Pracująca dziewczyna. Diana Palmer

Читать онлайн.
Название Pracująca dziewczyna
Автор произведения Diana Palmer
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-1272-4



Скачать книгу

w grę wchodziłyby co najwyżej jakieś drobne meble. – Merlyn westchnęła i zmieniła ton. – Proszę się nie obawiać, pani Thorpe, przyzwyczaję się do niego, tak samo jak przekonałam się do szparagów i kabaczków.

      Starsza pani znów się roześmiała.

      – Zwracaj się do mnie Lila, nie pani Thorpe. Sądzę, że po jakimś czasie przywykniesz do mojego syna, a on do ciebie. Dobrze mu zrobi uzmysłowienie sobie, że nie dla każdej kobiety jest wyrocznią. – Wstała. – Jest tak ciepło, że możemy poczynić wstępne ustalenia tutaj, na patiu. Pójdę po notatnik, a ty przynieś książki, które wczoraj przydźwigałaś.

      – Już po nie idę.

      Po kilku minutach Merlyn wróciła z kilkoma tomami, zadowolona, że nie natknęła się na Camerona Thorpe’a.

      – Amanda długo dzisiaj śpi – zauważyła, siadając przy niewielkim białym stoliku.

      – Tak, ale nic w tym niezwykłego – odpowiedziała Lila. – W czasie wiosennych ferii nie pojawia się przed jedenastą. Biedne dziecko, czuje się taka samotna… Cameron na mało czasu.

      – Znalazłby go, gdyby chciał – orzekła Merlyn. – Ja też czułam się samotna w dzieciństwie. Mama umarła, gdy byłam mniej więcej w wieku Amandy. Ojciec nie mógł pogodzić się ze stratą. Rzucił się w wir pracy, nie szukał kontaktu ze mną. Dopiero gdy byłam nastolatką, uprzytomnił sobie swój błąd i stopniowo zbudowaliśmy więź, ale tamte lata są bezpowrotnie stracone.

      – Boję się, że Cameron będzie tak postępował przez całe życie. – Pani Thorpe wbiła wzrok w swoją smukłą piękną dłoń. – Zmarła żona nie była osobą, jakiej potrzebował. Efektowna i ekscytująca, nie lubiła przesiadywać w domu i nie chciała dzieci. Usunęłaby ciążę, gdyby Cameron nie zagroził jej, że rzuci ją na pożarcie konserwatywnej prasie. Zostawiła go natychmiast po urodzeniu Amandy. Kilka lat później zginęła w wypadku samochodowym. Tragiczny związek, i to pod każdym względem.

      – Czy Amanda ją poznała?

      – Nie. Marcia traktowała dziecko jak kulę u nogi, a nie bezbronną istotę, która potrzebuje matczynej miłości. Amanda ma dobre serce i charakter, lecz nie jest zbyt urodziwa. Zresztą wątpię, czy gdyby była, Marcia by się nią zainteresowała, nie mówiąc o obdarzeniu małej uczuciem. Kompletnie nie miała instynktu macierzyńskiego.

      – Smutne. Tym bardziej że ojciec poświęca jej tak mało uwagi. Przyjdzie taki dzień, że gorzko tego pożałuje.

      – Stale mu to powtarzam, ale nie słucha moich rad.

      – Zauważyłam.

      – Nie mam nic przeciwko temu, żebyś mu dalej działała na nerwy. Może go to przebudzi.

      – To mi akurat przychodzi bez wysiłku. Odnoszę wrażenie, że samo moje istnienie wystarczy, aby wyprowadzić go z równowagi – zauważyła Merlyn.

      Były pogrążone w pracy, dyskutując o ewentualnych fikcyjnych bohaterach, pasujących do powieści, której akcja miała się rozgrywać w czasach panowania Henryka VII, pierwszego władcy z dynastii Tudorów.

      W pewnym momencie pojawiła się Amanda.

      Lila miała rację, pomyślała Merlyn. Dziewczynka wdała się w ojca, nikt nie określiłby jej mianem ślicznego dziecka. Była nerwowa, szczupła, o tyczkowatej figurze i wielkich dominujących w twarzy oczach. Kiedy dorośnie, prawdopodobnie przejdzie zdumiewającą przemianę, zaskakując wszystkich. Z brzydkiego kaczątka stanie się pięknym łabędziem, o ile będzie umiała podkreślić walory swojej urody, doszła do wniosku Merlyn.

