Na złość. Andrzej F. Paczkowski

Читать онлайн.
Название Na złość
Автор произведения Andrzej F. Paczkowski
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7859-360-7



Скачать книгу

mamo. Przecież się z nią nie żenię. To tylko moja dziewczyna.

      – Ale jakoś niezbyt rozgarnienta.

      Adrian się zdenerwował.

      – Ty też musisz zawsze swoje trzy grosze dorzucać? Pilnuj lepiej kieliszka, bo ci spierdoli!

      – Nie odzywaj siem tak do mnie!

      – To mnie nie wkurwiaj! Wystarczy, że ojca całe życie wpieniasz, nie musisz jeszcze mnie. Zejdź ze mnie.

      Śmiałam się z nich, bo zawsze lubiłam patrzeć na sceny odgrywające się pomiędzy bratem i matką. Brat był, niestety, podobny do ojca, nie miał jaj, więc zdziwiłam się nieco, że nagle wykłóca się z matką.

      – A ty co się śmiejesz jak pierdolnięta? Siana się najadłaś, kobyło jedna?

      Czyli wkurzył go mój śmiech, co doprowadziło mnie do jeszcze większego chichotania. Lubiłam go denerwować. W końcu był moim bratem, no nie?

      Iwonka wróciła z łazienki. Widać było, że starała się wyczyścić plamę po kawie, ale nie za bardzo jej się to udało, a wręcz rozmazała ją jeszcze bardziej. Była przekomiczna. Idealnie, według mnie, nadawała sie do cyrku.

      Matka całe życie komenderowała ojcem. A potem nami. Ale my byliśmy ulepieni z zupełnie innej gliny, nie daliśmy się, nie byliśmy na tyle głupi. No, mówiąc my, mam na myśli, mnie i siostrę, Adrian zupełnie się nie liczył. To takie życiowe zero i nieudacznik. Bez mamy nasrałby sobie w majtki, byłam tego pewna, choć później musiałam zmienić o nim zdanie.

      Pamiętam moment, w którym zaczęliśmy dojrzewać i powoli, jak to się mówi, wyfruwać z gniazd. Mamie nie za bardzo było w smak, że nagle nie wiedziała gdzie się podziewamy, z kim i dokąd chodzimy. Zaczęła nas coraz bardziej kontrolować.

      – Zajmij się ojcem, nie nami! – krzyczałam.

      – Bendem siem wami zajmowała tak długo, jak długo bendem chciała! Jesteście dziećmi i nie bendziecie latać po mieście jak psy spuszczone z łańcucha!

      Mamie nie chodziło o to, by mogło nam się coś stać, na tyle ją znałam, by wiedzieć, że porządnie wkurzał ją brak sprawowanej nad nami kontroli. Byłaby świetnym żołnierzem czy strażnikiem.

      Pamiętam jak chciałam pojechać na dyskotekę.

      – O dwunastej masz być w domu! – nakazała mama.

      – Co? Chyba zwariowałaś! O dwunastej? Mam osiemnaście lat!

      Była dokładnie godzina dwudziesta druga. O dwunastej to dopiero dojadę na dyskotekę, jak ona to sobie wyobrażała?

      – Tak o dwunastej, kurwa. A jak ci siem nie podoba, to ci spakujem manatki i możesz wypierdalać.

      Alka, moja koleżanka z sąsiedztwa, miała dopiero szesnaście lat, a rodzice pozwalali jej wracać o najróżniejszych godzinach, ja będąc osobą dorosłą, przynajmniej w dowodzie, musiałam o dwunastej być w domu, jak jakiś smarkaty podrostek.

      Byłam wściekała. Chwyciłam co stało pod ręką i rzuciłam na podłogę. Wazon rozbił się na kawałki.

      – Co ty robisz? Nienormalna jesteś?

      – Nie, ale ty z pewnością tak!

      – Natychmiast to posprzontaj!

      – Ani mi się śni! Idę na dyskotekę i wrócę późno, czy ci się to podoba, czy nie.

      – To drzwi bendom zamkniente!

      – To je, kurwa, własnymi rękami rozpierdolę!

      Matka doskoczyła do mnie, uderzając mnie w twarz. Odruchowo podniosłam rękę by jej zwrócić.

