Początek. Дэн Браун

Читать онлайн.
Название Początek
Автор произведения Дэн Браун
Жанр Детективная фантастика
Серия
Издательство Детективная фантастика
Год выпуска 2017
isbn 978-83-8110-146-2



Скачать книгу

stał na krawędzi, utrzymywany własnym kształtem.

      Langdon przystanął i przeniósł spojrzenie na wierzchołek potężnego okręgu, który mijał. Stal niskostopowa miała odcień miedzi i fakturę, która sprawiała wrażenie organicznej. Patrząc na tę potężną instalację, miało się poczucie wielkiej siły i delikatnej równowagi zarazem.

      – Czy zauważył pan, panie profesorze, że kształt nie jest zamknięty?

      Langdon ruszył z miejsca, żeby obejść rzeźbę, i dopiero wtedy dostrzegł, że jej ściany się nie stykały, niczym nieudany okrąg narysowany przez dziecko, które nie zdołało połączyć końców.

      – Krzywizna tworzy przejście mające zaprosić widza do środka, gdzie zobaczy negatyw.

      „Chyba że ma klaustrofobię” – pomyślał Langdon, szybko ruszając dalej.

      – Na wprost będzie pan miał trzy sinusoidalne stalowe wstęgi przebiegające mniej więcej równolegle – kontynuował Winston. – Ustawione są na tyle blisko siebie, by tworzyć falujące tunele o długości ponad trzydziestu metrów. Rzeźba nosi tytuł Wąż i nasi młodzi goście zwykle z radością w niej biegają. I jeszcze ciekawostka: dwie osoby stojące po dwóch stronach tunelu będą się doskonale słyszały, nawet jeśli mówią szeptem.

      – Owszem, to godna uwagi ekspozycja, ale czy zechce mi pan wyjaśnić, dlaczego Edmond chciał, żebym ją zobaczył?

      „Doskonale przecież wie, że takie rzeczy do mnie nie trafiają”.

      – Eksponat, który polecił mi panu pokazać, nosi tytuł Spiralny moment obrotowy i znajduje się przed panem w prawym rogu. Widzi pan?

      „To coś, co wygląda, jakby stało kilkaset metrów stąd”.

      – Tak, widzę.

      – Wspaniale. Podejdźmy tam, dobrze?

      Langdon niepewnie się rozejrzał po olbrzymiej przestrzeni, a następnie ruszył w stronę odległej spirali. Winston kontynuował.

      – Wiem, że Edmond Kirsch z wielkim podziwem wyraża się o pańskim dorobku, panie profesorze, a zwłaszcza ceni pańskie rozważania na temat wzajemnych oddziaływań różnych tradycji religijnych oraz wpływu ewolucji wierzeń religijnych na sztukę. Pod wieloma względami teoria gier i obliczenia predykcyjne, którymi się zajmuje Edmond, są do nich podobne: przeprowadza analizy ewolucji różnych systemów, żeby określić, jak będą się rozwijały w przyszłości.

      – Edmond jest w tym wyjątkowo dobry. Nie na darmo nazywają go współczesnym Nostradamusem.

      – To prawda, chociaż moim zdaniem takie porównanie jest dla niego raczej obraźliwe.

      – Niby dlaczego? – zaprotestował Langdon. – Nostradamus to najsłynniejszy prorok wszech czasów.

      – Nie chcę się spierać, panie profesorze, ale Nostradamus napisał prawie tysiąc rymowanych czterowierszy, które przez kolejne wieki twórczo interpretowali przesądni ludzie, doszukując się sensu tam, gdzie go nie ma. Interpretatorzy dostrzegli w nich wszystko, od drugiej wojny światowej, przez śmierć księżnej Diany, po atak na World Trade Center. Czysty absurd! Z kolei Edmond Kirsch opublikował ograniczoną liczbę dokładnych prognoz, które sprawdziły się po raczej krótkim czasie, choćby przechowywanie danych w chmurze, samochody bez kierowcy czy procesory pentium. Pan Kirsch nie jest żadnym Nostradamusem.

      „Racja” – pomyślał Langdon. Nieraz słyszał, że zwolennicy Edmonda Kirscha okazują mu bezwarunkową lojalność. Winston był zapewne jednym z nich.

      – Jak się panu podoba wycieczka w moim towarzystwie? – zapytał Winston, zmieniając temat.

      – Bardzo. Kudos dla Edmonda za wynalezienie technologii umożliwiającej pracę przewodników na odległość.

