził wszystkie przyrządy, podczas gdy komodor usiadł po jego prawej stronie i zapiął pasy. Porucznik próbował mu się nie przyglądać ze zbyt wielką uwagą.
Niestety, nie udało mu się to, bo Eric westchnął.
– Jeśli panu przeszkadzam, poruczniku, mogę usiąść z tyłu.
– Nie, sir! – Hadrian pokręcił głową. – Przepraszam, sir. Po prostu… mój tata służył na Iwo.
Eric przyjrzał się przez chwilę młodemu oficerowi, po czym zapytał:
– Hadrian? Marshal Hadrian?
– Tak, sir. – Porucznik był w szoku, że komodor pamięta nazwisko jego ojca, który nie był oficerem i nie przeżył bitwy.
– Starszy sierżant Hadrian był naprawdę dobrym marine, z tego, co słyszałem od jednego ze swoich przyjaciół – powiedział Eric. – Dobrze widzieć, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, poruczniku.
– Zawsze o tym marzyłem, sir – przyznał Hadrian, kończąc przegląd przyrządów i uruchamiając systemy wahadłowca. – Kumple taty nie mówili dużo o reszcie wojny, ale wszyscy mówili o Iwo, sir.
– Pewnie w większości kłamstwa – roześmiał się Eric. – Nie miałem z tym wiele wspólnego. Przybyłem ostatniego dnia. To tacy ludzie jak sierżant Hadrian byli legendami. Pański ojciec ze swoją jednostką i tym, co zostało z JSS, bronili wyspy przez trzy tygodnie, zanim się do nich przebiliśmy. Uważam, że był to punkt zwrotny wojny.
– Większość ludzi uważa, że Tokio – stwierdził Hadrian. Wahadłowiec zaczął wibrować po uruchomieniu silników.
– Tokio było bardziej cenną strategicznie bitwą – przyznał Eric. – Iwo Jima to bezwartościowy kawałek skały na zadupiu. Żadnej wartości strategicznej, inaczej niż w dwudziestym wieku. Nie było żadnego powodu, żeby toczyć tam taką bitwę, ale trzeba było postawić gdzieś granicę.
– Święta ziemia – powiedział cicho Hadrian.
Eric skinął głową, przypomniawszy sobie, jak to wtedy wyglądało. Ofensywa Bloku wzięła ich z zaskoczenia, dziesiątkując Piątą Flotę oraz wykurzając japońskie i amerykańskie siły z japońskich wód. JSS zostały zmiażdżone w początkowych starciach, a potrzeba wycofania się na Hokkaido zniszczyła ich morale.
Nie żeby ktokolwiek miał je wtedy wysokie.
Ludzie byli zmęczeni wojną po dekadach walk z tą czy inną organizacją terrorystyczną. Nikt nie chciał kolejnej misji policyjnej, nie mówiąc już o prawdziwej wojnie. Łomot, jaki modliszki Bloku spuściły starym F-35, których nadal używali marines, był dla wszystkich zaskoczeniem. Mając przewagę w powietrzu, siły Bloku rozjechały resztki oporu. Marynarka, marines i JSS musiały wycofywać się przed nimi jak wielka fala.
Na Iwo Jimie dowódca marines uznał, że ma dość. Major Gib zapisał w swoim dzienniku, że jeśli nic nie zrobią, będą musieli wycofywać się aż do Pearl Harbor, a nawet na Zachodnie Wybrzeże.
Wyspa była tak samo dobrym miejscem na ostatni bastion, jak każde inne.
Okopali się więc i w ciągu dwóch dni zmienili Iwo Jimę w fortecę.
Nie miało to krztyny sensu. Blok mógł, a nawet powinien po prostu rozwalić im okręty i ich ominąć, ale Gib odezwał się przez radio i powiedział dowódcy Bloku, że Iwo to święta ziemia i jeśli chce ją dostać, to po jego trupie. Godzinami prowokował admirała, a nawet całe dnie według niektórych opowieści.
A dowódca sił Bloku łyknął przynętę.
