Tajemnica Marii Magdaleny. Paweł Lisicki

Читать онлайн.
Название Tajemnica Marii Magdaleny
Автор произведения Paweł Lisicki
Жанр История
Серия
Издательство История
Год выпуска 0
isbn 978-83-7595-735-8



Скачать книгу

są to wyjątkowo skąpe informacje, nic dziwnego zatem, że wielu próbowało przebić się przez zasłonę niewiedzy i dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej mieszkance Magdali. Trudno wszakże przyjąć, jak czyni to amerykański badacz Bruce Chilton, że „Maria Magdalena była przypuszczalnie mamzer, Izraelitką, której pochodzenie było wątpliwe i która tym samym miała ograniczone możliwości wyjścia za mąż” (s. 7). Nie ma żadnego śladu, że tak było, a całe rozumowanie Chiltona oparte jest na niedającej się ostatecznie zweryfikować tezie, zgodnie z którą Maria Magdalena była niezamężna. To dość prawdopodobne, ale powodem braku męża mogło być nie tyle pochodzenie z nieprawego łoża, ile choćby opętanie.

      To, że Maria nie miała męża, jest dość prawdopodobne. Twierdzenie to opiera się głównie na tym, że przeciwnie do wielu pozostałych kobiet określa się ją przez miejsce jej pochodzenia, a nie w odniesieniu do męża czy ojca. „Uderza – wskazuje Silke Petersen – że inaczej niż zwykle dodatek do imienia nie odnosi się do męskiego krewnego, ale do nazwy miejscowości. Zwykle podaje się imiona męża lub synów: Joanna, żona Chuzy (Łk 8, 3), matka synów Zebedeusza (Mt 27, 56), Maria Jakubowa (Mk 15, 40), żona Kleofasa (J 19, 25). To prawda. W ówczesnym społeczeństwie kobiety zyskiwały tożsamość tylko jako matki lub żony męskich krewnych, co potwierdzają też inskrypcje nagrobne (Bauckham, w: Jesus among Friends and Enemies). „Oczywiście trzeba było odróżnić Marię Magdalenę od innych Marii – pisze w innym miejscu Bauckham – ale jeśli zostawiła ona męża, który nie był uczniem Jezusa, nie zostałby on wspomniany, ponieważ takie stosunki nie miały dla uczniów Jezusa wartości. To, że nazywa się ją, posługując się jej miastem pochodzenia, samo w sobie nie dowodzi, że nie miała męża. Większe znaczenie ma to, że była opętana przez siedem demonów; taka kobieta zapewne nie znalazłaby męża lub zostałaby przez niego porzucona” (s. 128).

      Im mniej wiedzy, tym bardziej ekscentryczne pomysły rodzą się w głowach egzegetów. I tak na przykład według feministycznej badaczki Marianne Sawicki (Crossing Galilee, cyt za R. Bauckham, Gospel Women) Maria Magdalena była przedsiębiorcą zajmującym się handlem solonymi rybami w Magdali, a Joanna organizowała rozrywki dla turystów odwiedzających dwór Heroda. Obie były partnerkami w biznesie. Pierwszy raz poznały Jezusa jako uzdrowiciela pracującego w zdrowotnym spa w turystycznym regionie Tyberiady. Itd. itp.

      Prawdą jest zaś, że opierając się na dostępnych źródłach, nie sposób powiedzieć nic pewnego, a choćby i prawdopodobnego na temat pozycji społecznej Marii Magdaleny, jej pochodzenia i rodziny. „Nie możemy znać społeczno-gospodarczego statusu Marii Magdaleny lub Zuzanny” – potwierdza Richard Bauckham (Gospel Women, s. 117). A jednak sam decyduje się na stawianie hipotez: „Być może jest nieco racji w argumencie, według którego Maria Magdalena musiała być przywołana w tym fragmencie przez Łukasza, ponieważ była ona najbardziej znaną uczennicą Jezusa. Być może nie była znana jako ta, która udzielała wsparcia finansowego, podczas gdy Joanna i Zuzanna są wymienione jako znane przykłady kobiet, które były w stanie znacząco wspierać ekonomiczne potrzeby Jezusa i uczniów”. Wynikałoby z tego, że w przeciwieństwie do Joanny i Zuzanny Maria Magdalena byłaby kobietą raczej ubogą, a to, że pojawia się w gronie wędrujących z Jezusem, wskazuje nie na jej bogactwo i hojność, ale na oddanie i późniejsze zasługi.

      Podsumujmy. Wiadomo tyle, że Maria pochodziła z Magdali, choć nie jest pewne, czy tam właśnie mieszkała, kiedy spotkała Jezusa. Nie wiadomo, jaki był jej stan cywilny, choć można domniemywać, że była niezamężna. Wskazuje na to sposób podania jej tożsamości. Inaczej niż w przypadku pozostałych kobiet, których tożsamość określano przez odniesienie do męża lub ojca, w przypadku Marii liczyło się miejsce pochodzenia. To oczywiście zakłada, że gdyby faktycznie była zamężna i gdyby ewangelistom znane było imię jej męża, nazwaliby ją, posługując się jego imieniem, na przykład Marią żoną Józefa albo Marią matką Judy. To prawdopodobne, ale nie można wykluczyć innych możliwości. Maria mogła być od dawna wdową i wówczas w naturalny sposób imię jej byłego męża uległo zatarciu, mogła być też rozwiedziona, mogło być zresztą nawet i tak, że mając męża, przystała do grupy wędrownych nauczycieli z Jezusem na czele, a ponieważ była jedyną kobietą z Magdali, posłużono się tym sposobem odróżnienia. To wszystko są wszakże spekulacje.