      – Dzień dobry – rzuciła radośnie pod adresem Amandy.

      Dziewczynka odpowiedziała jej uśmiechem. Łatwo jej przychodziło reagować uśmiechem na obecność żywiołowo zachowującej się Merlyn.

      – Dzień dobry pani. Dzień dobry, babciu.

      – Jadłaś już śniadanie? – spytała Lila.

      – Nie, babciu – odparła i usiadła na huśtawce, splatając dłonie. Włosy miała zebrane w koński ogon, bluzka prezentowała się nieskazitelnie.

      – Dlaczego nie? – dopytywała się Lila.

      – Nie chciałam prosić pani Simms, żeby przygotowała je specjalnie dla mnie – wyjaśniła nieśmiało dziewczynka.

      – Nonsens. Tilly z pewnością nie miałaby nic przeciwko temu. Poza tym pracuje u nas, Amando. Idź do niej i powiedz, na co masz ochotę.

      – Ale nie jestem głodna – wykręcała się dziewczynka.

      Lila westchnęła ciężko.

      – Dziecko, i tak jesteś za chuda, sama skóra i kości.

      – Zdecydowanie tak – rozległ się tubalny męski głos. Cameron obrzucił córkę spojrzeniem. – Wróć do domu i zjedz śniadanie – polecił rozkazującym tonem.

      – Dobrze, tato – odpowiedziała ulegle Amanda i ze spuszczonymi oczami weszła do środka.

      – Podziwiać pański sposób odnoszenia się do dzieci, panie Thorpe – powiedziała z fałszywą słodyczą Merlyn. – Co z wyczucie i subtelność!

      – Milczeć! – odrzekł zimno, ostrzegając ją wzrokiem.

      Merlyn zerwała się na równe nogi.

      – Może pan rozkazywać Amandzie, ale ja nie jestem dzieckiem. Mam tu pracować, a nie…

      – To niech pani weźmie się do roboty i zostawi mnie wychowywanie córki – oświadczył dobitnie.

      – Panie Thorpe…

      – Do pani obowiązków należy wyszukiwanie materiałów pomocnych mojej matce – wpadł jej w słowo. – Poza tym nie przypominam sobie, żeby studiowała pani psychologię dziecka. – Uniósł dłoń, nie dając matce dojść do słowa.

      Zielone oczy Merlyn rozbłysły gniewnie.

      – Mój ojciec zachowywał się podobnie – był pogrążony w pracy i emanował chłodem. Dobrze, że mieliśmy sąsiadów. Ciekawe, jak pan się poczuje, gdy Amanda dorośnie i opuszczając dom, powie panu to, co ja kiedyś zarzuciłam swojemu ojcu.

      Rzucił jej oburzone spojrzenie, po czym wszedł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.

      – No, no… – mruknęła Lila.

      – Przepraszam – powiedziała Merlyn, siadając – ale doprowadził mnie do szału. Rzeczywiście powiedziałam ojcu straszne rzeczy. Na szczęście od pewnego czasu pozostajemy w przyjaźni, ale nie zawsze tak było. Mój ojciec i pani syn dobrze do siebie pasują.

      – No cóż, przykro mi z tego powodu, co się tutaj dzieje. Cameron to mój ukochany syn, ale istotnie nie ma łatwego charakteru.

      – Nie miałam prawa mu tego wszystkiego mówić – przyznała Merlyn, ochłonąwszy. – Przeproszę go.

      – Aby stał się jeszcze bardziej zadufany w sobie?! – zaprotestowała Lila. – Ani się waż!

      – Tak jest! – rzuciła ze śmiechem Merlyn.

      Amanda wróciła po jakimś czasie ze szczęśliwą miną.

      – Tata siedział ze mną przy śniadaniu – pochwaliła się i widać było, że jest wciąż tym zdziwiona. – Dawno tego nie robił. Nawet rozmawialiśmy.

      Merlyn i Lila, również zaskoczone, ale i rozbawione, wymieniły spojrzenia, zanim wróciły do pracy.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Lila sporządzała notatki dotyczące