      – Edmond marzył o tym systemie od lat. Na jego stworzenie poświęcił niewyobrażalną ilość czasu i pieniędzy.

      – Naprawdę? Technologia nie wydaje się skomplikowana. Muszę przyznać, że na początku byłem sceptyczny, ale przekonał mnie pan. Ciekawie się z panem rozmawia.

      – To bardzo miłe z pana strony. Mam nadzieję, że nie zepsuję dobrego wrażenia, gdy powiem panu całą prawdę. Dotychczas niestety nie byłem z panem całkiem szczery.

      – Słucham? – zdziwił się Langdon.

      – Zacznijmy od tego, że przedstawiłem się panu jako Winston, ale nie dokonałem pełnej prezentacji. Jestem sztuczny.

      Langdon się zaśmiał.

      – Przewodnik po muzeum sztuki współczesnej o nazwisku Sztuczny? No cóż, nie mam pretensji o to, że poprzestał pan na imieniu.

      – Po drugie zaś, gdy pan zapytał, dlaczego nie towarzyszę panu osobiście, odpowiedziałem, że Edmond Kirsch chce zmniejszyć tłok w pomieszczeniach muzealnych. I jest to prawda, bo on rzeczywiście taki sobie stawia cel, ale znów nie udzieliłem pełnej odpowiedzi. Zasadniczy powód, dla którego komunikuję się z panem na odległość, zamiast spacerować obok, jest zgoła inny. – Zawiesił głos. – Ja nie mam zdolności poruszania się.

      – Och, przykro mi. – Langdon wyobraził sobie człowieka na wózku inwalidzkim w odległym call center i zrobiło mu się przykro, że swoim pytaniem postawił Winstona w krępującej sytuacji.

      – Niepotrzebnie. Zapewniam pana, że z nogami wyglądałbym dziwnie. Bo widzi pan, nie jestem tym, za kogo mnie pan bierze.

      Langdon zwolnił kroku.

      – Co pan ma na myśli?

      – „Sztuczny” to nie jest nazwisko, tylko termin fachowy, chociaż pan Kirsch woli używać określenia „syntetyczny”. – Na chwilę w słuchawkach zapanowała cisza. – Prawda jest taka, panie profesorze, że konwersuje pan z wirtualnym przewodnikiem. Rodzajem komputera.

      Langdon rozejrzał się niepewnie.

      – To jakiś kawał, prawda?

      – Nie, panie profesorze. Mówię całkiem poważnie. Edmond Kirsch poświęcił dziesięć lat i prawie miliard dolarów na badania nad sztuczną inteligencją. Dziś jest pan jednym z pierwszych, którzy doświadczają owoców jego pracy. Od początku zwiedzania pańskim przewodnikiem jest komputer. Ja nie jestem człowiekiem.

      Przez chwilę Langdon nie mógł się z tym pogodzić. Język i dykcja jego rozmówcy były bez zarzutu, a jeśli nie liczyć niezręcznego chwilami chichotu, to prowadził rozmowę w sposób nienaganny. Mało tego, ze szczegółami omawiał wiele różnych tematów.

      „Jestem w ukrytej kamerze” – pomyślał, rozglądając się po ścianach w poszukiwaniu obiektywów. Zaczął podejrzewać, że uczestniczy w jakimś dziwnym przedsięwzięciu sztuki eksperymentalnej, sprawnie zorganizowanym pokazie teatru absurdu. „Zrobili ze mnie szczura w labiryncie”.

      – Niezbyt mi się to podoba – oznajmił, słysząc, jak jego własny głos odbija się echem od pustych ścian olbrzymiej galerii.

      – Najmocniej przepraszam – odparł Winston. – To zrozumiałe. Zakładałem, że trudno panu będzie się z tym pogodzić. Zapewne właśnie dlatego Edmond polecił mi przyprowadzić pana tutaj, do pomieszczenia, gdzie pozostali goście dzisiejszego wieczoru nie mogą pana zobaczyć. Nie otrzymają też informacji, którą właśnie panu przekazałem.

      Mimo wszystko Langdon przeszukiwał wzrokiem mroczną przestrzeń, żeby sprawdzić, czy nikt go nie obserwuje.

      – Jak pan zapewne wie – kontynuował głos, zupełnie niewzruszony zakłopotaniem Langdona – ludzki umysł jest systemem binarnym. Synapsy albo przenoszą impuls nerwowy, albo nie, są więc włączone albo wyłączone, zero-jedynkowe. Mózg ma ponad trzysta bilionów synaps, co oznacza, że skonstruowanie ludzkiego mózgu nie jest kwestią