Nowożeńcy w Toskanii. Линн Грэхем

Читать онлайн.
Название Nowożeńcy w Toskanii
Автор произведения Линн Грэхем
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-238-9793-4



Скачать книгу

stajni jej trzy nieszczęsne psy. Zastanowił się leniwie, dlaczego ona bierze na siebie zajmowanie się zwierzętami porzuconymi przez innych ludzi. Trudno byłoby sobie wyobrazić bardziej żałosną czeredę. Olbrzymi niechlujny wilczur wył i zachowywał się jak przerośnięty szczeniak, charcica usnęła w kałuży, a collie na odgłos odległego warkotu samochodu skulił się z przerażenia i przykleił do ściany.

      Po chwili Cesario dostrzegł drobną postać Jessiki z weterynaryjną torbą szczepionek na ramieniu. Gdy znalazła się bliżej, widok jej klasycznego profilu sprawił mu taką przyjemność, jakby oglądał piękny renesansowy portret Madonny. Miała nieskazitelną kremową cerę, delikatne, lecz mocne rysy, pełne zmysłowe wargi, cudownie świetliste srebrzystoszare oczy oraz gęste, długie czarne włosy, które wiązała zawsze w koński ogon. Nigdy nie używała kosmetyków i nie nosiła kobiecych strojów, o ile nie musiała, a jednak jej delikatna figura wyglądała nader pociągająco.

      Miała na sobie sprane bryczesy, ciężkie, solidne buty i sfatygowaną impregnowaną kurtkę, którą już dawno powinno się wyrzucić na śmietnik. Stanowiła krańcowe przeciwieństwo kobiet, w jakich Cesario zwykle gustował – wyrafinowanych, wypielęgnowanych i eleganckich. Zastanawiał się, czy interesuje się Jessicą jedynie dlatego, że go wtedy odrzuciła, mimo że jej się podobał, co zauważył po sposobie, w jaki ukradkiem spoglądała na niego przy kolacji.

      Przyjrzał się teraz jej smukłym udom w opiętych bryczesach. Wyobraził ją sobie nagą i poczuł przypływ żądzy. To go zirytowało, ponieważ nie lubił jedynie patrzeć na kobietę i nie móc jej dotknąć. Pożądanie na odległość to nie w jego stylu. Ale ona przecież nie jest w jego typie. Przypomniał sobie, jak zjawiła się na tamtej kolacji ubrana w workowatą czarną sukienkę i prawie się nie odzywała, bo nawet nie wiedziała, o czym miałaby z nim rozmawiać.

      Jess niemal sparaliżowała świadomość, że Cesario di Silvestri jest w pobliżu. Wcześniej usłyszała ryk silnika sportowego ferrari, którym zawsze objeżdżał swoją posiadłość, zamiast używać o wiele bardziej odpowiedniego samochodu terenowego z napędem na cztery koła.

      Jednak uroda tego mężczyzny zawsze wywierała na niej wrażenie. Ujrzała go stojącego nieopodal w swobodnej pozie. Mierzył prawie metr dziewięćdziesiąt, był szczupły, lecz barczysty i muskularny. Czarne włosy nosił krótko ostrzyżone, a śniada cera wyglądała nieskazitelnie, z wyjątkiem niewielkiej blizny na skroni. Miał klasyczny nos, wysokie kości policzkowe i zmysłowe usta.

      Jessica zastanawiała się gorączkowo, co ma mu powiedzieć o swoim ojcu. Fakt, że Robert Martin na razie nie został aresztowany, świadczył, że jeszcze nie odkryto roli, jaką odegrał w kradzieży.

      – Witaj, Jessico – powiedział Cesario.

      – Dzień dobry, panie Silvestri – odrzekła, ignorując tę sugestię przejścia na ty.

      Po chwili główny stajenny Perkins poprosił ją o radę w kwestii urazu ścięgna u ogiera, na który nie pomagały okłady z lodem ani bandażowanie. Poszła więc z nim do stajni. Soldier był cennym koniem i stajenny właściwie powinien wezwać ją wcześniej, by zastosowała leki przeciwzapalne, ale nie chciała go krytykować w obecności szefa.

      Uporawszy się z tym przypadkiem, podeszła z wahaniem do Silvestriego i odezwała się głosem schrypniętym z napięcia:

      – Cesario, chciałabym zamienić z tobą kilka słów.

      Popatrzył na nią, nawet nie próbując ukryć zdziwienia, że tym razem zwróciła się do niego po imieniu.

      – Za chwilę będę wolny – rzekł z przeciągłym akcentem.

