Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk

Читать онлайн.
Название Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań
Автор произведения Agnieszka Krawczyk
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-258-0



Скачать книгу

pada – poskarżyła się Tosia.

      – Przecież siedzisz sobie wtedy i czytasz – Daniela nie rozumiała.

      – Teraz to najbardziej lubię zabawy na łąkach, a to niemożliwe, gdy pada. Jak jest mokro, trawy się robią takie nieprzyjemne. Nie można się w nich chować.

      – Może nie będzie deszczu. Nie na rękę mi ta pogoda. Chciałam pójść do domu kultury, sprawdzić stan przygotowań – stwierdziła Agata.

      Siostra spojrzała na nią z ukosa.

      – Nie boisz się spotkania z Trzmielową? Po tym wszystkim, co się dzieje?

      – Właśnie bardzo chętnie się z nią zobaczę. Ciekawe, czy ma mi coś do powiedzenia.

      – I to jest słuszne podejście. Trzeba stawiać czoła przeciwnościom w każdej sytuacji – pochwaliła Julia. – Ja za to chętnie pomogę dziewczynom w herbaciarni.

      – Odkąd pojawiła się Lucyna, nabrałam pewności siebie – przyznała Agata. – Czuję, że mamy jakieś wsparcie, łatwiej jest się zmierzyć z Małgorzatą i całym tym jej konsorcjum.

      – To oczywiste. Człowiek, gdy ktoś go wspiera, zawsze myśli jaśniej – pokiwała głową Julia. – Mam nadzieję, że Lucyna nam pomoże, wydaje się być bardzo rozsądną osobą.

      – W każdym razie damy sobie tutaj radę, a ty po prostu idź i załatw to, co zamierzasz – powiedziała Daniela.

      Pierwsi goście, którzy postanowili zakończyć plażowanie nad rzeką, właśnie przechodzili przez furtkę herbaciarni i trzeba było przygotować przekąski i desery.

      Agata poszła do swojego pokoju, żeby się przebrać. Po namyśle założyła spódnicę i lekki sweterek, który przypomniał jej dawne biurowe czasy. Uśmiechnęła się lekko – tak wyglądała podczas zebrań, tyle że miała jeszcze na nogach niewygodne szpilki. Teraz nie zamierzała ich bynajmniej zakładać. Wyszła na ulicę i po krótkim czasie była już pod domem kultury.

      Nie ulegało wątpliwości, że roślinom w ogrodzie akurat przydałby się spodziewany deszcz, a w każdym razie co najmniej solidne podlewanie. Ekipa burmistrzowej robiła, co mogła, żeby ogródek przy budynku, w którym miał odbywać się wernisaż, odzyskał dawną świetność, ale do stanu idealnego sporo jeszcze brakowało. Nasadzono wiele roślin i trwały właśnie starania, żeby wszystkie dobrze się przyjęły. Trawa wyglądała ładnie, a krzewy profesjonalnie przycięto i uformowano. Pod drzewami zostały zainstalowane już specjalne konstrukcje, na których miały być prezentowane obrazy Ady, przygotowano także miejsce pod namiot, gdzie planowany był bankiet.

      – Wszystko będzie na czas, proszę się nie martwić – Agata odwróciła się i ujrzała pracownicę domu kultury, która zwykle asystowała Trzmielowej podczas spotkań. – Katalogi już przyszły, pewnie chce pani zobaczyć?

      – Bardzo chętnie. Czy pani Trzmielowa jest u siebie?

      – Tak. Załatwia jeszcze ostatnie sprawy z mediami. Mamy dobre wiadomości. Kilka dużych gazet wyraziło zainteresowanie naszą imprezą, będzie też telewizja. Jesteśmy bardzo podekscytowani.

      Agata zmierzyła ją wzrokiem. Nie ulegało wątpliwości, że Małgorzacie zależało na powodzeniu całego przedsięwzięcia, bo od tego zależała jej pozycja i być może dalsza kariera. Takie prestiżowe wystawy, jeśli okazują się udane, mogą procentować przez długi czas. Z drugiej strony żona burmistrza przez cały czas kopała dołek pod Agatą, usiłując zmusić ją do sprzedaży domu. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że można być aż tak perfidnym.

      Tymczasem w drzwiach domu kultury pojawiła się dyrektorka we własnej osobie.

      – Pani Niemirska przyszła obejrzeć katalogi – zaanonsowała ją pracownica, a Trzmielowa skinęła władczo dłonią, co Agacie wcale się nie spodobało.