      Prawdziwy przekaz

      Pewne jest natomiast to, że Jezus wypędził z niej siedem demonów albo, ściślej jeszcze, że opuściło ją siedem demonów (Łk 8, 2). O tym, że egzorcyzmu dokonał sam Jezus, wspomina zakończenie Ewangelii Marka, pochodzące – jak większość dziś przyjmuje – z późniejszego okresu i dodane do jego tekstu. Pisze się tam o ukazaniu się Jezusa „Marii Magdalenie, z której przedtem wyrzucił siedem demonów” (Mk 16, 9). Nie można zatem wykluczyć, że złe duchy opuściły Marię wskutek działania nie samego Jezusa, ale jednego z Jego uczniów. Mówiło przecież siedemdziesięciu dwóch po powrocie, że „nawet złe duchy im ulegają ze względu na Jego imię” (Łk 10, 17). Z drugiej strony wydaje się to mniej prawdopodobne. Po pierwsze obecność w Marii siedmiu demonów wskazuje na dużą intensywność opętania; po drugie jej pójście za Jezusem sugeruje, że to Jemu bezpośrednio zawdzięczała uzdrowienie.

      Jak każda informacja przekazana w Nowym Testamencie, tak i ta musiała oczywiście budzić wątpliwości i spotkać się z krytyką znawców. Wynika to z charakterystycznego dla wielu przedstawicieli współczesnej egzegezy sposobu komentowania i interpretowania Pisma Świętego, zgodnie z którym wszystko, co przekazane, musi być podejrzane. A najbardziej podejrzane bywa to, co nie odpowiada z góry przyjętym przez danego komentatora założeniom. Teksty, które do nas dotarły, jawią się często jako u źródła już nierzetelne i niewiarygodne, są zawsze czym innym, niż się wydaje. Nie opisują rzeczywistości, ale ją tworzą i konstruują, a ich autorzy nie tyle przekazują to, co otrzymali, i posługują się strzępkami informacji do walki z innymi, do budowania autorytetu jednych bohaterów i pogrążania innych, do zacierania śladów słabości jednych lub podkreślania wielkości drugich. Wszystkie te sądy wypływają, mniemam, w większym stopniu z uprzedzeń ideologicznych współczesnych badaczy, a w mniejszym z rzetelnej analizy źródeł. Słuszna zasada, zgodnie z którą autorzy ewangelicznie nie byli bezwolnymi narzędziami w ręku Boga, ale prawdziwymi autorami i redaktorami, ludźmi, z których każdy realizował swój plan, opisywał przekazaną tradycję zgodnie ze swoimi celami jako pisarza i teologa, bywa w ten sposób wypaczana. Zamiast ostrożnej rekonstrukcji owych motywów poszczególnych ewangelistów wielu badaczy przyznaje sobie swobodę wycinania niewygodnych fragmentów albo umieszczania ich w innym kontekście niż ten, w którym pierwotnie występowały.

      Oto przykład. Silke Petersen, autorka jednej z ostatnich biografii Marii Magdaleny, stwierdza: „Nie ma żadnego niezależnego od Łukasza świadectwa mówiącego o chorobie Marii. Wcześniej już opisane tendecje u Łukasza w odniesieniu do kobiet czynią natomiast prawdopodobnym podejrzenie, że »demony« Marii pojawiły się za sprawą redakcji przez Łukasza, a nie jako pozostałość historycznych wspomnień” (s. 38).

      Jest to zastosowanie w praktyce klasycznej niemal logiki podejrzeń, typowej dla wielu książek autorek feministycznych. Najpierw następuje wykrycie u Łukasza motywów, zgodnie z którymi chciał on pomniejszyć i oczernić kobiety, a następnie na podstawie owych rzekomych motywów kwestionuje się jego przekaz o uzdrowieniu Marii. Dlaczego? Bo w wizji feministek Łukasz występuje nie jako historyk, ale historyk zaangażowany w obronę męskiej dominacji w Kościele, zatem to, co pisze o Marii Magdalenie, należy odczytywać nie wprost, ale jako próbę jej pomniejszenia. Ta sama autorka gdzie indziej stwierdza zresztą, że „Judasz wydał Jezusa Rzymianom” (Petersen, s. 40), co jest możliwe dzięki temu, że wraz z większością współczesnych egzegetów odkryła występującą w Ewangeliach rzekomą tendencję antyżydowską. Dzięki temu może interpretować teksty ewangeliczne o wydaniu Jezusa przez Judasza władzom żydowskim jako tak naprawdę informację o wydaniu Go Rzymianom. Pominę jednak chwilowo pytania o wartość feministycznej interpretacji