      – Wiesia! Uważaj! – krzyknął Adrian, kierując we mnie palec wskazujący. On mnie doskonale znał, wiedział, że tylko parę sekund dzieliło mnie od tego, by nie zdzielić jej w twarz. Posłusznie obniżyłam rękę.

      – Następnym razem ci przypierdolę, więc trzymaj łapy u siebie! – powiedziałam ostro i odwróciwszy się na pięcie, odeszłam do swojego pokoju.

      Matka miała denerwującą manię grzebania nam w rzeczach. Kiedy nas nie było, wchodziła każdemu do pokoju i przetrzepywała wszystko, myśląc, że jesteśmy na tyle tępi, by nie zauważyć co było grane.

      Potrafiła zajrzeć dosłownie wszędzie, nawet pod dywan! Przesuwała meble, otwierała szafy wkładając ręce pod każde ubranie, w każdą dziurę. Czego szukała? Nie wiem. Może chciała mieć nas tylko pod kontrolą. Bo kiedy zaczęliśmy dojrzewać i powoli robić swoje, nie podobało jej się to.

      Adrian za zarobione na praktyce pieniądze lubił kupić sobie czasopismo pornograficzne. Miesiąc w miesiąc pojawiało się nowe a sterta rosła. Trzymał je w garażu, czasem przynosił do pokoju, gdzie brandzlował się nad nimi w „tajemnicy”. Czasem, bo też je lubiłam przeglądać, w końcu byłam człowiekiem z krwi i kości, i ciekawił mnie świat, natrafiałam na posklejane kartki.

      – Mógłbyś się przynajmniej nie spuszczać zanim ja tego nie zobaczę, debilu jeden? – zapytałam go bo nie lubiłam spermy, jej zapachu a od samego jej widoku to już mnie mdliło. Faceci są okropni!

      On tylko coś tam odfuknął, że jeśli mi się nie podoba to mam spadać na drzewo banany zrywać i małpy gonić, i dalej robił swoje.

      – Czy oni wszyscy muszą spuszczać się kobietom na twarz? – zapytałam odruchowo z uczuciem niesmaku.

      – Muszą, bo im się to podoba.

      – Mnie tego robić nie będą.

      – Ty nie będziesz miała wiele do gadania.

      – Bo niby co?

      – Bo jesteś laską, tępa strzało.

      – I to ma wszystko tłumaczyć?

      – Tak.

      – Ty głupi jesteś.

      – Ty też.

      A potem oglądałam dalej. Nie wiem, skąd się wziął pogląd że kobiety nie lubią oglądać pism pornograficznych czy też filmów o takiej tematyce. Ja lubiłam i poza spermą nie widziałam w nich nic obrzydliwego. Ale jeżeli oglądały to kiedyś jakieś zimne panienki na pograniczu śmierci, lub kobiety pokroju mojej mamy, nie ma się czemu dziwić.

      Adrianowi po wielu miesiącach uzbierał się pokaźny plik gazet. Postanowił je więc przejrzeć, te najgorsze oddać młodszemu koledze z sąsiedztwa, zaś te najlepsze oczywiście zachować na takie momenty, kiedy będzie ich najbardziej potrzebował. Tak też uczynił. Te lepsze schował więc w szafie pod ubraniami.

      – Mama na pewno je znajdzie – zwróciłam mu uwagę.

      – Mama mi nie zagląda do szafy! – zareagował ostro, patrząc na mnie oskarżycielko.

      Zawsze uważałam, że każdy musi się uczyć na swoich błędach.

      Ojciec, jak już się przyjęło, rzadko bywał w domu. Z matką mieli osobne sypialnie, więc na sto procent nie dochodziło między nimi (może nawet od naszego urodzenia!) do aktu seksualnego. Może też dlatego mama szukała pocieszenia w alkoholu… Zresztą jakoś nie umiałam sobie wyobrazić ich dwojga razem w łóżku. Okropność.

      Oczywiście nasza śledcza znalazła świerszczyki i zaczęło się piekło. Mama chodziła wkurwiona jak indyk, napuszona, złośliwa, warcząca, miotająca gromy samym tylko spojrzeniem. Nie należało jej wchodzić w drogę. Adrian nie wiedział o co jej chodzi. Matka łaziła podkurwiona cały dzień, wreszcie zapytał:

      – Ty, co ona taka wkurzona?

      – Mnie pytasz? Ja nie wiem.

      Bo naprawdę nie wiedziałam.

      A potem poszedł do pokoju i wyszedł blady