Największa bitwa wojny rozegrała się na wysepce, która nie obchodziła nikogo poza garstką marines.
Przez trzy tygodnie obrońcy odpierali falę za falą sił wroga, walczyli pod niebem o barwie ołowiu. I przez trzy tygodnie ci sami obrońcy zatrzymywali ofensywę Bloku.
Iwo Jima była podwójnie błogosławiona lub, jak niektórzy mówili, podwójnie przeklęta. Tamtejszy piach dwukrotnie spijał krew marines i Japończyków. Raz gdy zabijali się nawzajem i drugi, gdy walczyli ramię w ramię.
Po wojnie o wyspie praktycznie zapomniano, ale Gib miał rację co do jednego.
Była świętym miejscem.
– Tak – powiedział Eric, gdy prom ustawił się w pozycji startowej. – Tak było. Uświęcona krwią.
Hadrian skinął głową, postawiwszy silniki w stan gotowości. Czekali na sygnał.
– Byłem tam raz. Nic oficjalnego, ale klasy kończące akademię przekupywały pilotów, żeby nas tam wieźli.
– Tak, wiem – uśmiechnął się Eric. – Czy piloci wciąż udają, że nie mają ochoty lecieć na bezwartościową skałę dla garstki żółtodziobów z marines?
– Udają? – Hadrian spojrzał na niego zdumiony, niemal przegapiając pozwolenie na odlot. – To było na pokaz?
Eric roześmiał się lekko.
– Mnóstwo chłopaków z marynarki również tam zginęło, poruczniku. Wyciąganie pieniędzy od marines to dla nich dobra zabawa. Flota przydziela na to paliwo, są fundusze na specjalnym koncie.
– Nie wiedziałem – przyznał Hadrian, odpalając silniki. Z tyłu wahadłowca wybuchły białe płomienie plazmy.
– Nie macie wiedzieć – powiedział Eric, gdy ciąg wbił go w fotel. – Lepiej jest, gdy myślicie, że coś ryzykujecie, żeby oddać honory poległym. Dlatego marines zawsze pilnują, żeby ktoś to spontanicznie „zasugerował”. Zwykle ktoś z gościnnym wykładem, kto od niechcenia wspomni o własnej nieoficjalnej wycieczce.
– Sukin… – Hadrian ledwie powstrzymał się przed dokończeniem. Opuścili stację i znaleźli się pośród czerni. – On był podstawiony?
Eric otwarcie się roześmiał, starając wygodnie oprzeć się o fotel.
– W korpusie jest mnóstwo sprytnych oficerów i jeszcze sprytniejszych podoficerów. Proszę o tym nie zapominać, tylko starać się im dorównać.
Porucznik pokręcił głową. Był zmieszany. Z tej odległości widzieli już „Odyseusza” unoszącego się ponad habitatem stacji. Wielki okręt lśnił biało odbitym światłem Słońca.
Hadrian uruchomił główny napęd i wahadłowiec popędził w stronę „Odyseusza”.
– Ledwie jestem w stanie w to uwierzyć – przyznał po chwili. – Jest pan pewien?
Eric uśmiechnął się.
– Zrób coś, co przykuje uwagę generałów. Dowiesz się wtedy sam, gdy cię zaproszą, żebyś zmotywował nowych. A tymczasem… uważaj, jak lecisz, synu!
– Co? – Hadrian spojrzał przed siebie i jęknął, ciągnąc drążek sterowniczy gwałtownie w lewo. Coś przeleciało tuż obok nich.
– Co to było, do cholery?
– To – powiedział Eric, obracając się, by mieć obiekt na oku – był pokaz jednego z nowych myśliwców Czarnej Floty. Pilot uznał zapewne, że zabawi się kosztem wahadłowca marines.
Roześmiał się.
– Co mogę powiedzieć? Miał rację.
Porucznik nie spojrzał spod byka na swojego dowódcę, ale niewiele brakowało, by to zrobił.
***
– Przez ciebie ten marine będzie musiał zmienić gacie. Zadowolony? – spytała oschle Alexandra z tyłu maszyny