Początek. Дэн Браун

Читать онлайн.
Название Początek
Автор произведения Дэн Браун
Жанр Детективная фантастика
Серия
Издательство Детективная фантастика
Год выпуска 2017
isbn 978-83-8110-146-2



Скачать книгу

olbrzymie logo przedstawiające glob ziemski ze stylizowaną laską Eskulapa, a pod nim tekst:

      MADRYCKA DEKLARACJA NA TEMAT NAUKI I ŻYCIA

      – Tutaj, w Hiszpanii, Międzynarodowa Federacja Katolickich Stowarzyszeń Medycznych wypowiedziała ostatnio wojnę inżynierii genetycznej, oznajmiając światu, że „nauce brakuje duszy”, dlatego Kościół powinien ją poskromić.

      W miejscu kuli ziemskiej z laską Eskulapa pojawiło się inne, również kuliste logo, schematyczne przedstawienie akceleratora.

      – Ten projekt zakładał stworzenie nadprzewodzącego superzderzacza cząstek elementarnych, największego tego typu urządzenia na świecie, którego potencjał najprawdopodobniej pozwoliłby zbadać ni mniej, ni więcej tylko moment stworzenia. Jak na ironię budowę zaplanowano w sercu tak zwanego pasa biblijnego.

      Logo przeistoczyło się w olbrzymi cementowy pierścień biegnący przez teksańską pustynię. Porzucony obiekt niszczał bezużytecznie, przykryty warstwą kurzu i piachu.

      – Amerykański superzderzacz mógł dramatycznie przyśpieszyć postęp ludzkości, zwiększając nasze rozumienie wszechświata, ale zaprzestano jego budowy wskutek przekroczenia kosztów oraz presji politycznej płynącej z zaskakujących źródeł.

      Na ekranie pojawił się młody teleewangelista wymachujący bestsellerową książką Boska cząstka i wykrzykujący gniewnie: „Boga powinniśmy szukać w sercu, nie w atomach! Przeznaczanie miliardów dolarów na ten absurdalny eksperyment jest źródłem wstydu dla stanu Teksas i obrazą Boga!”.

      Po chwili powrócił głos Edmonda.

      – Opisane przeze mnie konflikty, w których rozum przegrał z przesądami religijnymi, to ledwie garstka bitew w trwającej nieprzerwanie wojnie.

      Sufit rozbłysnął zdjęciami przedstawiającymi sceny z życia współczesnych społeczeństw: pikiety przed laboratoriami genetycznymi, księdza dokonującego samospalenia przed budynkiem, w którym odbywała się konferencja transhumanistyczna, ewangelizatorów wymachujących pięściami zaciśniętymi na Księdze Rodzaju, rybę Jezusa zjadającą rybę Darwina, pełne nienawiści plakaty religijne potępiające badania nad komórkami macierzystymi, prawa gejów i aborcję oraz równie nienawistne plakaty, które stworzono, by na to potępienie odpowiedzieć.

      Leżąc w ciemności, Langdon czuł bicie własnego serca. Przez chwilę miał wrażenie, że podłoże drży, jakby przejeżdżało pod nim metro, gdy jednak wibracje się nasiliły, zdał sobie sprawę, że ziemia naprawdę się trzęsie. Potężne drgania wstrząsały trawnikiem, a pod kopułą rozlegał się ogłuszający huk.

      Dopiero po chwili zorientował się, że to dźwięk rwącej rzeki nadawany przez zamontowane pod murawą subwoofery. Na twarzy poczuł zimną mgiełkę, jakby rzeczywiście leżał w pobliżu pędzącej rzeki.

      – Słyszycie ten dźwięk? – Edmond przekrzykiwał huk przewalającej się wody. – To nieubłagany nurt rzeki wiedzy naukowej.

      Ryk jeszcze się nasilił.

      – Odkąd człowiek rozpalił pierwszy ogień, ten nurt nabiera prędkości – krzyczał. – Każde ludzkie odkrycie stawało się narzędziem, które pozwalało nam dokonywać kolejnych przełomów, i każde zasilało tę toń swoją kroplą. Dziś rzeka wiedzy pędzi z siłą tsunami, zalewa wszystko z niepowstrzymaną siłą.

      Pomieszczenie zaczęło drżeć jeszcze silniej.

      – Skąd przyszliśmy? – wrzeszczał Edmond. – Dokąd idziemy? Od początku było pewne, że znajdziemy odpowiedź na te dwa pytania. Nasze metody badawcze ewoluują od tysiącleci!

      Pod kopułą zerwał się wiatr, rozbryzgując kropelki wody, a ryk rwącej rzeki stał się niemal ogłuszający.