      Jessica wraz ze swoimi psami zaczekała za bramą. Nadal nie wiedziała, co właściwie ma mu powiedzieć…

      ROZDZIAŁ DRUGI

      – Może moglibyśmy odbyć tę rozmowę dziś wieczorem przy kolacji -podsunął Cesario.

      Ta propozycja ponownego spotkania zirytowała Jessicę i uraziła jej dumę. Dziewczyna rzuciła mu nieprzyjazne spojrzenie.

      – Nie, to nie byłoby stosowne. Muszę pomówić z tobą o pewnej kwestii dotyczącej mojej rodziny.

      – Twojej rodziny? – spytał zaskoczony i popatrzył na nią z zaciekawieniem.

      Wyglądał tak zniewalająco przystojnie, że Jessice zaparło dech w piersi, zaczerwieniła się, a w jej głowie zapanował chaos. Rozgniewała ją własna reakcja, nad którą nie potrafiła zapanować. Spojrzała znacząco w kierunku znajdujących się nieopodal pracowników stajni.

      – Wolałabym nie rozmawiać o tym tutaj.

      Jej wyraźne zdenerwowanie jeszcze bardziej zaintrygowało Cesaria. Przyglądał się z przyjemnością ładnym rysom i skórze tak delikatnej, że widać pod nią było sieć błękitnych żyłek. Znów zapragnął ujrzeć ją nagą. Nagą i chętną, pomyślał pożądliwie. Po chwili jednak zirytowany otrząsnął się z tego erotycznego czaru, jaki na niego rzucała, i polecił:

      – Pojedź za mną do rezydencji.

      Wsiadł do swojego sportowego wozu i obserwował we wstecznym lusterku, jak podniosła z kałuży śpiącą charcicę, nie przejmując się tym, że pobrudzi sobie ubranie, i położyła ją na tylnym siedzeniu starego land rovera. Potem zabrała pozostałe psy, które łasiły się do niej radośnie. Cesario wiedział, że Jessica prowadzi schronisko dla bezdomnych zwierząt, i darzył ją za to niechętnym podziwem. Natomiast nie całkiem aprobował jej brak dbałości o wygląd zewnętrzny. Była piękna, lecz zachowywała się, jakby o tym nie wiedziała. Podejrzewał, że wskutek jakiegoś bolesnego przeżycia z przeszłości nie rozwinęła w sobie narcystycznej chęci, by się podobać.

      Jess zaparkowała obok ferrari przed frontem wspaniałej ceglanej budowli pokrytej patyną czasu, ozdobionej wysokimi kominami i rzędami wielodzielnych okien, w których odbijało się światło słońca. Przez kilka wieków ta rezydencja należała do rodu Dunn-Montgomery o bogatych tradycjach. Jednakże przed sześcioma laty właściciele z powodu kłopotów finansowych zmuszeni byli ją sprzedać. Ku wielkiej uldze pracowników, obawiających się, że posiadłość zostanie zlikwidowana, a oni stracą pracę, Cesario di Silvestri kazał wyremontować budynek, wprowadził nowoczesne metody hodowlane i stworzył świetnie prosperującą stadninę koni.

      Zarządca Tommaso, pulchny Włoch w średnim wieku, zaprowadził Jess do środka. Nigdy dotąd tu nie była. W imponującym holu jej uwagę przykuł olbrzymi kominek z czasów dynastii Tudorów, z ozdobnie odlaną w gipsie siedemnastowieczną datą nad gzymsem. Na widok wspaniałych wnętrz jej napięcie jeszcze wzrosło. Wprowadzono ją do sali o wystroju współczesnego gabinetu, surrealistycznie kontrastującym z bogato rzeźbionymi drewnianymi boazeriami. Okna wychodziły na malowniczy, przepięknie utrzymany ogród. Cesario stał w swobodnej pozie, oparty o skraj biurka, ubrany w szytą na miarę koszulę rozpiętą pod szyją i nienagannie skrojone spodnie.

      – Zatem chodzi o twoją rodzinę? – zagadnął z lekkim odcieniem zniecierpliwienia.

      – Są dzierżawcami na twoich terenach, a ojciec i bracia pracują u ciebie w posiadłości – powiedziała Jess.

      – Wiem. Mój zarządca poinformował mnie o tym, kiedy cię poznałem.

      Pomyślała, że świadomość jej niskiego pochodzenia nie odwiodła go wtedy od zaproszenia jej na kolację. Unikając spojrzenia jego pięknych czarnych oczu i starając się zachować opanowanie, wzięła głęboki oddech i rzekła:

      – Muszę powiedzieć ci o czymś, co ma związek z rabunkiem w rezydencji…

      Cesario pochylił się gwałtownie naprzód i spytał z napięciem:

      – Z kradzieżą obrazu?

      Jess pobladła pod jego surowym