      – Znakomicie, że pani przyszła, chciałam z panią porozmawiać.

      Weszły do przytulnego gabinetu. Agata była tu już kilka razy i za każdym razem dostrzegała zmiany. Teraz widziała wiele elementów związanych z nadchodzącą imprezą. Na biurku piętrzyły się katalogi i ostatnie niewysłane jeszcze zaproszenia, a pani Małgorzata najwyraźniej biedziła się nad finalnym planem uroczystości.

      – Jak pani widzi, dopinamy wszystko na ostatni guzik – Trzmielowa zatoczyła ręką wymowne koło. – Nie ma żadnych opóźnień, jestem bardzo zadowolona. Frekwencja będzie rekordowa, wszystkie media potwierdziły obecność, mamy nawet nadprogramowo telewizję prywatną, ogólnopolską i dwie lokalne gazety. Pan Mierzwa z wydziału kultury informował mnie, że zainteresowane są też miesięczniki branżowe, które chcą zamieścić obszerne materiały, wysłaliśmy już im wszystkie informacje i zdjęcia Jakuba Borkowskiego do wykorzystania.

      – Wspaniała organizacja – pochwaliła grzecznie Agata. – Można na pani polegać.

      – Ja zawsze wywiązuję się ze swoich obowiązków, taka jest moja rola – powiedziała zimno żona burmistrza. – Jestem też znana ze swojej skuteczności – te ostatnie słowa zabrzmiały jak pogróżka.

      Agata milczała, przyglądając się jej i czekając, aż nawiąże do sprawy sprzedaży domu. Dyrektorka nie zwlekała z tym zbyt długo.

      – Mam nadzieję, że ksiądz rozmawiał już z panią o mojej nowej propozycji?

      – Tak, byłam nawet zaskoczona, że wysłała go pani jako emisariusza.

      – Nie rozumiem, dlaczego. Uznałam, że wobec pani uporu przydadzą się sugestie kogoś z zewnątrz, kto uświadomi pani, jak bardzo szkodzi pani nie tylko sobie, ale i całej społeczności.

      – Ksiądz dał mi do zrozumienia, że pani go zastrasza – powiedziała spokojnie Agata, patrząc na Trzmielową odważnie. Burmistrzowa wzruszyła ramionami i skrzywiła się wymownie, jakby Niemirska opowiadała jakieś niestworzone historie.

      – To śmieszne. Pani nie ma pojęcia, o czym mówi.

      – Doskonale wiem, o czym mówię. Próbuje się wymusić na mnie decyzję, która jest pani na rękę. Presję wywiera pani też na księdza i inne osoby, które mają mnie przekonać, żebym zrobiła tak, jak pani jest wygodnie. Nie cofnie się pani przed niczym, żeby dostać to, czego chce, prawda? A jeżeli ja się nie zgodzę na sprzedaż tej ziemi na zaproponowanych przez panią warunkach, to co będzie?

      – Mogę zapłacić więcej – oświadczyła Trzmielowa. – Proszę podać swoją cenę, a ja to przedyskutuję z władzami spółki.

      – Tu nie chodzi o pieniądze. Ja po prostu nie chcę, żeby państwo zniszczyli ten teren swoją dziwną inwestycją. Czy pani zastanawiała się nad tym, jak zmieni się okolica, gdy wybuduje pani ten ogromny kompleks? Zabetonuje pani plażę nad Bystrą i spory odcinek drogi na Lisią Górę. Nasza uliczka utraci swój spacerowy charakter, stanie się przelotową trasą z parkingiem. Łąki będą tylko wspomnieniem po zieleni. Czy naprawdę warto? Przecież to się nie opłaci. Zmysłowo jest zbyt małym ośrodkiem, żeby ściągnąć tu tylu gości, by wypełnić termy przez cały rok i zapewnić sobie zysk.

      – Planujemy zrobić tu ośrodek konferencyjny. Zamierzamy organizować szkolenia i zjazdy dla różnych instytucji – powiedziała otwarcie Trzmielowa. – Będziemy mieć pokrycie w biznesplanie, to nam się zwróci, może być pani pewna.

      Agata opadła z powrotem na fotel i popatrzyła na nią z rozpaczą.

      – Jak pani może być aż tak cyniczna? Organizuje pani wystawę mojej matki, zbija na niej swój zawodowy kapitał, a jednocześnie próbuje mnie wyrzucić z domu?

      – Proszę nie dramatyzować. Nie chcę pani wyrzucać. Proponuję bardzo godziwą cenę za ten domek i spłachetek