Bal w San Francisco. Jennie Lucas

Читать онлайн.
Название Bal w San Francisco
Автор произведения Jennie Lucas
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-238-9486-5



Скачать книгу

ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie mógł kochać się z Lilley.

      Choć z drugiej strony, komu by to szkodziło? Pożądanie zaczęło przejmować władzę nad zasadami. Tylko jedna noc. Kilka wspólnych godzin. Wzajemne dawanie i rozkosz. Chyba Lilley nie zakocha się w nim po jednej nocy. Nie jest przecież dziewicą.

      Przypomniał sobie jednak, że miała tylko dwóch kochanków. Nie mógł uwierzyć, że tak niewielu.

      – Ile masz lat, Lilley?

      – Dwadzieścia trzy. Dlaczego pytasz? A ty?

      – Trzydzieści pięć.

      – Masz trzydzieści pięć lat i wciąż nie jesteś żonaty? Tam, skąd pochodzę, wszyscy żenią się raczej przed trzydziestką.

      – Na prowincji to co innego.

      – Nie pochodzę z…

      – W moim świecie – przerwał jej – mężczyzna żeni się, by zapewnić sobie spadkobierców i mieć komu przekazać tytuł.

      – Bardzo romantycznie – parsknęła.

      – Nie chodzi o romantyzm – zaprzeczył ostro. – Małżeństwo jest układem. Moja żona musi pochodzić z najwyższej grupy społecznej. Tylko dziedziczka z odpowiedniej rodziny może być matką mojego spadkobiercy.

      – Jak Oliwia Bianchi?

      Nawet sam dźwięk tego imienia działał na Alessandra irytująco.

      – Tak.

      – Skoro ona jest dla ciebie idealną partnerką, to co ja tu robię?

      – Zagroziła, że odejdzie, jeśli się jej natychmiast nie oświadczę, więc powiedziałem, że może sobie odejść.

      – Przykro mi – głos Lilley wyrażał szczere współczucie.

      – Nie martw się o nią – zaśmiał się Alessandro. – Oliwia doskonale sobie poradzi.

      – Ona na pewno jest w tobie zakochana! Nie powinnam się zgodzić na tę… prowokację.

      – Nie mam już ochoty spotykać się z Oliwią.

      – Skąd ta zmiana? – spytała z powątpiewaniem.

      – Przekonałem się o tym w momencie, gdy zobaczyłem cię w tej sukience.

      Lilley przez chwilę nie była w stanie się odezwać.

      – Alessandro… – zaczęła niepewnie. – Czy mógłbyś przynieść mi coś do picia? I może do jedzenia? Cały dzień nic nie jadłam.

      – Certamente. Na co masz ochotę? Martini? Szampan?

      – Cokolwiek.

      – W takim razie zaczniemy od szampana. Poczekaj tu na mnie.

      Alessandro podszedł do baru i czekał niecierpliwie, aż kelner napełni kieliszki. Chciał jak najszybciej znów znaleźć się obok Lilley. Dawno już tak mocno nie pragnął żadnej kobiety.

      Mógł ją przecież mieć. Była wolna i sama o sobie decydowała. Co prawda była jego pracownicą, ale to przecież on wymyślił tę zasadę. A skoro był szefem, wolno mu było łamać własne zasady i właśnie to zamierzał zrobić.

      W jednej sekundzie podjął decyzję. Jeszcze tej nocy Lilley znajdzie się w jego łóżku.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Jutro obudzę się i będę wspominać to wszystko jak piękny sen, pomyślała Lilley. W poniedziałek wrócę do pracy, a książę Alessandro zapomni o moim istnieniu.

      „Nie mam już ochoty spotykać się z Oliwią. Przekonałem się o tym w momencie, gdy zobaczyłem cię w tej sukience”. Te słowa wciąż brzmiały jej w uszach. Ale to przecież była tylko gra. Nic więcej.

      – Lilley? – Nagle stanął przed nią Jeremy i wyrwał ją z dręczących myśli. – Co tu robisz?

      – Cześć, Jeremy – odpowiedziała słabo. – Cześć, Nadia – dorzuciła, widząc obok swoją byłą przyjaciółkę.

