Świetlany mrok. Krzysztof Bonk

Читать онлайн.
Название Świetlany mrok
Автор произведения Krzysztof Bonk
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-7853-439-6



Скачать книгу

złowrogi mrok. Być bezcennym darem dla ludzi światła. Dla niej samej miało być jednak czymś o wiele więcej. Z jednej strony wybawieniem, a z drugiej drogą do niezwykłej przemiany.

      Elea wkroczyła do sali obrad. Wewnątrz znajdował się kryształowy stół o dziewięciu bokach. Przy nich stało dziewięć krzeseł, na których – odkąd liczono czas – zasiadało dziewięć najwyższych kapłanek. Główne stanowiska rozdzielano według klucza dominujących w Zakonie frakcji. Warunkiem otrzymania stanowiska najwyższej kapłanki było wysokie urodzenie oraz wniesienie opłaty, często w innych dobrach niż zwykłe kosztowności. Zgodnie z tradycją najistotniejsze decyzje podejmowano tu większością głosów.

      Kiedy wszystkie kobiety zasiadły na miejscach, zdjęły kaptury swoich złocistych szat. Jako pierwsza głos zabrała Elea. Było to jej prawo: rozpocząć, prowadzić oraz w wybranym momencie zakończyć obrady, a także zwołać termin następnych.

      – Nie ulega najmniejszej wątpliwości – przemówiła zdecydowanym głosem Elea. – Mroczne Źródło zabarwiło się czernią, dziecko ciemności zostało poczęte. Ta skaza dokonała się za sprawą mrocznych sił. Nie wiemy, czy to ich własna inicjatywa czy odpowiedź na to, co od dawna planujemy. Jednakże w takich okolicznościach nie ma to już znaczenia, zostałyśmy postawione przed faktem dokonanym. Nie ma odwrotu. Musimy złożyć Bogini Światła wymaganą ofiarę z krwi, aby obdarowała nas szczodrze świetlistym dzieckiem. Inaczej możemy doczekać czasu, gdy blask naszej Bogini zgaśnie na zawsze, pogrążając nas w wiecznych ciemnościach. Nie możemy do tego dopuścić. Nie możemy zawieść ani jej, ani ludzi światła. Nosimy brzemię odpowiedzialności. Musimy działać.

      W sali zapadła zgodna cisza. Lecz Elea nie spodziewała się jednomyślności. Nie pomyliła się. Jedna z kobiet podniosła nieśmiało rękę, chcąc zabrać głos. Elea skinęła jej głową na zgodę.

      – A może powinnyśmy znaleźć inny sposób, aby powstrzymać dziecko mroku… niewiążący się z poświęceniem krwi niewinnych? Jestem święcie przekonana, że muszą istnieć alternatywne rozwiązania, to pewne. – Słowa te padły z ust Magi, cesarskiej córki, której dobrodusznością i naiwnością Elea była zwyczajnie zmęczona. W ogóle nie powinno tej kobiety tu być. Ale z różnych względów Elea musiała ją na razie tolerować.

      – Proszę, siostro. Przedstaw alternatywny plan. Uzasadnij go, a nie zwlekając, poddamy go pod głosowanie. – W odpowiedzi Magi tylko zwiesiła głowę. – Zatem – kontynuowała triumfująco Elea – zgodnie z wyliczeniami zaćmienie nad stolicą księstwa Aria dokona się za sto dwadzieścia trzy cykle snu. Wyślemy tam tyle varekai, ile zdołamy. Dokonamy za ich sprawą tego, co nieuniknione. Co niezbędne dla ludzi światła, naszej Bogini oraz jej uśpionej siostry po drugiej stronie globu, aby ją obudzić. Zarządzam głosowanie. Niech podniesie dłoń ta z was, która jest przeciw moim słowom.

      – Ja podnoszę! – syknęła Waltari, córka króla Kardanoru. – Mrok zakradł się do twej duszy, siostro, i do wszystkich tych, którzy dają przyzwolenie na tak nikczemne działanie. Nieważne, jak złociste szaty przywdziejecie, widzę, czym się stałyście i dokąd zmierzają wasze podłe czyny!

      – Dziękuję ci, siostro, za twe cenne uwagi – odparła spokojnie Elea. – Lecz w swojej trosce o nas, jak widzisz, jesteś osamotniona. – Kapłanka wskazała na pozostałe siedem kobiet, które nie podniosły dłoni. – Więc teraz, siostro… łaskawie zamilcz.

      – Nie zamierzam milczeć. Zgodnie z tradycją żądam próby krwi i w razie wygranej – nowych wyborów do głównego zgromadzenia!