      – Tylko pomyślcie. Ludzkość potrzebowała ponad miliona lat od odkrycia ognia do wynalezienia koła. Potem minęło ledwie kilka tysiącleci do stworzenia prasy drukarskiej, ale teleskop od wynalezienia druku dzieliło już tylko kilkaset lat. W następnych wiekach coraz krótsze okresy oddzielały kolejne osiągnięcia: od silnika parowego, przez napędzane benzyną automobile, przeskoczyliśmy do pojazdów kosmicznych. Po tym sukcesie potrzebowaliśmy zaledwie dwóch dziesięcioleci, żeby zacząć modyfikować własne DNA. Obecnie postęp naukowy mierzymy w miesiącach! – perorował Edmond. – Posuwamy się naprzód w zawrotnym tempie. Niebawem najszybszy znany nam dziś superkomputer będzie niczym liczydło, dzisiejsze zaawansowane metody chirurgiczne wydadzą się barbarzyńskie, a obecne źródła energii uznamy za równie staroświeckie, jak oświetlanie pomieszczeń świeczką.

      Głos Edmonda przekrzykującego ryk pędzącej wody dobywał się teraz z niemal zupełnej ciemności.

      – Starożytni Grecy musieli sięgać wiele wieków wstecz, żeby studiować kulturę swoich poprzedników, nam wystarczy cofnąć się o jedno pokolenie, a znajdziemy ludzi funkcjonujących bez wynalazków technicznych, które wszyscy uznajemy za oczywiste. Historia ludzkości biegnie coraz szybciej, przestrzeń między tym co dawne a współczesnością nieustannie się kurczy. Dlatego daję wam słowo, że przez najbliższe lata ludzkość zmieni się w zawrotnym tempie i będzie to zmiana szokująca, całkowicie niewyobrażalna.

      W jednej sekundzie huk wody ustał.

      Na niebie znów rozbłysły gwiazdy, powiał delikatny wietrzyk i rozcykały się świerszcze.

      Zebrani na łące goście jak jeden mąż odetchnęli z ulgą.

      W niespodziewanej ciszy głos Edmonda wrócił zniżony do szeptu.

      – Wiem, drodzy przyjaciele, że przybyliście tutaj, ponieważ obiecałem wam, że ujawnię wyniki swoich badań, dlatego dziękuję za cierpliwość, dzięki której mogłem sobie pozwolić na drobny wstęp. Teraz jednak zrzućmy okowy starego myślenia. Nadszedł czas na dreszcz podniecenia towarzyszący odkrywaniu tego, co nowe.

      Po tych słowach nad łąkę zewsząd wpełzły kłęby gęstej mgły, a niebo nad głowami zebranych nieco rozjaśnił pierwszy promień świtu, trochę rozrzedzając mrok panujący na widowni.

      Wtem wystrzelił snop światła, szybko przenosząc się na tył sali. Wystarczyła chwila, żeby niemal wszyscy goście usiedli, wyciągając głowy i próbując coś dostrzec nad warstwą mgły, przekonani, że ich gospodarz zaraz wkroczy do sali we własnej osobie. Po kilku sekundach jednak snop światła szybko wrócił do frontu.

      Zebrani na widowni ludzie odwrócili za nim głowy.

      Z przodu sali, uśmiechając się w blasku reflektora, stał Edmond Kirsch. Jego dłonie opierały się o krawędzie pulpitu, którego jeszcze kilka sekund temu tam nie było.

      – Dobry wieczór, przyjaciele – uprzejmie przywitał ich wielki showman znad opadającej mgły.

      W ciągu kilku sekund wszyscy zerwali się z miejsc, żeby zgotować gospodarzowi owację na stojąco. Langdon dołączył do nich, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.

      „Edmond po prostu musiał się pojawić w kłębach mgły!”

      Dotychczasową prezentację, mimo wrogości wobec religii, Langdon musiał uznać za majstersztyk – była odważna i bezlitosna jak jej autor. Robert rozumiał teraz, dlaczego coraz liczniejsza grupa wolnomyślicieli na całym świecie ubóstwiała Edmonda.

      „Choćby za to, że potrafi głosić swoje poglądy tak, jak niewielu innych by się odważyło”.

      Gdy twarz Edmonda pojawiła się na ekranie nad głowami publiczności, Langdon zauważył, że jego były student występuje w telewizyjnym makijażu, bo nie jest już taki blady jak poprzednio. Mimo to jednak na jego twarzy było widać ślady zmęczenia.

      Aplauz zrobił się taki głośny, że Langdon ledwie poczuł wibracje w kieszeni marynarki. Instynktownie sięgnął po telefon, przypomniał sobie jednak, że przecież jest