      – Tak mi przykro, Lilley – zapewniła Nadia gorliwie. – Nie chcieliśmy cię zranić…

      – Nie przepraszaj jej! Powiedziałbym ci o tym już dawno, Lilley, gdybyś tylko dała mi szansę i przestała mnie unikać.

      – To śmieszne! – wykrzyknęła, zaskoczona jego bezczelnością.

      – Powinnaś była powiedzieć mi od początku, że mnie nie chcesz, zamiast wpychać mnie w ramiona Nadii. Czego się spodziewałaś? Nigdy nie było cię w domu.

      – Szukasz sobie wymówek! Wiesz, że musiałam dłużej zostawać w pracy.

      – Wiem, że dla mnie nigdy nie założyłaś takiej sukienki. Na pewno zależy ci bardziej na tym mężczyźnie, z którym tu przyszłaś, niż na mnie. Kto to jest?

      To był odpowiedni moment. Teraz mogła się zemścić, mówiąc im, z kim przyszła. Nadia zzielenieje z zazdrości. A Jeremy poczuje się jak beznadziejny głupiec.

      Nagle Lilley zobaczyła, jak Jeremy czułym gestem obejmuje Nadię. Pamiętała, jak sama unikała tego gestu za każdym razem, gdy próbował się do niej zbliżyć. Musiała przyznać, że po kilku dniach spędzonych w miłej atmosferze, gdy razem buszowali na targach biżuterii, ich relacja pozostawiała wiele do życzenia. Rzuciła pracę we Francji i przeprowadziła się do San Francisco, by zacząć to wspaniałe nowe życie, ale nie zrobiła nic, by zrealizować swoje marzenia. Gdy Jeremy chciał ją pocałować lub w jakikolwiek sposób okazać czułość, zawsze go odpychała. Unikała przebywania z nim, tłumacząc się za każdym razem koniecznością pozostania dłużej w pracy. Patrząc wstecz, Lilley zorientowała się, że nie może go winić za to, że wolał być z Nadią. Ona miała dla niego czas i, jak mogła to zobaczyć dziś rano na własne oczy, uwielbiała jego pocałunki.

      Lilley zdała sobie sprawę, że nie kochała Jeremy’ego. Prawda była taka, że najbardziej bolała ją utrata marzenia o butiku z własną biżuterią. Nie mogła podjąć się tego sama, nie mając pojęcia o zakładaniu firmy czy marketingu. Jedyne, co umiała, to projektować biżuterię.

      Ale to nie Jeremy ponosił odpowiedzialność za tę porażkę. To ona sama, ponieważ nigdy nie ruszyła nawet małym palcem, żeby spełniło się to, czego pragnęła.

      – Z kim przyszłaś, Lilley? Poznałaś może kogoś? – spytała Nadia tonem, w którym wciąż słychać było wyrzuty sumienia.

      – Jestem tu… z przyjacielem – dokończyła, a potem dorzuciła: – Miałeś rację Jeremy. Nigdy nie było mnie przy tobie, a jeśli chodzi o moje marzenie, to nic nie robiłam w tym kierunku, więc to nie twoja wina. Przykro mi.

      – Mnie również jest przykro, Lilley – odpowiedział. – Jesteś wspaniałą dziewczyną. Nie zasługiwałaś na to, by dowiedzieć się o mnie i o Nadii w tak paskudny sposób. Powinienem był powiedzieć ci wcześniej.

      – Czy kiedykolwiek będziesz mogła mi wybaczyć? – spytała Nadia płochliwie, wchodząc mu w słowo.

      – Może, jeśli będziesz za mnie zmywać naczynia przez najbliższy miesiąc.

      – Nawet dwa!

      – Przykro mi, że nam nie wyszło z butikiem – dodał Jeremy. – Twoja biżuteria jest świetna, naprawdę. Ale chyba nie jesteś jeszcze na to gotowa. Może kiedyś…

      – Oczywiście – przyznała Lilley, wiedząc, że kłamie. – Kiedyś.

      Coś ściskało ją w gardle, gdy patrzyła, jak Nadia i Jeremy znikają w tłumie, czule się obejmując.

      – Nie