      Kapłanki skupiły wzrok na przewodniczącej rady. Ta zrobiła kwaśną minę. Chwilę przebierała palcami po blacie kryształowego stołu, aż przemówiła do Waltari:

      – Spodziewałam się tego po tobie, siostro. Wiedz, że nie dałaś mi wyboru i sama ściągasz na siebie zgubę. – Zaklaskała w dłonie. Otworzyły się drzwi i do komnaty weszły cztery uzbrojone kapłanki pełniące funkcję strażniczek. – W imieniu naszej rady zostajesz aresztowana, Waltari. Wszystkie tu obecne, nawet Magi, zgadzamy się co do tego, że gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, aby bawić się dla twej uciechy w stare rytuały.

      – Obyś zdechła w mroku, suko! – krzyknęła kobieta, której strażniczki wiązały ręce.

      – Zakneblujcie ją i umieśćcie pod strażą w jej pokoju. Do odwołania nie wolno jej go opuszczać.

      – Skąd taka łaskawość? Czemu nie nakarmisz mną swoich pupilek, siostro?!

      – Jeszcze słowo na ten temat przy niewtajemniczonych… a zgodnie ze starymi zwyczajami, które tak hołubisz, sama wytnę ci niewyparzony język, którego nie wiesz, jak używać.

      Waltari zamilkła i dała się wyprowadzić z komnaty. Kiedy osiem kobiet pozostało samych, przewodnicząca zgromadzenia odezwała się ponownie:

      – Zatem decyzja ostatecznie zapadła. Złożymy wymaganą ofiarę z krwi. Zgodnie z odwiecznym prawem dziecko światła narodzi się w mroku. Imię jego matki, ze względów bezpieczeństwa, będę znała tylko ja. Dziękuję wam, siostry. Niniejszym zamykam obrady.

      Danen przyglądał się, jak najwyższa kapłanka Magi żegna się ze swoją bliźniaczą siostrą. Obie kobiety były podobne do siebie niczym dwie krople wody. Te same długie, kręcone, kasztanowe włosy, łagodne rysy twarzy, nieco zadarte noski, pucułowate policzki, tajemnicze, zielone oczy.

      Magi czule pocałowała siostrę w czoło. Obie kobiety popatrzyły jeszcze na siebie bez słowa, po czym każda udała się konno w inną stronę. Siostra Magi do pobliskiej Kryształowej Świątyni, ona sama na północ, w kierunku ziem Cesarstwa. Po chwili dołączył do niej Danen.

      – Jesteś pewien, że nikt was nie śledził? – zapytała go nieufnie Magi, kiedy zrównali gniade konie.

      – Ręczę, że nikt z ludzi, ale sama wiesz… to tereny Zakonu. Nie dam sobie głowy uciąć, że nie nadzialiśmy się po drodze na jakąś varekai. – Danen rozłożył wymownie ręce, wskazując na bujną, tropikalną roślinność po obu stronach drogi.

      – Rozumiem. Niestety Elea staje się nieznośnie podejrzliwa, nawet wobec mnie, choć uchodzę w jej oczach za słodką idiotkę. Nie mogę opuścić świątyni na dłużej niż dwa cykle snu, nie wzbudzając dodatkowych podejrzeń. Stąd podmiany musieliśmy dokonać już tutaj.

      – Coraz bardziej ryzykujesz. Ufam, że wiesz, co robisz, zresztą… jak zwykle. – Danen puścił kobiecie oko. Osobiście nie obawiał się komplikacji. Zawsze dopisywało mu szczęście, liczył więc, że i tym razem nie będzie wyjątku.

      – Robię to, co niezbędne dla wyższego dobra. I… dziękuję ci, że mogę na ciebie liczyć, Danenie.

      – Zawsze do usług.

      – A gdzie pozostawiłeś resztę oddziału?

      – Jedenaście cykli snu stąd, na północ, poza granicami Zakonu. Tam oczekuje nas dwunastu zbrojnych. To pewni ludzie.

      – Oczywiście. A jak przebiega nasza rewolta?

      – Zgodnie z twoimi zaleceniami przeszliśmy do defensywy.

      – Słusznie. To nie czas na przewrót. Jednak taki czas nadchodzi. Niebawem większość varekai zostanie odesłana daleko do księstwa Aria. To nam oczyści przedpole i utoruje drogę do śmielszych poczynań. Wtedy uderzymy z całą siłą i definitywnie odbiorę memu ojcu władzę.

      – To ostateczna decyzja? – zapytał obojętnie Danen, bardziej po to, by podtrzymać dyskusję, niż z powodu rzeczywistego zainteresowania tematem.

      – Tak. Sam wiesz, jak się sprawy mają. Odkąd umarła moja matka, pozycja Zakonu stale się umacnia na cesarskim dworze. W sytuacji, kiedy Zakonem faktycznie włada Elea, jest to absolutnie nie do zaakceptowania.